- Problemy z Maćkiem zaczęły się w liceum - opowiada Karol. - Jeszcze w pierwszej klasie dobrze się uczył, miał wielu kolegów, chodził na treningi karate. Nie pił, nie palił, można było z nim fajnie porozmawiać. Maciek miał także dobry kontakt z Anią, swoją siostrą. Jest od niego cztery lata starsza. Często radził się jej, dużo ze sobą rozmawiali.
- W drugiej klasie Maciek zmienił się nie do poznania – dodaje Karol. - Zaczęło się od tego, że zaczął wagarować. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Z żoną nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że nauczyciele się skarżą na nasze dzieci. Ania była wzorową uczennicą. Maciek też na takiego się zapowiadał. Sądziliśmy na początku, że te jego wagarowanie to jakiś jednorazowy wybryk. Przecież każdemu to się zdarza, ale Maciek z dnia na dzień przestał się uczyć. Po prostu. Nie chciał chodzić do szkoły. Na siłę go przecież nie mogliśmy ciągnąć.
Rozmowy, prośby, groźby nie pomagały. Nawet Ania nic nie wskórała. A była dla niego przez wiele lat autorytetem. Słuchał się jej.
- Poszliśmy z żoną do szkoły, żeby porozmawiać z wychowawczynią – kontynuuje Karol. - Rozłożyła bezradnie ręce. Przyznała, że w ostatnim czasie nie wydarzyło się nic, co tłumaczyłoby takie zachowanie Maćka. Z nikim się nie pokłócił, był bardzo lubiany przez klasę, nagle stracił ochotę na naukę.
Nauczycielka zasugerowała wizytę u szkolnego psychologa.
- Poszliśmy prywatnie – mówi Karol. - Maciek się bardzo opierał, ale jakoś udało nam się namówić. Pomogła nam bardzo córka. To był nasz znajomy psycholog. Nie wziął nawet złotówki za wizytę. Stwierdził, że Maciek nie ma żadnych zaburzeń, ani oznak nerwicy czy depresji.
- To minie – pocieszył nas.
Nie minęło. Następnego dnia syn oświadczył, że nie ma zamiaru dalej się uczyć
Karol nie poszedł do pracy. Wziął wolne. Do południa rozmawiał z synem.
- Nie wywierałem na niego presji, nie podnosiłem głosu – mówi. - Spokojnie mu tłumaczyłem, że ma dopiero 16 lat i całe życie jest przed nim i nie może podejmować głupich decyzji, które mogą zaważyć na jego życiu. Że będzie kiedyś tego żałować, ale wtedy może być za późno. Jak grochem o ścianę. Maciek od czasu do czasu się głupio uśmiechał, nie komentował tego, co mówię. Stwierdził jedynie, że ma dość szkoły, nauki, obowiązków, chce sam decydować o swoim życiu. Czyli nie uczyć się, siedzieć ze smartfonem w dłoni i czasami wyjść na dwór.
Karolowi opadły ręce. Do syna nie docierały żadne argumenty. Zamknął się w sobie. Nic do niego nie docierało
- Byliśmy z żoną bezradni – mówi ojciec Maćka. - No co, miałem pasa wziąć? Przetrzepać tyłek? Rozumiem, że w pewnym wieku przychodzi okres buntu, Ania też to miała, ale jakoś to przetrzymaliśmy, rozmawialiśmy i wspólnie przez to przeszliśmy. Z Maćkiem było zupełnie inaczej. Nie mieliśmy żadnego pomysłu, jak do niego dotrzeć.
Trwała to rok. Stracony i dla nastolatka i dla jego rodziców. Maciek rzucił szkołę. A właściwie został skreślony z listy za nieobecności.
- Maciek wstawał rano, jadł śniadanie i zamykał się w swoim pokoju – mówi Karol. - Czytał, przeglądał internet, spał, znowu jadł i tak codziennie. Czasami wychodził wieczorem na dwie-trzy godziny i wracał. Ani razu nie poczułem od niego alkoholu czy papierosów. Nic też nie wskazywało, żeby brał narkotyki. Zachowywał się zupełnie normalnie.
Po pewnym czasie Karol nie wytrzymał
- Ani nie chodził do szkoły, ani nie myślał o pracy – dodaje Karol. - W końcu spytałem się go, czy zamierza do pełnoletności być na naszym garnuszku. Odparł, że pójdzie gdzieś do pracy.
Tak też się stało. Maciek został barmanem. Do pracy miał niedaleko, bo pub był na sąsiednim osiedlu. Pieszo szedł dziesięć minut. Pracę zaczynał ok. 16, wracał o 1-2 w nocy.
- Nie byliśmy z żoną szczęśliwi z tej jego pracy – mówi ojciec Maćka. - Cały czas łudziliśmy się, że wreszcie się opamięta i skończy chociaż to liceum. Bez matury to dzisiaj jest wstyd.
Z Maćkiem nie byli w stanie dojść do jakiegokolwiek sensownego rozwiązania. Nie pyskował, nie podnosił głosu, nie buntował się, kiedy kazali mu wytrzepać dywan czy wynieść śmieci. Robił to wszystko bez sprzeciwu czy gadania.
- Znajomy psycholog też niczego nie wskórał. Maciek powiedział mu, że do szkoły nie wróci. Przynajmniej na razie. Nie stwierdził po raz kolejny u niego żadnych zaburzeń. Syn był zupełnie zdrowy. Nie stwarzał żadnych problemów. Był grzeczny, kłaniał się sąsiadom, jeździł z nami na rodzinne imprezy. Fakt, że mało się wtedy odzywał, ale robiliśmy to po to, żeby nie czuł się przez nas odrzucony. Tak nam doradził psycholog.
Po roku takiego życia, niewiele się zmieniło. Poza jednym – Maciek zmienił pracę
Rozwoził pizzę skuterem. Zarabiał grosze, nawet mniej jako barman w poprzedniej pracy, ale stwierdził, że woli to jak stanie za barem.
- Któregoś dnia spytałem go, czy nie jest mu żal, że za dwa miesiące jego koledzy z klasy będą już po maturze; odparł, że nie. Nie kontynuował tego tematu. Po raz kolejny zacząłem mu tłumaczyć, że trudno mu kiedyś będzie znaleźć pracę z jedynym świadectwem ukończenia podstawówki. Nic się nie odezwał. Wzruszył jedynie ramionami.
Maciek był już pełnoletni. Sam mógł decydować o swoim życiu. Ania nie miała już sił, żeby go jakoś zmotywować do nauki. Słuchał ją, nie przerywał, ale robił dalej swoje.
- Nie ukrywam, że głupio mi było przed znajomymi – dodaje Karol. - Co rusz słyszałem, jak się chwalili, że ich syn czy córka złożyli papiery na studia, jak dobrze im idzie nauka itd. A ja czym mogłem się pochwalić?
Że syn zakończył edukację na drugiej klasie liceum i że nie ma zamiaru się dalej uczyć? Z żoną już nawet nie myśleliśmy o tych jego studiach. Żal nam jednak było, że nawet nie myśli o maturze. To nie było tak, że mieliśmy jakieś chore ambicje rodziców, że powiesiliśmy mu zbyt wysoko poprzeczkę. Znaliśmy swoje dziecko. Wiedzieliśmy, że matura czy studia leżała w zasięgu jego możliwości. Był przecież mądrym i zdolnym uczniem. Dużo czytał, interesował się wieloma sprawami. Dla każdego rodzica taka sytuacja może doprowadzić do łez. Z nami tak było. Płacz jednak nic nie dawał. Byliśmy bezsilni. Bez pomysłu, jak można Maćkowi pomóc.
Nie rozmawiali już z nim o nauce. Karol spytał tylko, czy rozwożenie pizzy to już jest szczyt jego ambicji
- Doszedłem do wniosku, że skoro nie ma już chęci na naukę, to niech chociaż skończy jakiś kurs zawodowy, żeby chociaż miał jakiś fach w ręku. Już wszystko jedno jaki. Nawet mój znajomy mówił, że go przyjmie do pracy do magazynu jako operatora wózków widłowych. Musi tylko zdobyć uprawnienia. Chciałem nawet zapłacić za taki kurs. Nawet niezłe pieniądze mu zaproponowali na początek. Maciek odparł, że go to nie interesuje.
W Karolu wtedy coś pękło. Nie wytrzymał. Wygarnął synowi wszystkie swoje żale. Wykrzyczał, że skoro chce tu mieszkać, a nie chce się uczyć, to niech się dokłada i do czynszu i do wszystkich rachunków. Z tego, co zarabiał w pizzerii, to na jedzenie już by mu nie wystarczyło.
- Nie zrobiło to na nim dużego wrażenia. Odparł, że w takim razie się wyprowadzi i wynajmie sobie gdzieś pokój – mówi Karol
Tak też zrobił. Wprawdzie żona płakała po nocach i miała pretensje do Karola, ten pozostał nieugięty.
- Maria chciała, żebym namówił Maćka do pozostania w domu – mówi Karol. - Pomyślałem, że może taka rozłąka dobrze mu zrobi, jak zobaczy, co to znaczy być samodzielnym za 1500 złotych miesięcznie. Tyle syn zarabiał.
Maciek się wyprowadził. Wciąż rozwoził pizzę. Czasami dzwonił do rodziców, ale ich nie odwiedzał. Po kilku miesiącach rozłąki zrobili mu kawał. Zamówili pizzę do mieszkania przyjaciół. Oni byli akurat na wakacjach.
- Maciek stał z tą pizzą w drzwiach jak zamurowany – mówi Karol. - Daliśmy mu sowity napiwek. Następnego dnia była niedziela i zaprosiliśmy go na obiad. Zgodził się chętnie. Kiedy wychodził, spytał tylko, czy może przyjść z koleżanką. I się zaczerwienił.
Asia ich oczarowała. Poznała Maćka właśnie w pizzerii. Wpadli sobie w oko. To była chyba miłość od pierwszego wejrzenia. Zamieszkali razem. Asia miała swoje mieszkanie po dziadkach.
- Polubiliśmy ją już po kilku minutach rozmowy – mówi Karol. - Okazała się bardzo energiczną i konkretną dziewczyną. Maciek był w nią wpatrzony jak w obrazek. A my w nich oboje. To ona wywróciła mu życie do góry nogami. A właściwie to postawiła go do pionu. Na samym początku ich znajomości powiedziała, że nie będzie się zadawać z nieukiem i że Maciek ma zdać maturę i pójść na studia. Ona sama była była na trzecim roku medycyny i nie wyobrażała sobie życia przy boku kogoś, kto jedynie skończył szkołę podstawową. Tak powiedziała.
Maciek siedział przy stole ze spuszczonych wzrokiem.
- Przepraszam was – powiedział cicho.
Pierwsza wstała żona Karola. Podeszła do syna. Objęła go czule. Na jej policzkach pojawiły się łzy.
- Od tego czasu wiele się zmieniło – mówi Karol. - Maciek zmienił pracę. Pracuje jako logistyk. Dobrze zarabia. Jest już po maturze. Zrobił ją zaocznie. Dostał się też na studia. A za kilka miesięcy Asia będzie do mnie mówić „tato”. To było jednak kilka lat życia, które dały nam solidnie w kość. Żadnemu rodzicowi tego nie życzę: bezsilności wobec własnego dziecka. Udało się nam jednak to razem przetrwać.