Jeszcze jak był na studiach, nie myślał o własnym biznesie. Wszystko przez starszego brata. To on go do tego namówił.
- Miał duży sklep ze stolarką budowlaną - mówi Adam. - Był przedstawicielem handlowym kilku firm. Nie musiał dużo zainwestować, bo na początku dostał część towaru w komis. A że miał zawsze smykałkę do interesów, to szybko się okazało, że był to strzał w dziesiątkę. Był to początek lat 90.,kiedy wszystko się sprzedawało, a ludzie szybko się dorabiali. Lub plajtowali. ale nie on.
Adam zaczynał od niewielkiej hurtowni. Wykorzystał kontakty brata. Za lokal nie musiał płacić, bo miał wolny duży budynek gospodarczy u teściów
Wystarczyło go jedynie wyremontować. Wszystko, co zarobił na handlu, od razu inwestował.
- Zaczynałem od starego żuka, którym sam jeździłem po towar - mówi. - Żona zajmowała się księgowością. Zaczynaliśmy praktycznie od zera, ale firma się bardzo szybko rozwijała. Idąc w ślady brata, nie żałowałem pieniędzy na reklamę, marketing. To się opłaciło. Dużo firm szukało wtedy swoich przedstawicieli handlowych. A ja to wykorzystałem.
Po kilku latach działalności był już właścicielem liczącej się na rynku hurtowni budowlanej; sprzedawał też coraz więcej artykułów do instalacji grzewczych i wodociągowych. Zatrudniał też już kilkanaście osób.
- Miałem też - co tu ukrywać - sporo szczęścia - przyznaje Adam. - Dwóch moich kolegów ze studiów prowadziło firmy budowlane. Stałem się dla nich głównym dostawcą. A chodziło o budowę dużego osiedla domków jednorodzinnych. To mnie ustawiło na dłuższy czas. Dałem im dobre ceny; wszyscy byli zadowoleni. Fakt, że moja wątroba przy tym mocno ucierpiała, bo nasze interwsy omawialiśmy zawsze przy suto zastawionym stole i morzem wódki.
Z czasem ograniczył asortyment do kilku najbardziej znanych producentów. Na niektóre produkty miał wyłączność. Dzięki temu nie obawiał się konkurencji
Mając niecałe 40 lat dorobił się pokaźnego majątku - miał nie tylko własne już biuro i magazyny, ale też okazały dom pod miastem, kilka atrakcyjnych działek budowlanych, których wartość z roku na rok wzrastała, ale także dom letniskowy nad jeziorem - z sauną, boiskiem do koszykówki i basenem. Najbardziej był dumny jednak z rodziny - Agata, żona była jego prawą ręką w firmie. I zajmowała się domem. To ona wychowywała głównie ich dwóch synów - Janka i Maćka.
- Ja zajmowałem się firmą - przyznaje Adam. - Wychodziłem z domu wcześnie rano, wracałem późnym wieczorem. I tak dzień w dzień. Zdarzało się, że nawet w niedzielę coś było w biurze pilnego do roboty, musiałem wszystkiego dopilnować. Na nic innego nie miałem czasu. Wpadłem w taki wir pracy, że moje życie prywatne zeszło zupełnie na dalszy plan.
Kolejne lata wyglądały podobnie.
Adam rzadko bywał w domu. Większość dnia spędzał w firmie
Obiady jadł też poza domem. Szybko i byle co. W ciągłym pośpiechu, stresie.
- Nigdy nie myślałem o odpoczynku, urlopie, a lata mijały - mówi. - W końcu Agata wymogła na mnie wyjazd do Turcji. To były moje 50. urodziny. All inclusive. Tydzień leniuchowania. Myśli pan, że wypocząłem? Cały czas jakieś telefony. Jak nikt nie dzwonił, to ja chciałem się upewnić, czy w firmie wszystko gra. Owszem, trochę odetchnąłem, ale jak wróciłem, to przez kolejne dni nie wiedziałem w co ręce włożyć.
Z Agatą rzadko chodzili na imprezy. Teatr, kino, koncert? Sporadycznie, raz w roku. Podobnie jak rodzinne spotkania. Najwyżej w święta.
- Kiedyś, jeszcze na studiach nie opuściłem żadnego meczu mojej ukochanej drużyny piłkarskiej - mówi Adam. - Jak już miałem firmę, to nawet nie miałem czasu, żeby obejrzeć mecz w telewizji.
Adam nie pamięta też, kiedy ostatni raz był na przejażdżce rowerem. A tak kiedyś lubił rowerowe wycieczki poza miasto. Przez wiele lat chwalił się, że jednego dnia dał radę przejechać 130 kilometrów.
- Rok temu byliśmy u naszym bliskich przyjaciół - mówi. - Nie widzieliśmy się wiele lat. W końcu była okazja, żeby powspominać stare dzieje.
Z Krzysztofem znali się jeszcze od podstawówki. Najlepsi kumple. Po studiach ich drogi się rozeszły. Przyjaciel z żona wyjechali do Anglii, potem byli w Stanach, a niedawno wrócili do kraju.
- Krzysztof jest informatykiem - mówi Adam. - Bardzo dobrze zarabiał, z Joasią, to jego żona, mnóstwo podróżował. Mają trójkę dzieci. Mówił, że jak najmłodszy syn miał dwa latka, to całą piątką wyruszyli samochodem dookoła Europy. Codziennie gdzie indziej. Tak przez miesiąc podróżowali. Mieli namiot ze sobą, ale wynajmowali też pokoje czy apartamenty. Mieli mnóstwo wspomnień, co rusz wybuchaliśmy śmiechem słyszać te ich przygody. I planowali kolejne wspólne wyjazdy.
Siedzieli razem prawie do rana.
Adam z zazdrością patrzył na swojego przyjaciela. Byli rówieśnikami, ale nigdy nie dałby mu tych 52 lat
Szczupły, opalony wysportowany. Przeciwieństwo Adama, który od dawna miał dość pokaźny brzuszek i miał zadyszkę wchodząc już na pierwsze piętro.
- Kiedy wyszli, długo nie mogłem jeszcze usnąć - przyznaje Adam. - To był weekend, Agata rano pojechała do swojej mamy, ja z kolei miałem kaca i postanowiłem nie ruszać się z domu. Wciąż myślałem o Krzysztofie, o jego życiu. Koło południa zwlokłem się z łóżka i poszedłem do ogrodu. Miałem nad czym myśleć.
Poprzedniej nocy Krzysztof dopytywał go o firmę, jak sobie radzi; wiedział, a przede wszystkim widział, że się dorobił. I nie ukrywał, że mu zazdrości - i pięknej willi, i ogrodu i stojącego na podjeździe nowego lexusa. Nie wiedział jednak, że Adam mu też zazdrości. Wspomnień.
- Dla mnie ostatnie dwadzieścia kilka lat to jedynie firma i wszystko to, co się kręci wkoło interesów - mówi. - Dopiero przy Krzysztofie zobaczyłem, że ja te lata spędziłem jedynie na robieniu pieniędzy i na niczym więcej. Nawet nie widziałem, kiedy moi synowie zrobili pierwszy samodzielny krok albo kiedy po raz pierwszy powiedzieli "tata". Nie było mnie też w domu, kiedy Jasio pierwszy raz w życiu pojechał sam rowerkiem bez bocznych kółek. A Krzysztof to wszystko widział. Tak samo jak pamięta nazwiska nauczycieli jego dzieci. Ja nigdy nie byłem na wywiadówce. Nawet na akademii, kiedy starszy syn śpiewał piosenkę na Dzień Ojca. Miałem wtedy ważne spotkanie. I dotarło tej nocy do mnie, że straciłem coś bezpowrotnie. Przegapiłem coś, czego mogę żałować do końca życia. Już żałuję.