Igor, pełnoletni uczeń liceum w Sokółce wybiera uczestnictwo w lekcjach religii. — Ja chcę chodzić na religię. Po prostu porozmawiać — wyjaśnia.
W szkolnych korytarzach Sokółki widoczne są zmiany – nie wszyscy uczniowie decydują się chodzić na religię. W klasie Igora cztery osoby zrezygnowały z zajęć. — Jeśli mamy religię w środku lekcji, to nie chce mi się zwalniać. Mamy też spoko księdza, z którym da się porozmawiać na każdy temat – mówi nasz rozmówca.
W czwartej klasie Kacpra na 25 osób na religię nie chodzi sześć osób. I jest tak od początku liceum. Klas nie łączą, w tygodniu mają dwie lekcje. Zainteresowanie się nie zmniejsza, to stała liczba uczestników.
Dyskusje na temat przyszłorocznych zmian w wymiarze godzin religii nie są obce młodzieży. Uczniowie mają różne zdania – od akceptacji dla zmniejszenia liczby godzin, poprzez obojętność, aż po krytykę przymusu uczestnictwa w zajęciach. Wśród uczniów panuje przekonanie, że decyzja o uczestnictwie w lekcjach religii powinna być osobistym wyborem.
— My chodzimy i prawie cała klasa 33 osoby też — Gabrysia z koleżanką z trzeciej liceum odpowiadają razem. O planowanych zmianach zmniejszenia liczby godzin religii nie rozmawiają. — Są osoby, które są wypisane, są osoby prawosławne, reszta chodzi — Julia dopowiada, że lekcje są z tych dwóch religii, ale zajęć z etyki nie ma.
Wśród drugoklasistów jest wyraźnie słyszalny głos, że religia powinna być, ale tylko dla chętnych. — Nie chcemy, by było to odgórnie narzucane przez szkołę. Ewentualnie raz w tygodniu — przyznaje jedna z długowłosych dziewcząt.
Jedna z nich przytacza sytuacje z nauczycielem religii w podstawówce i jednocześnie proboszczem. Znał jej babcię, współpracowali i przez to wnuczka miała uczyć się więcej, bardziej angażować, była przewrotnie "faworyzowana". — Życie babci nie powinno być wiązane z moim życiem — uskarża się 16-latka.
Przy stoliku pod zadaszeniem przed wejściem do cukierni ze zmrożoną ochłodą w dłoniach siedzą babcia, dziadek i ich wnuczki, uczennice podstawówki. Starsi mówią, że nie bardzo są zorientowani w planowanych zmianach przepisów. Uważają, że religia powinna być w sali katechetycznej przy kościele.
Siwowłosa babcia dziewczynek: — Ja uczyłam się na wsi, przyjeżdżał ksiądz, była oddzielna sala na religię i powinno się do tego wrócić. Dzieci inaczej odbierałyby naukę blisko kościoła, a w szkole przychodzą, bo muszą.
Dziadek dorzuca, że w Sokółce jest duży katechetyczny dom do wykorzystania.
Oboje zastanawiają się, co można wykładać dzieciom w pierwszych klasach w podstawówce dzieciom, które jeszcze nie do końca rozumieją, czym jest wiara. Wyklepane regułki na pamięć też odsyłają na półkę, bo dzieci i tak nie rozumieją nic z tego i zapominają. — Za duży jest rygor na lekcjach religii — przyznaje kobieta.