Torbiele na jajnikach ma wiele kobiet, w dodatku można wyciąć je laparoskopowo, dzięki czemu kolejnego dnia pacjentka może wrócić do domu. U niej też to tak miało wyglądać. Tylko że kiedy Sara po zabiegu podniosła kołdrę, zobaczyła na brzuchu ogromny opatrunek po cięciu. Lekarze zabronili rodzinie mówić jej cokolwiek, ale ona wiedziała. Gdy przyszła do niej siostra, zapytała ją tylko: ile mi zostało?
Lekarz: to się wchłonie
Sara natychmiast zorientowała się, że coś jest nie tak, ponieważ nagle zaczęła krwawić. Było to bardzo nietypowe, ponieważ krwawienie występowało w przypadkowych dniach cyklu, a przy stosowaniu antykoncepcji hormonalnej powinno pojawiać się regularnie. Wkrótce potem, jak relacjonuje Medonet, zaczęła odczuwać intensywne bóle brzucha, parcie na pęcherz, częste oddawanie moczu oraz wzdęcia.
— Potrafiłam zjeść dosłownie dwa kęsy obiadu i mieć dość; byłam tak pełna, jakbym zjadła podwójną porcję — wspomina w rozmowie z Medonetem, dodając, że w pewnej chwili przeszło jej nawet przez myśl, że jest w ciąży. Potem, po diagnozie i operacji, płakała, że nigdy nie będzie już mogła tak pomyśleć.
Z powodu dolegliwości Sara udała się do ginekologa — pierwszego z czterech, u których była. Lekarz przeprowadził badanie i stwierdził, że to prawdopodobnie torbiele — małe pęcherzyki wypełnione płynem, które mogą być łagodną zmianą zapalną lub ewentualnie rozwinąć się w złośliwego nowotworu. Usłyszała, że powinna nic nie robić, ponieważ torbiele same się wchłoną. Dwaj kolejni zrobili praktycznie to samo. Ona jednak się nie poddała i zapisała się do czwartego ginekologa.
Szybko pójdzie
"Pani ma torbiele, trzeba je usunąć i objawy miną", stwierdził czwarty ginekolog, u którego była Sara. Choć wcześniej podejrzewał zakrzepicę, to podczas badania USG Doppler zatrzymał się na jajnikach i odkrył zmiany. Sara wspomina w rozmowie z Medonetem, że dostała skierowanie na laparoskopię, po której w brzuchu miała mieć "tylko trzy małe dziurki".
Kiedy Sara obudziła się po zabiegu, od razu odsłoniła kołdrę. Zamiast trzech "plasterków", zobaczyła ogromny opatrunek, osłaniający cięcie biegnące od pępka w dół.
Okazało się, że podczas laparoskopii "torbiele" stawiały opór. Lekarzy to zaniepokoiło i postanowili zajrzeć do układu rozrodczego Sary w tradycyjny sposób. Gdy ją "otworzyli", ich oczom ukazał się potężny guz nowotworowy.
— Myślę, że widząc, jak zła jest sytuacja, chcieli usunąć cały narząd rodny, ale wiedzieli, że w ten sposób odbiorą mi szansę na ewentualną ciążę. Miałam tylko 23 lata, myśli o macierzyństwie były jeszcze przede mną, ale bardzo to doceniłam. Ostatecznie usunęli tylko prawy jajnik. Decyzję, co dalej, zostawili do czasu otrzymania wyniku biopsji. Wyniku, którego nigdy mi nie przekazano — dodaje Sara.
Pół roku. Maksymalnie
W szpitalu lekarze młodą pacjentkę omijali szerokim łukiem. Rodzina dostała zakaz mówienia jej o tym, co odkryli chirurdzy. Nieludzkie?
— Szczerze mówiąc, nie mam do nich żalu, może nawet jestem im wdzięczna — przyznaje Sara dla Medonetu. — Mieli dobre intencje, nie chcieli, bym się załamała, a do tego pewnie by doszło, gdyby powiedzieli mi wprost, że mam raka jajnika w czwartym stadium. Zresztą, ja przecież wiedziałam. Wystarczyło popatrzeć na moich bliskich. Mogli nie powiedzieć ani słowa, ale na twarzach mieli wymalowaną rozpacz — wspomina.
Po powrocie do domu zadała im tylko jedno pytanie: które to stadium i jakie są rokowania. Siostra powiedziała, że lekarze nie dają dużych nadziei. "Pół roku. Maksymalnie".
Mimo to Sara walczyła. Wróciła na blok operacyjny, gdzie wycięto jej drugi jajnik i macicę. — To był jeden z najtrudniejszych momentów choroby — przyznaje. — Miałam tylko 23 lata i wiedziałam, że już nigdy nie zostanę biologiczną matką. Wtedy Sara jeszcze nie wiedziała, że leczenie będzie długie i żmudne, a rak da o sobie znać ponownie, tyle że w innym miejscu jej organizmu.
Jeśli chcesz wiedzieć, jak potoczyły się losy Sary, przeczytaj artykuł na Medonet.pl: Sara ma 28 lat i czwarte stadium raka. "Od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak"