Każdy z nas napotkał na swojej drodze tzw. przeciwności losu. A że takowe lubią żyć w stadzie, więc z reguły potrafią wypiętrzyć się do wysokości, powiedzmy Kilimandżaro. Bo tak przeważnie się zdarza, że jeden problem rodzi następny, a ten jeszcze następny itd. To tak jak z bolącym zębem. Zaczyna nas pobolewać i czujemy to miejsce w którym ból jest umiejscowiony, później boli nas połowa twarzy, cała głowa, a w końcu ból staje się nie do zniesienia i zaczyna nas boleć wszystko.
Jak sobie radzić z problemami, aby nie dopuścić do tego, aby nas przerosły. Bo to właśnie wtedy będziemy popełniać błąd za błędem i zamiast wybrnąć z kłopotu, stworzymy następne, jeszcze poważniejsze.
Braliście kiedyś pożyczkę w firmie oferującej pomoc finansową bez zbędnych zaświadczeń, żyrantów i innych dupereli ? Jeżeli tak to wiecie o co chodzi. Jeżeli nie to lepiej tego nie róbcie.
Do firmy pożyczkowej idziemy z reguły wtedy, kiedy mamy tzw. nóż na gardle, a kochany bank nie chce z nami w ogóle rozmawiać, bo nasza zdolność kredytowa jest prosto mówiąc – żadna. Pani w firmie rozdającej pieniążki na prawo i lewo, a jakże milutka i bardzo troskliwa. Właśnie czekaliśmy na Pana, żeby Panu pomóc, kawka, herbatniczek i takie tam. Problemu nie ma żadnego, tylko umowę podpisać i pieniążki pobrać. Mogą być w gotówce, a mogą być na konto, jak kto woli. Na konto nie chcemy, bo tam już komornik czeka, więc w gotówce poprosimy. Papierki do podpisania, kto by tyle czytał, jeszcze w dodatku maczkiem pisane. Zamaszysty podpis i do kasy. Na pamiątkę dostajemy firmowy długopis z logo firmy i ozdobną kopertę na banknoty. I właśnie w momencie podpisu pojawił się drugi kłopot, bo ten pierwszy to komornik, który siedzi na naszym koncie.
Po powrocie do domu, założeniu kapci i zaparzeniu porządnej kawy, bo tamta była lura, przeglądamy podpisaną umowę i nie wierzymy własnym oczom. Pożyczyliśmy trzy tysiące, a za miesiąc musimy oddać sześć. Za miesiąc idziemy do następnej firmy, żeby pożyczyć pięć, bo tysiąc jakoś się uzbierało. I tak Kilimandżaro rośnie, a my w coraz większym popłochu, bo windykacja zaczyna się upominać o swoje.
To był przykład, jaki koszmar można zrobić sobie samemu. Przez nieprzemyślane decyzje możemy dużo stracić a nic nie zyskać.
Kiedyś czytałem książkę o wędrówkach łososi. Natura tak sobie wymyśliła, że te ryby, które są przysmakiem nie tylko niedźwiedzi, mają płynąć w górę rzeki, abyw zimnych i dobrze dotlenionych wodach, złożyć ikrę. Po drodze jednak muszą poradzić sobie z rwącym nurtem i wieloma wodospadami. I pomimo tych przeszkód dopływają do celu. Część oczywiście ginie w misiowej paszczy, ale część zmęczona dociera na miejsce, żeby dać naturze możliwość zachowania gatunku. Ta smaczna bądź co bądź ryba uczy nas w jaki sposób poruszać się pod prąd, odsłaniając się zarazem przed silnym nurtem i wykorzystywać go do dalszej wędrówki. My również musimy znaleźć taki sposób, aby wykorzystać siły, które w nas uderzają i nie pozwolić na to, by nas zmiotły. Walczyć z pokusą chowania się przed trudnościami i przeciwnościami. W tym konkretnym przykładzie, po prostu porozmawiać z komornikiem i zadeklarować miesięczne spłaty. Starać się rozwiązać problem na samym początku, a nie brnąć w następny...i następny.
Henryk Sadurski