Partner: Logo FacetXL.pl

Jacek z Adamem znają się od dziecka. Wychowali się na jednym osiedlu. Chodzili do jednej klasy - i w podstawówce, i potem w liceum. Trenowali też w jednym klubie koszykówkę. Mnóstwo czasu spędzali ze sobą, nic dziwnego, że mają do dzisiaj tyle wspólnych wspomnień.

Po studiach założyli rodziny. Ślub mieli dwa miesiące po sobie. Oczywiście jeden był świadkiem u drugiego. Nawet żony mieli z jednej szkoły. Wszyscy znali się od wielu lat.

- Mieliśmy razem tyle wspólnego ze sobą, że byliśmy wręcz skazani na siebie - mówi Jacek. - I tak było. Często się spotykaliśmy, mimo że mieszkaliśmy na innych krańcach miasta. Wystarczył jeden telefon, żeby jedni byli u drugich. Razem się wspieraliśmy, jak ktoś miał jakieś problemy, to mówiliśmy o tym bez żadnych oporów. Znaliśmy się na tyle dobrze, że nie było dla nas tematu tabu. Kiedy Adam miał taki okres w swoim życiu, że za często sięgał po alkohol, to mu to wygarnąłem i jakoś się opamiętał. Mieliśmy do siebie zaufanie.

Przynajmniej raz w roku spędzali razem wczasy. Najpierw w czwórkę, potem już z dziećmi. Jak były małe, to najczęściej jeździli nad morze, żeby dzieciaki nawdychały się jodu. Kiedy podrosły, zaczęły się wspólne wypady za granicę. Głównie do Chorwacji, potem do Włoch, Hiszpanii.

 


- Nigdy się nie kłóciliśmy - dodaje nasz rozmówca. - Owszem, były czasem jakieś spory, nieporozumienia, ale zawsze je rozwiązywaliśmy

 


Powodziło im się nieźle. Obydwoje pracowali w państwowych firmach, na kierowniczych stanowiskach. Podobnie jak żony. Nie mieli kredytów, większych zobowiązań, jeździli nowymi samochodami, mieli oszczędności.

Kupno działki i postawienie bliźniaka to był pomysł Adama.

- Na jakieś wspólnej imprezie stwierdził, że dzieci rosną, w bloku robi się ciasno, a poza tym zawsze marzył o własnym ogródku z warzywami - mówi Jacek. - Na początku nie podjęliśmy tematu z moją Anią. Nigdy nie planowaliśmy budowy domu. Z jednym dzieckiem wystarczało nam nasze 80 mkw. w bloku, do tego z ogromnym tarasem. Sama myśl o budowie przerażała mnie. Co tu ukrywać - jestem typowym humanistą, takie przedsięwzięcie mnie po prostu przerastało. Potem cały czas w takim domu jest coś do roboty, a ja o tym nie miałem zielonego pojęcia. Jak w mieszkaniu coś się popsuło, trzeba było zreperować, to zawsze miałem teścia do pomocy. Znał się na tym i lubił tego rodzaju prace. Złota rączka.

 


Ania, żona Jacka stwierdziła jednak po pewnym czasie, że taki własny dom z ogródkiem to nie jest wcale taki zły pomysł

 


Długo przekonywała męża, żeby chociaż zorientowali się, czy byłoby ich stać na kupno działki i budowę. Byłoby. Mieli trochę odłożonych pieniędzy, ceny mieszkań szły ostro w górę; za swoje dostaliby co najmniej 600 tysięcy, teść obiecał, że im w razie czego pomoże we wszystkim, a Adam miał już upatrzoną działkę.

- Przekonali mnie - mówi Jacek. - Wielu naszych znajomych budowało się w tym czasie. Nowe domy powstawały jak grzyby po deszczu. Co jakiś czas byliśmy zapraszani na parapetówki.

Działka nie była ani droga, ani duża. Ale to, co najbardziej ich wszystkich przekonało, to rozpoczęta budowa bliźniaka. Poprzedni właściciel zmienił plany i postanowił pozbyć się nieruchomości. Plusem było to, że nie musieli załatwiać tych wszystkich biurokratycznych formalności, pozwoleń, stania w kolejkach. Do tego cena była atrakcyjna.

- Gdzieś tam z tyłu głosy pojawiła mi się myśl, że połowa bliźniaka i mała działka to nie jest dobry pomysł - mówi Jacek. - Nie brałem wtedy pod uwagę, że może mi kiedyś przeszkadzać brak intymności.

 


Po dwóch latach, od kiedy się sprowadzili, spełnił się jego najczarniejszy scenariusz. Na przyjaciela-sąsiada nie może już patrzeć

 


Ma go po dziurki w nosie. Podobne odczucia żywi do niego Adam.

- Pierwsza, poważniejsza kłótnia była jeszcze na etapie budowy domu - przyznaje Jacek. - Ja od razu chciałem wzdłuż ogrodzenia posadzić tuje. Adam był przeciwny, obawiał się, że tuje zacienią jego warzywniak, który od początku zaczął urządzać. Chciał jakiś niski żywopłot. I tak się poprztykaliśmy. Stanęło w końcu na tujach. Był niepocieszony.

Nie to jednak było najgorsze. Jacek oraz częściej odczuwał uciążliwość sąsiedztwa przyjaciela. I niemal każdego dnia łapał się na tym, że nie tak wyobrażał sobie mieszkanie we własnym domu z ogrodem.

- Na początku było fajnie - mówi. - Wspólne grille, rozmowy, imprezy. To, co nas przez tyle lat łączyło. Czuliśmy się w sumie jak na wspólnych wakacjach. Ale po kilku miesiącach zacząłem odczuwać już przesyt jego towarzystwa. Adam chyba tak samo. Zero intymności. Nawet nasze balkony są tak blisko siebie, że słychać każdą rozmowę. Z początku śmieliśmy się z tego, nawet specjalnie udawaliśmy, że się kłócimy. Ale po jakimś czasie okazało się to uciążliwe, zwłaszcza jak my mieliśmy gości, czy też do nich przychodzili.

 


Głupio było robić coś w ogródku w samych gaciach, jak u niego na balkonie siedzieli goście i się gapili

 


Nie dało się też uniknąć niejednej kłótni. Pewnego dnia Jacek pożyczył piłkę spalinową od kolegi. Mieli na działce kilka dużych konarów, które trzeba pociąć. To było w piątek. Następnego dnia musiał oddać piłę, bo kolega jechał na działkę. Akurat tego dnia u Adama byli znajomi. I przez to cięcie się pokłócili. Adam nie słuchał tłumaczeń przyjaciela, że tylko w ten dzień może z niej korzystać. Nie odzywali się potem do siebie przez kilka dni.

- Najgorsze jest jednak to, że jesteśmy skazani na siebie - przekonuje Jacek. - Jak jesteśmy razem na działce, czy na balkonie, to trudno jest zignorować drugiego. Ale ile można rozmawiać w kółko o tym samym? Mam wrażenie, że Adama też takie rozmowy powoli męczą. Nie ma tak jak kiedyś, że robimy raz na jakiś czas wspólne spotkanie przy piwku, kiełbasce, rozmawiamy. Teraz mamy siebie na co dzień i chyba po dziurki w nosie. Nawet Ania z Basia unikają się jak mogą, a jak już rozmawiają, to raczej tak z grzeczności.

Czy przyjaźń Jacka z Adamem przetrwa?

- To od nich samych zależy - uważa Marek Kasperski, psycholog z Lublina. - Takie sytuacje są dosyć częste w życiu, chociażby podczas wakacyjnych wypadów, kiedy znajomi, przyjaciele nagle znajdują się w nowej dla wszystkich sytuacji, kiedy spędzają dużo więcej czasu ze sobą, muszą wspólnie poodejmować wiele decyzji. I wtedy się okazuje, że ten ktoś, kto zawsze wydawał się wesołym, radosnym kumplem, w rzeczywistości takim nie jest. Przy bliższym poznaniu wychodzą na jaw różnego rodzaju słabości, wady, nawyki, które mogą być dla drugiej strony irytujące. I odwrotnie. Znam przypadki, kiedy tacy znajomi po powrocie z wakacji dużo rzadziej się potem spotykali, a nawet zrywali te znajomości na wiele lat czy na zawsze. W przypadka pana Jacka i Adama nie jest to takie proste. Nie są na wspólnych wakacjach, tylko zostali bliskimi sąsiadami. To nie jest tak, że mogą teraz "zresetować" swoją dawną przyjaźń i zacząć znajomość od zera - na poziomie poprawnych stosunków międzysąsiedzkich. Znają się od lat, wiele razem mają wspólnego i skoro pan Jacek przyznaje, że nigdy nie mieli wobec siebie tajemnic - to niech to teraz wykorzystają. Nic tak nie uzdrowi ich relacji, jak właśnie szczera rozmowa. Nie powinni się wzajemnie na siebie obrażać, dąsać czy unikać, tylko tak ustalić granice wzajemnej komunikacji i współżycia, żeby nikt nie czuł się urażony czy w jakikolwiek sposób stłamszony. To jest możliwe do realizacji i im szybciej to zrobią, tym lepiej dla nich. Przyjaźń wymaga też pewnych poświęceń. A oni muszą też pójść na pewien kompromis zarówno jako przyjaciele i jako sąsiedzi.

 

 

 

 

Tagi:

przyjaźń,  kłótnia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz