- Jechałem przodem, żona nieco za mną - opowiada pan Andrzej z Lublina. - Na dłuższe przejażdżki zazwyczaj wkładam kask, a tym razem nie chciało mi się wracać po niego na górę do domu. Pojechaliśmy naszą ulubioną trasą nad Zalew Zemborzycki.
Samego upadku nie pamięta. Nie ma zupełnie pojęcia, jak do niego doszło.
- Być może na krótko przed upadkiem straciłem przytomność, może zasłabłem - mówi. - Jeden ze świadków, który to widział, twierdzi, że nie zauważył z mojej strony żadnych odruchów obronnych. Nic. Ani nie hamowałem, ani nie próbowałem skręcić. Zjechałem z impetem ze ścieżki i się wywróciłem.
Nie wie, w co uderzył głową. Pamięta tylko, że zobaczył krew. I poczuł ból głowy.
- Już wtedy wiedziałem, że nie jest ze mną dobrze - mówi.
Żona, która zaraz pojawiła się przy panu Andrzeju nie straciła zimnej krwi. Pracuje w szpitalu. Jest laborantką. Od razu wezwała pogotowie.
- Najpierw pojechaliśmy do szpitala na al. Kraśnickie, a stamtąd odesłali mnie karetką na Jaczewskiego - mówi pan Andrzej. - Usłyszałem jedynie, że muszą mnie jak najszybciej operować.
Tak też się stało. Operacja trwała 4,5 godziny.
- Miałem pękniętą czaszkę koło ucha i mnóstwo krwiaków - opowiada 45-latek. - Wstawili mi jakieś metalowe płytki, usunęli większe skrzepy. Miałem 22 szwy.
Przez kilka dni pobytu w szpitalu schudł 6 kilo. Chociaż od tej operacji minęło już trzy tygodnie, wciąż odczuwa jego skutki.
- Nie słyszę na jedno ucho - przyznaje nasz rozmówca. - Mam też zaburzenia błędnika. Kiedy zbyt szybko ruszę głową, to mam straszne zawroty. O jeździe samochodem nie ma mowy. Do tego okropny ból głowy. Przez ten cały czas biorę silne leki przeciwbólowe, ale jestem już nimi otumaniony. Mam też problemy z pamięcią. Mam nadzieję, że to wszystkie minie. Z kimkolwiek teraz nie rozmawiam, to każdemu powtarzam, żeby nie zrobił takiej głupoty jak ja. Kiedyś z pobłażaniem patrzyłem na rowerzystów, którzy nawet na krótką przejażdżkę zakładali kaski. Mnie się to wydawało takie niemęskie. Głupi byłem. Gdybym miał kask, to pewnie skończyło się siniakami, a nie trepanacją czaszki.