(...) Ten dom był od dawna naszym marzeniem. Z Elą ciężko na niego pracowaliśmy. Moje trzy lata w Norwegii i ciężka robota w przetwórni ryb opłaciła się jednak. Dużo odłożyłem i nie musieliśmy brać aż tak dużego kredytu. Co z tego, skoro zaczęliśmy budowę w najgorszym czasie - kiedy wszystko poszło do góry, i materiały, i robocizna. Najgorzej jednak, że trafił nam się tak wredny sąsiad.Tego nie przewidzieliśmy.
(...) Od samego początku zaczął na rzucać kłody pod nogi. Zaczęło się już po zakupie działki. (...) Znajomi chcieli zobaczyć to miejsce. Nie było jeszcze asfaltowej drogi i zaparkowali na poboczu. Wtedy po raz pierwszy odczuliśmy na własnej skórze, że łatwo to my z sąsiadem nie będziemy mieli. Wyskoczył z domu i od razu zaczął krzyczeć, że tu parkować nie wolno. A znajomi akurat stanęli w miejscu, gdzie kilka dni później miały być robione wykopy pod światłowód. Żadna zieleń. Błoto i rozmiękła ziemia. Sąsiad jednak twierdził, że nie życzy sobie, żeby w tym miejscu zostawiać auto, bo to blisko jego posesji. (...)
(...) Dzisiaj wiem, że wtedy niepotrzebnie ustąpiłem. Nie chciałem jednak już na samym początku wchodzić w jakiś spór z sąsiadem. Byliśmy skazani na siebie. Okazało się jednak, że to był tylko wstęp do większego sporu. Nasz sąsiad, jak się okazało, był i jest skłócony z większością mieszkańców. Zalazł za skórę nie tylko pani na poczcie, ale też wszystkim sprzedawczyniom w pobliskim sklepie, listonoszce. To typ, którego każdy woli omijać szerokim łukiem.
(...) Pierwszą większą awanturę zrobił już na etapie kopania fundamentów pod nasz dom. Stał przez cały czas przy ogrodzeniu i obserwował, jak robotnicy pracują. W końcu po kilku minutach wdał się już w pyskówkę z operatorem koparki. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale miał pretensje, że traktor za bardzo kopci i spaliny z rury wydechowej zasmradzają mu posesję. Chciał, żeby kopał z drugiej strony. (...)
(...) To był dopiero początek. Któregoś dnia zadzwonił do mnie majster, że sąsiad zrobił mu awanturę, bo akurat przywieźli belit na moją budowę i złożyli go na działce. Mojej oczywiście. Sąsiada akurat nie było wtedy w domu. Kiedy wrócił, od razu zaczął się pieklić, że materiał leży za blisko jego siatki ogrodzeniowej. I że mu to przeszkadza, bo zasłania mu widok. Majster nie dał się zastraszyć. Zignorował go, co go jeszcze bardziej rozjuszyło.
(...) Każdego dnia coś komentował, najczęściej głośno krytykował. Kiedyś powiedział - tak, żebym usłyszał, że musiałem dać komuś w łapę, żeby dostać w tym miejscu pozwolenie na budowę. I że on tego tak nie zostawi. Nie wiem, o co mu chodziło.(...)
(...) Roboty się przedłużały, bo nie miałem na działce prądu. Zaczęły się biurokratyczne schody z podłączeniami. O dostęp do prądu nawet sąsiada nie prosiłem, bo wiem, że by mnie pogonił. Dogadałem się z innym sąsiadem. Kabel jednak musiałem jednak poprowadzić dookoła, bo ten nie chciał nawet słyszeć o tym, żeby przechodził górą - na specjalnych wysięgnikach - przez jego posesję. Chciałem mu nawet za to zapłacić, ale od razu usłyszałem stanowcze "nie". A z tym sąsiadem, który poszedł nam na rękę, od tej pory nie rozmawia. Nie mógł zrozumieć, jak można było mi pomóc...
(...) Z żoną staramy się nie wchodzić mu w drogę, unikamy go. Rok temu się wprowadziliśmy. W trakcie budowania kilka razy jeszcze dochodziło do kłótni - zawsze o jakieś bzdety. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że komuś może przeszkadzać pomarańczowe, pulsujące światło przy otwieranej naszej bramie wjazdowej. A nasz sąsiad miał o to pretensje, że to światło jest zbyt jaskrawe i mu przeszkadza. A że często wracam późno z pracy, to stwierdził, że to światło będzie go budzić w nocy (...)
(...) Awantura była też o huśtawkę i batutę w ogrodzie. Mamy dwójkę małych dzieci i zrobiliśmy taki mini-plac zabaw. Nasz sąsiad oczywiście nie był tym zachwycony. Stwierdził, że huśtawka stoi zbyt blisko jego ogrodzenia i będzie mu to przeszkadzać, bo będzie głośno. I tak jest na każdym kroku. (...)
(...) Niedawno była u nas listonoszka - młoda, przesympatyczna dziewczyna. Zawsze miła, uśmiechnięta. Tym razem miała łzy w oczach. Okazało się, że sąsiad ją "przeczołgał". Wszystko przez to, że kiedy długo nie otwierał drzwi, ta chciała już odjechać. Wtedy wybiegł z domu i zrobił jej karczemną awanturę, że za krótko czekała pod furtką, bo on akurat był w łazience. (...) Kiedyś też zrobił aferę w naszym sklepie, bo ekspedientce za dużo się odcięło wędliny i grzecznie go spytała, czy może być 10 deko więcej. Wydarł się na nią, że wszyscy w sklepie zamilkli. Dopiero jakiś młody chłopak zwrócił mu uwagę, że z niego taki buc, skoro drze się na kobietę. Omal nie rzucił się na niego z pięściami. (...)
(…) Z innymi sąsiadami mamy normalny kontakt, może bez nadmiernej poufałości, ale na zdrowych zasadach. Jak się widzimy, to zawsze porozmawiamy - jak to między sąsiadami. Z tym panem nijak nie idzie się dogadać. Czasami udaje, że nas nie widzi, odwraca głowę, nie odpowiada na pozdrowienia. Kilka razy usiłowałem z nim pogadać tak od serca, raz nawet zapraszałem do domu, chciałem, żeby zobaczył jak się urządziliśmy; wiedziałem, że jest zapalonym wędkarzem, ja też wędkowałem, sądziłem, że znajdziemy wspólny język, pokażę mu swój sprzęt, ale zignorował to. No przecież na siłę nie będę go ciągnąć na pogaduchy. (...)
(...) Z tego, co ludzie mówią, to jest wdowcem i byłym wojskowym. I wyjątkowo złośliwym. Kiedyś nie sądziłem, że takie sąsiedzkie spory mogą zatruć komuś życie. Teraz wiem, że to jest możliwe. Mam takiego swojego Kargula za płotem. I wcale nie jest to śmieszne...