Dejaeghere stać na kulinarne kaprysy. Ma bardzo dobrze prosperującą firmę księgowo-podatkową. Przynosi mu spore zyski. Dlatego może sobie pozwolić na poranny lot za ocean, odwiedzenie tam znanej i drogiej restauracji i powrót do pracy. Swoje wrażenia, opinie zamieszcza w mediach społecznościowych. Z jego zdaniem liczą się właściciele renomowanych restauracji. Uważają go za eksperta, a jego dobre opinie mają wpływ na popularność danego lokalu.
Pasję do tego oryginalnego i - co tu ukrywać - drogiego sposobu spędzania wolnego czasu przejął po teściu. Jeszcze przed ślubem zaprosił 18-letniego Flipa - wówczas przyszłego zięcia - do pierwszej w jego życiu restauracji z gwiazdką Michelin. Tak mu się spodobało, że od tego dnia chodzenie do znanych restauracji stało się dla niego pasją. Jeszcze przed ślubem odwiedził ze swoim teściem wszystkie belgijskie restauracje odznaczone gwiazdkami Michelin.
Takich jak Dejaeghere jest więcej. To tzw. uber-smakosze - grupa ludzi, dla których nie ma większej pasji niż jedzenie w ekskluzywnych restauracjach – i którzy realizują ją z imponującą konsekwencją. Żadna restauracja na świecie nie jest dla nich zbyt odległa, żaden cel nie jest zbyt egzotyczny, żadna podróż nie jest zbyt uciążliwa dla ich kulinarnych pielgrzymek.
Belg jest najbardziej znanym i popularnym w tej grupie, która liczy ok. 350 smakoszy. Jest też mile widzianym gościem w najlepszych lokalach. Jest zapraszany na różnego rodzaje gale, rocznice, na których restauratorzy czy mistrzowie kuchni chętnie się z nim fotografują.
„Flip to jeden z najczęściej podróżujących i pełnych pasji smakoszy, jakie znam” – mówi Ana Roš, najlepsza słoweńska szef kuchni i właścicielka trzygwiazdkowej restauracji Hiša Franko. „Przez lata zdobywał doświadczenie w kuchni kreatywnej jak nikt inny. Ma też wyjątkowy ogląd tego, co dzieje się w branży na całym świecie. Podsumowując, czyni go to jednym z najbardziej kompetentnych gości, jakich można sobie życzyć . ”
Kulinarny ekspert z Belgii nie potrafi usiedzieć w miejscu. W ciągu dwóch dni potrafi pojechać pociągiem do Paryża na kolację, a stamtąd np. do Kopenhagi na obiad.
Dejaeghere podkreśla, że na swoim hobby nie zarabia. „Ale oczywiście zdarza się, że jestem zaproszony na kolację i przyjmuję zaproszenie. Ale wtedy pozostają i tak koszty podróży i noclegu” – mówi.
Co roku odwiedza on od 250 do 300 ekskluzywnych restauracji i wydaje na nie dziesiątki tysięcy euro
„Dla mnie dobre jedzenie jest jak wizyta w muzeum” – opowiada. - „Różnica jest taka, że jest to doświadczenie o wiele bardziej trójwymiarowe. Dzieła sztuki można dotykać, powąchać i zjeść. Dlatego odwiedzanie restauracji nigdy mi się nie nudzi, bo za każdym razem jest to nowe, zmysłowe przeżycie.”
Jak podkreśla, pierwszym kryterium wyboru lokalu jest dla niego wciąż przewodnik Michelin, który jest tym samym co Oskar w branży filmowej.
A jaka jest najdziwniejsza restauracja, którą ostatnio odwiedził? Iris w Norwegii.
„To miejsce znajduje się w zapierającym dech w piersiach krajobrazie, w pływającym budynku, pośrodku fiordu. Jeśli pogoda nie dopisuje, trzeba poczekać, aż będzie lepiej. Ale to przeżycie jest tego warte” - mówi.
Drugim jego faworytem jest restauracja Nomy w Danii i Fäviken w Szwecji; warta uwagi jest także według niego AlpiNN w Dolomitach, który jest zbudowany na szczycie Kronplatz, na wysokości około 2350 metrów. Restauracja wisi nad doliną w stylu Jamesa Bonda, co zapewnia wspaniały widok.
A co mu najbardziej smakuje? Langusta w każdej postaci. W restauracjach, które odwiedza Belg, ceny dania z langusty zaczynają się od 200 euro...
Źródło:
https://www.june.be/people/reizigers/portret-de-wereld-rond-met-flip-world-foodie/
https://www.derstandard.at/story/3000000213295/der-mann-der-fuer-sternekueche-um-die-ganze-welt-reist