Oto treść listu:
(...) W przyszłym roku skończę 63 lata. Jestem rozwodnikiem, nie mam dzieci. (...) Całe życie ciężko pracowałem. Do wszystkiego sam się dorabiałem (...)
(...) Ojciec pochodził ze wsi. Miał liczne rodzeństwo. Tylko jemu udało się wyrwać do miasta. Został zawodowym żołnierzem. W domu panowała zawsze dyscyplina. Był surowy, ale sprawiedliwy. (...)
To on nauczył mnie od dziecka oszczędności. Wymagał ode mnie, żebym dbał o swoje rzeczy, zabawki. Przestrzegał przez pożyczaniem czegokolwiek. Pilnował, żebym po każdej zabawie chował wszystko na swoje miejsce. Miało to mnóstwo zalet. Do dzisiaj jestem tak nauczony, że po każdej pracy, czy to na działce, czy w garażu czyszczę dokładnie narzędzia i układam je na półkę czy też wieszam na ścianie. Tego mnie ojciec nauczył. Mam w domu wiele jeszcze przedmiotów sprzed lat, które są w idealnym stanie. Nawet jedną z pierwszych wiertarek ojca, która działa bez zarzutu i trzymam ją jeszcze w fabrycznym opakowaniu. (...)
(...) Ojciec oszczędzał na wszystkim. Wymagał tego też od matki. Nie byliśmy biedni. Rodzice mieli służbowe mieszkanie, za które płacili grosze. Ja z młodszym bratem mieliśmy w zasadzie wszystko to, co inne dzieci z osiedla. Wtedy nie było aż tak dużych różnic jak dzisiaj. (...)
(...) Pamiętam przede wszystkim, jak ojciec pilnował, żeby zawsze gasić światło, nie zużywać niepotrzebnie wody i nie marnować jedzenia. To mi pozostało do dzisiaj. Tak samo jak odkładanie pieniędzy. Po każdej wypłacie, ojciec siadał z mamą przy stole i układali banknoty na różne kupki: to na życie, to na węgiel, to na rachunki, a reszta na książeczkę. Co miesiąc. Ojciec zawsze powtarzał, że trzeba mieć oszczędności, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i na co będą potrzebne.
(...) Rodzice nigdy - z tego, co pamiętam - nie wydawali na "głupoty". Bardzo rzadko chodzili na dancingi czy sylwestra. Imprez przy grillu nikt wtedy jeszcze nie znał. Przez wiele lat uważali, że chodzenie do restauracji na obiad czy korzystanie z taksówki to zbędny wydatek. (...)
Ojciec zmarł dosyć młodo. Miał wylew w wieku 61 lat. Nie przeżył. Mama zmarła cztery lata temu. (...) Jak sięgam pamięcią, rodzice nigdy nie wyjeżdżali na urlop. Ojciec był tylko dwa razy w sanatorium. Pamiętam tylko, że jak wrócił z Kudowy, to chwalił się, że nie wydał wszystkich pieniędzy, jakie wziął ze sobą na wyjazd. Nie skusił się nawet na jakąkolwiek wycieczkę, bo to przecież były dodatkowe wydatki. Taki był przez całe życie. (...) Mama była przez niego całkiem zdominowana i nigdy mu się nie sprzeciwiała. Nic z tego życia nie skorzystali. (...)
(...) Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że niestety przejąłem wiele negatywnych cech po ojcu. Byłem i jestem skąpy. To pewnie też było powodem, że moje małżeństwo rozpadło się już po dwóch latach. Ewa się na mnie poznała. Powiedziała, że nie chce być dłużej z kimś, kto w notesie codziennie zapisuje, ile wydał pieniędzy i na co. Tak, zapisywałem. Sądziłem, że w ten sposób będę mógł mądrze gospodarować pieniędzmi, planować wydatki. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Ewa chce mieć jakieś dodatkowe, własne pieniądze na swoje potrzeby. Rodzice moi mieli przecież wspólną kasę i chciałem, żeby u nas też tak było. Nic dziwnego, że na tym tle dochodziło do częstych kłótni i w końcu zakończyło się to rozwodem. Ten mój notes mam do dzisiaj. Zapisywałem w nim nawet tak drobne wydatki jak zakup pączka.
(...) Miałem swoje marzenia. To jasne. Od dziecka uwielbiałem westerny, Dziki Zachód. Byłem w ogóle zafascynowany Ameryką, Stanami Zjednoczonymi. Puszki po coca coli czy puste opakowania po marlboro przechowywałem jak najcenniejsze relikwie. To był dla mnie wyśniony świat. W pokoju na ścianie powiesiłem nawet wielką mapę USA. Znałem na pamięć stolice poszczególnych stanów, wiedziałem kiedy i jaki prezydent rządził. Do dzisiaj jestem zafascynowany tym krajem. Marzyłem, że kiedyś pojadę tam na rok. Wyobrażałem sobie, że wypożyczam sobie ogromnego krążownika szos i ruszam z Chicago najsłynniejszą na świecie drogą - Route 66. Cel - Los Angeles. Po drodze najsłynniejsze kaniony, przydrożne bary, parki narodowe i oczywiście Indianie (...)
(...) Miałem kilka lokat. Na życie wydawałem niewiele. Kiedy Ewa odeszła, skrupulatnie planowałem zakupy. Z promocjami byłem na bieżąco. Potrafiłem jechać nawet na drugi koniec miasta, bo tam akurat było najtańsze mleko i ser. Nie, nie samochodem. Specjalną linią autobusową, gdzie zamiast biletu obowiązywały paragony ze sklepu. Czysty zysk. (...) Ubrania kupowałem tylko w ciuchlandach. Ale trzeba było wiedzieć, w jakie dni są w nich przeceny. Ja wiedziałem...
(...) Z samochodu korzystałem tylko wtedy, kiedy musiałem coś przewieźć czy jak rzeczywiście nie było innego wyjścia. Sporadycznie jednak jeździłem do miasta, bo 3 czy 3,50 zł za godzinę parkingu piechotą przecież nie chodzi. Miałem zamiar zamontować w samochodzie instalację gazową, ale obliczyłem, że przy moich rocznych przebiegach rzędu 4-5 tysięcy kilometrów, to mi się nie opłaca. Mój fiat i tak palił na trasie niecałe 6 litrów.
(...) Na urlopie byłem dwa razy. Raz u wujka w Bieszczadach, tuż po rozwodzie. Namówił mnie, bo likwidował swoją pasiekę. Chciał mi dać ul. Za darmo. Miałem zamiar go postawić na swojej działce. I wszystko byłoby pięknie, ale sąsiedzi się zbuntowali. Ich dziecko było podobno uczulone i nie chcieli sąsiedztwa pszczół. Ustąpiłem, a ul sprzedałem. (...) Drugim razem pojechałem na kilka dni do kolegi na Mazury. Zapraszał mnie tam od wielu lat. Na nocleg nie musiałem wydawać, kilka razy zaprosił mnie do restauracji swojego brata, to też nie płaciłem. Chciał mnie wyciągnąć na rejs statkiem wycieczkowym, ale się wykręciłem chorobą morską. W rzeczywistości nie chciałem wydawać 180 złotych. (...)
(...) W mieszkaniu od lat nic nie zmieniałem. Zaraz po rozwodzie spłaciłem część Ewy. Zrobiła wielkie oczy, kiedy pokazałem jej zapiski, z których łatwo i szybko można było sprawdzić ile dołożyłem do naszego mieszkania w ciągu dwóch lata małżeństwa. Co do złotówki. Taki byłem skrupulatny. (...)
(...) Niska inflacja nie była mi na rękę. Lokaty były coraz mniej opłacalne, ale co roku moje konto i tak rosło, co mnie bardzo cieszyło. Nawet wybudzony ze snu mogłem podać mój stan konta z dokładnością do złotówki.
(...) Czasami łapałem się na tym, że z tym skąpstwem to jednak przesadzam. Specjalnie udawałem, że mogę mieć objawy takie jak przy koronowirusie, żeby tylko nie pojechać na chrzciny do kuzyna. To przecież wiązałoby się z kupnem prezentu, a do tego dojazd, czyli koszty paliwa. (...) Żal mi też kiedyś było pieniędzy na nowe opony do samochodu. Kupiłem używane po 60 złotych. Jedna rozleciała się już po miesiącu. (...)
(...) Kiedyś planowałem, że jak pójdę na emeryturę, to wreszcie ruszę na ten mój podbój Ameryki. Czasami siadałem przed komputerem i sprawdzałem trasę, gdzie można się zatrzymać, zjeść, coś ciekawego obejrzeć. Porównywałem też ceny noclegów, żeby broń Boże nie przepłacać. Plany miałem dalekosiężne. Niestety, musiałem je wszystkie zweryfikować. (...)
(...) Zaczęło się od operacji na wrzody żołądka. Już wcześniej miałem często zgagę, bolał mnie brzuch, ale to u nas było rodzinne. W końcu jak mnie w nocy złapał ból, to wylądowałem od razu na SOR-ze, a potem na stole operacyjnym (...)
(...) Długo dochodziłem do siebie. Przy okazji wyszło, że lekarze coś tam zauważyli niepokojącego w zastawce serca. I zaczęły się wizyty u kardiologa. Na NFZ oczywiście, bo przecież nie będę płacić po 300-400 złotych za prywatną wizytę. Trochę to trwało zanim dostałem się do "państwowego" lekarza, a ten od razu po badaniach nakrzyczał na mnie, dlaczego tak późno się zgłaszam, bo stan mojego serca znacznie się pogorszył. Do tego doszło jeszcze nadciśnienie i powiększony gruczoł krokowy. (...) Codziennie łykam garść prochów. (...) Mam też problem z kręgosłupem. Są dni, kiedy nie mogę wstać z łóżka, czeka mnie też operacja oka. Początek zaćmy. Byłem już tyle na zwolnieniach, że wysłali mnie na komisję lekarską. Dostałem rentę. (...)
(...) Jak się lepiej czuję, to siadam sobie przed tym moim komputerem. Mam otwarte w przeglądarce dwa okienka: jedno to wyciąg z mojego konta, a drugie to strona z największymi atrakcjami Stanów.
(...) Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek spełnię te swoje "amerykańskie marzenia". Boję się, że z tego życia już niewiele skorzystam. Tak jak mój ojciec.