Adam ma dzisiaj 54 lata, ale wciąż pamięta te święta, kiedy miał 7 lat. Od rana chodził wokół choinki, podpatrując, czy rodzice podłożyli już pod nią prezenty. Dla niego i dla młodszego braciszka. W nocy mało spał, budził się co chwila. Śniły mu się prezenty. Marzył o elektrycznej kolejce. Takiej, jaką miał jego kolega. Z makietą dworca, mostami i szlabanami.
- Kiedy usiedliśmy już przy wigilijnym stole, nie mogłem oczu oderwać od kolorowych pudełek leżących pod choinką - zaczyna swoją historię. - Szczególnie jedno było duże i byłem niemal pewny, że to mój wymarzony prezent.
Tak też było. Kiedy rozpakowywał ogromne pudło, to z emocji trzęsły mu się ręce. Wyśniona kolejka.
Młodszy brat na jej widok zaczął głośno płakać. Nie był zupełnie zainteresowany swoim prezentem. Nawet go nie rozpakował. Zaczął krzyczeć i wydzierać się, że to on chce mieć kolejkę
Nie można go było uspokoić. Ojciec rozpakował mu jego prezent - trzy duże ciężarówki na baterie. Jurek zawsze o nich marzył. Tego wieczoru nawet na nie nie spojrzał. Dostał prawie spazmów.
- Rodzice mu tłumaczyli, że będzie mógł się ze mną bawić tą kolejką - mówi Adam. - Ale on chciał mieć ją na własność i jeszcze bardziej zaczął płakać. W końcu rodzice zrobili najgorszą rzecz - kazali mi ją oddać młodszemu bratu. Mnie obiecali, że kupią mi inną. Ja dostałem te ciężarówki.
Adam do dzisiaj pamięta, jak bardzo go to wówczas zabolało. Nie był to niestety jedyny przypadek, kiedy rodzice okazywali więcej zrozumienia i czułości jego młodszemu bratu niż jemu.
- Często mi powtarzali, że mam mu ustępować, być uległym, pomagać, bo jestem starszy i mądrzejszy - mówi Adam. - On to przez całe życie wykorzystywał. Nawet wtedy, kiedy byliśmy już dorośli
Adam nigdy nie miał zbyt dobrych relacji z Jurkiem. Zbyt wiele ich różniło.
- Jurek był od małego bardzo rozpieszczonym dzieckiem - podkreśla Adam. - Płaczem i wybuchami agresji wymuszał na rodzicach uległość. I takie sytuacje jak ta z kolejką powtarzały się.
Adam szybko usamodzielnił się. Już na studiach wyprowadził się z domu. Na ostatnim roku był już żonaty. Zamieszkał u teściów. Mieli z Izą całe piętro w domku jednorodzinnym.
- Teściowie byli zupełnie inni od moich rodziców - mówi Adam. - Iza miała także młodszą siostrę, ale jej rodzice żadnej z córek nie faworyzowali. Zupełnie inaczej niż u mnie w domu.
Jerzy pozostał przy rodzicach. Jest wciąż kawalerem. Nie planuje tego zmienić.
- Miał dziewczyny, ale były to jedynie jakieś epizody - podkreśla Adam. - Z jedną to nawet trwało to dosyć długo, ale zerwali. Nie dziwię się. Po tylu latach bycia kawalerem stał się dziwakiem. Nie ma znajomych, przyjaciół, nikt go nie odwiedza, najchętniej spędza czas w domu przed telewizorem. Codziennie ma gotowy obiadek, czasami nawet mama robi mu kolację. Nie ma zbyt wielu obowiązków, bo rodzice są w pełni sprawni, robią zakupy, sprzątają, on czasami pomaga im na działce. Nic go więcej nie interesuje. Nawet mama pierze jego rzeczy. To jest dla mnie chore. Najbardziej mnie denerwuje, że kiedy odwiedzam rodziców, to często widzę, jak mama traktuje go wciąż jak małe dziecko. Nic się pod tym względem nie zmieniło od lat. Nawet Iza kiedyś się dziwiła, że rodzice traktują Jurka jakby był niepełnosprawnym mężczyzną, który sam nie potrafi sobie nawet zrobić herbaty. Czeka, aż mu mama postawi szklankę pod nos.
Z tego powodu omal się raz nie pobili. I to nie tak dawno.
- Jurek zadzwonił do mnie, że laptop mu się zawiesza - mówi Adam. - Jestem informatykiem. Obiecałem, że zajrzę po pracy do niego. Mama jak zwykle czekała z obiadem. Kiedy zająłem się laptopem, Adam poprosił mamę o herbatę. Oczywiście, że mu zrobiła i przyniosła do pokoju. Postawiła przed nim.
Ten spróbował, siorbnął i ze złością powiedział, że jest za gorąca i że prawie się poparzył
Nie wytrzymałem. Nie dosyć, że widziałem, że mama kuleje, bo na działce się potknęła i lekko zwichnęła nogę, to jeszcze temu staremu koniowi nosi herbatkę. Wygarnąłem mu co o tym myślę. Mama oczywiście zaczęła tłumaczyć, że Jureczek jest zmęczony, bo cały dzień był w pracy, a zrobienie herbaty nie jest dla niej męczące. Zrobiłem mu tego laptopa, ale był moment, kiedy miałem naprawdę ochotę mu przyłożyć.
Tydzień później znów się posprzeczali. Tym razem poszło o pieniądze.
- Jurek od trzydziestu lat pracuje w jednej firmie ubezpieczeniowej - wyjaśnia Adam. - Za dużo nie zarabia, ale jako kawaler nie ma też zbyt wielu wydatków. Kiedyś ojciec się wygadał, że młodszy brat nawet się nie dokłada do mieszkania, bo uznali, że nie musi. Niech odkłada. I Jurek oszczędzał. W końcu uzbierał tyle, że kupił sobie nowy samochód z salonu za prawie 150 tysięcy złotych. Niedawno zmienił auto na jeszcze nowszy model. Dużo droższy. Z napędem hybrydowym. Okazało się, że rodzice mu dołożyli. Sam się pochwalił. Nie wiem, ile mu dali, ale kiedy pół roku wcześniej żaliłem się rodzicom, że Maćkowi, naszemu synowi znów podnieśli oprocentowanie kredytu hipotecznego, to rodzice słowem nie wspomnieli, że może wnukowi trzeba pomóc. Dla Jureczka jednak znaleźli kasę. Nie było to fajne.
Adam nie ukrywa, że ma żal do rodziców. Zawsze traktowali lepiej jego młodszego brata. Okazywali mu więcej serdeczności i miłości. I tak jest do dzisiaj.
- Kiedy Jurek zachorował na grypę, to zamówili dla niego prywatną wizytę domową znanego profesora - mówi Adam. - Kiedy ja trafiłem na tydzień do szpitala z zapaleniem płuc, to rodzice zadzwonili do mnie tylko jeden, jedyny raz. Mama spytała tylko, kiedy wychodzę. I tyle.
Nie pyta już rodziców o działkę po dziadkach. To prawie 30 arów pola pod miastem, które ma być niedługo przekształcone na działkę budowlaną.
- Kiedyś spytałem ojca o to - mówi Adam. - To w sumie będzie kiedyś nasz spadek. Ojciec uciął dyskusję, że na razie to tylko pole, ale może kiedyś Jurek postawi tam swój dom. I żebym mu głowy nie zawracał. Na tym się skończyła rozmowa.
Za cztery lata rodzice skończą osiemdziesiąt lat. Na razie - odpukać - jak na swój wiek trzymają się doskonale. Ojcu zaczyna wprawdzie dokuczać biodro, a mama niedosłyszy, ale obydwoje radzą sobie z codziennymi obowiązkami, łącznie z pracą na działce.
- Kiedyś rozmawiałem z Jurkiem o tym, że mamie przydałby się aparat słuchowy - mówi Adam. - Odparł, że każdy w tym wieku ma problem ze słuchem, a aparat kosztuje kilka tysięcy.
Jakoś nie wspomniał o tym, że nie miał skrupułów wziąć od rodziców pieniądze na samochód, a nie pomyślał o aparacie dla mamy
- Brat był zawsze rozpieszczonym egoistą. Ciężko mi się z nim dogadać. Myśli tylko o sobie.
Tydzień temu zadzwoniła do niego mama. Poprosiła Adama o pomoc. Chodziło o przewiezienie kilku worków obornika na działkę. Zamówiła go u jakiegoś chłopa na wsi. Jurek nie chciał tego przewozić swoim nowym samochodem, bo bał się, że wybrudzi bagażnik.
- Zacisnąłem zęby, ale się zgodziłem - mówi Adam. - Żal mi było mamy. Ta działka była oczkiem w jej głowie. Po drodze żaliła się, że od miesiąca boli ją stopa, bo na paznokciu małego palca wyrosła jej jakaś narośl. Chciała to pokazać Jarkowi, ale ten stwierdził, że się brzydzi. Nie jestem lekarzem, ale zrobiłem zdjęcie jej stopy i wysłałem znajomej, która jest podologiem. Kazała mi jak najszybciej przyjechać do niej z mamą.
Były to jakieś zmiany grzybiczne. Siedział z mamą w gabinecie ponad godzinę. Koleżanka dokładnie oczyściła paznokieć, zaleciła potem codzienne smarowanie.
- Mama z trudnością mogła się pochylać, dlatego kazałem bratu codzienne smarowanie jej stopy - mówi dam.- Braciszek stwierdził jednak, że on jest zbyt wrażliwy i czy nie można załatwić pielęgniarki, żeby przychodziłaby do mamy. Stanęło na tym, że codziennie wozi mamę do ośrodka i tam pielęgniarka smaruje jej tę ranę specjalnym olejkiem. On w tym czasie czeka na mamę w samochodzie. Boję się, że jak rodzice kiedyś poważniej zachorują, to wszystko będzie na mojej głowie. Na brata nie mogę liczyć. Po pieniądze od rodziców to pierwszy rękę wyciąga, ale żeby im w czymkolwiek pomóc, to się wzdryga. Mimo to, mama wciąż robi mu herbatkę i podstawia pod nos.