- Żyliśmy pod jednym dachem jak dwoje obcych sobie ludzi - mówi Jacek. - Nie kłóciliśmy się, rozmawialiśmy jedynie o najważniejszych, domowych sprawach. Nic więcej. Ani ja się jej nie zwierzałem, ani ona nie opowiadała, jak spędziła dzień. I to wszystko zaledwie trzy lata po ślubie.
Jacek jest lekarzem. Olę poznał w szpitalu. Była jego pacjentką. Operował jej kręgosłup
- Okazało się, że jest koleżanką mojego serdecznego kolegi - mówi Jacek. - Ale o tym dowiedziałem się dużo później.
Było to na imprezie u Krzyśka. Kiedy Jacek wpadł spóźniony do jego domu, wszyscy goście bawili się już w najlepsze. Wśród nich była także Ola.
- Minęły dwa miesiące, kiedy po raz ostatni ją widziałem na oddziale - dodaje Jacek. - Zapamiętałem ją, bo nie dosyć, że miała oryginalną urodę, to pomogła mi przy pewnym pacjencie. To student z jakiegoś egzotycznego kraju, który dopiero uczył się polskiego. Dużo rozumiał, ale przy terminach medycznych było dużo gorzej. Jak wysiadał z autobusu, to upadł tak nieszczęśliwe, że wybił sobie bark. Był przerażony, nieźle go bolało, bo mówił z trudem.
Okazało się - zupełnie przypadkowo - że Ola biegle włada hiszpańskim. Sama zaoferował pomoc. Udało się jej wytłumaczyć, że zrobią mu najpierw prześwietlenie, a potem spróbują nastawić ten nieszczęsny bark.
- Podziękowałem jej dopiero następnego dnia - mówi Jacek - Wtedy nie było okazji. A za kilka dni była już w domu. Nie sądziłem jednak, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Na tej imprezie usiadł obok niej. Ola w pierwszej chwili też nie kryła zaskoczenia, widząc "swojego" lekarza
- Szybko przeszliśmy na ty - dodaje Jacek. - Super się z nią rozmawiało. Niesamowicie inteligentna, oczytana, interesowała się zarówno literaturą, jak i żużlem. Zaimponowała mi.
Wyszli razem. Był ciepły wieczór. Szli w stronę jej domu. Zatrzymali się przed nim, po czym jeszcze przez blisko godzinę spacerowali po pobliskich uliczkach.
- Przez cały czas miałem wrażenie, że znamy się od dawna - dodaje Jacek. - O wszystkim rozmawialiśmy. Ola było nieco szalona. Okazało się, że trenowała kiedyś m.in. szermierkę i sporty walki. Te jej problemy z kręgosłupem to także efekt licznych urazów i kontuzji. Podobała mi się. I to bardzo. Szczupła, drobna, wysportowana. Typ "chłopaczyska". Króciutkie włosy, żadnych miniówek tylko najczęściej wytarte dżinsy i trampki. Zero makijażu. Nie musiała. Miała super cerę.
Była policjantką. Przeszła wiele szczebli kariery - od zwykłego "krawężnika" do funkcjonariuszki dochodzeniówki.
- O tym, że jest policjantką dowiedziałem się na tej imprezie - wyjaśnia Jacek. - Wcale mnie to nie zdziwiło. Ten zawód pasuje do nie jak ulał
To, że będą razem - wydawało się być oczywiste. Jak to możliwe?
- Czuliśmy to - mówi nasz bohater. - Ola powiedziała mi kiedyś, że po tym spacerze nie miała żadnych wątpliwości. Po tygodniu już mieszkałem u niej, a po roku wzięliśmy ślub.
Na początku była sielanka. Wzięli zaległe urlopy i wyruszyli na Bałkany. Zjechali je wzdłuż i wszerz. Spali w różnych miejscach - jak okolica im się podobała, to szperali w internecie, gdzie można się zatrzymać na nocleg. Często za śmieszne pieniądze. Raz zatrzymali się na dłużej. W małym pensjonacie z balkonem, z którego rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na rozległą dolinę.
- Wieczorami siadaliśmy przy miejscowej rakiji i podziwialiśmy zachody słońca w Bośni - mówi Jacek. - Ola - co mnie zaniepokoiło - stawała się coraz częściej jednak milcząca, zadumana, nieskora do żartów. Nie pasowało to do niej. Nie była typem melancholiczki. Niechętnie też wspominała swoją przeszłość.
- Czułem, że mogło to być związane z jakimś traumatycznych przeżyciem - mówi. - Nigdy jednak nie naciskałem na nią, żeby się przede mną "wyspowiadała".
Sama powiedziała. Było to dwa dni przed powrotem do Polski. Chodziło o jej chłopaka. Zmarł kilka lat temu. Wypadek
- To był mężczyzna jej życia - mówi Jacek. - Znali się jeszcze z liceum. Byli parą. Marcel, bo tak się nazywał, był instruktorem karate, potem jogi. Z Olą stanowili wspaniałą parę. Wszystko razem, wszędzie we dwoje. Ich rodzice się polubili, kiedy jeszcze Marcel nie oświadczył się jej. Zrobił to w końcu. Ola była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Promieniała.
Nie zdążyli się pobrać. Pijany w sztok kierowca wjechał na ekspresówce w tył motocykla. Marcel od dziecka był fanem jednośladów. On jechał tym motocyklem. Nie miał szans na przeżycie. Zmarł przed przyjazdem karetki pogotowia.
- Ola wyrzuciła to z siebie - mówi Jacek. - Przyznała się, że nie mogła sobie z tym poradzić. Chodziła do psychiatry na terapie, brała leki. Nie chciała brać urlopu po tej tragedii. Praca, obowiązki, dyżury - to wszystko trzymało ją przy życiu.
Wszyscy w pracy starali się jej pomóc. Wściekała się wtedy. Nie chciała żadnej taryfy ulgowej. Nie znosiła mazgajstwa. Była twarda. Zawsze imponowała opanowaniem, rozwagę i nie ulegała emocjom
Do czasu. Pewnego lata niedaleko centrum miasta doszło do tragicznego wypadku. Pijany kierowca wjechał z impetem na przejście dla pieszych. Miał czerwone światło. Był tak pijany, że nawet nie zauważył. Jak się potem okazało, miał ponad 3,2 promila. Zginęła starsza kobieta ze swoją wnuczką.
- Byłam na komendzie, kiedy tego kierowcę prowadzili na dołek - usłyszał od Oli. - Musiał najpierw wytrzeźwieć; nie można go było przesłuchać.
Kiedy Ola spojrzała na niego na tym korytarzu, coś w niej pękło. Taki sam pijak zabił przecież jej narzeczonego. Też miał coś koło 3 promili.
- Nie wiem, co chciałem wtedy zrobić na tym korytarzu - dodała Ola. - Kolega, który szedł obok, zauważył chyba moje nienaturalne napięcie. Chwycił mnie za ramiona. Zaczęliśmy się szarpać. Udało mu się mnie uspokoić.
Następnego dnia nie czekała na kolejną wyznaczoną wizytę u swojej psychiatry. Zadzwoniła do niej. Pomogło. Na tyle, że po godzinie rozmowy zrozumiała, co zrobiła lub co też chciała zrobić. Lekarka kazała jej wziąć wolne na kilka dni. Tak zrobiła.
W drodze powrotnej z Bałkanów mało się odzywali do siebie. Jacek obserwował kątem oka, jak Ola z każdym przejechanym kolejnym kilometrem przestaje podziwiać krajobraz. Była smutna, nieobecna, wciąż coś rozpamiętywała.
- Byłem przekonany, że wciąż myśli o Marcelu - mówi Jacek. - Spytałem, ją o to. Nie odpowiedziała. Wystarczyło jednak, że na nią spojrzałem. Do raz pierwszy zobaczyłem w jej oczach łzy
Długo nad czymś intensywnie myślała, w końcu cichym głosem, prawie szeptem przyznała, że przed ślubem była z Marcelem kilka dni w Bieszczadach. Wynajęli wtedy też pokój z balonem. I był też taki sam widok, jak z ich tarasu w Bośni. Wtedy wróciły jej wszystkie wspomnienia.
Po przyjeździe do domu, Ola wciąż była nieswoja. Nie chciała już jednak o tym rozmawiać. To było dla niej zbyt bolesne, a Jacek też już nie drążył tematu.
- Skończył się urlop, rzuciliśmy się w wir pacy - mówi Jacek. - Mnie, młodemu lekarzowi często wciskali dodatkowe dyżury. Nie buntowałem się, bo dobrze płacili. Ola też miała mnóstwo pracy. Wracała ze służby zmęczona, od razu szła do łóżka.
Wkrótce coś zaczęło się między nimi psuć. Jacek miał wrażenie, że stara się go unikać. Najlepiej czuła się sama, w swoim pokoju, z książką. Nie uznawał internetu. Uważała, że ogłupia
Nie dała się wyciągnąć ani do kina, ani do teatru. Raz tylko poszli na pizzę, ale zjedli ją w zasadzie w milczeniu.
- Było coraz gorzej - dodaje Jacek. - Coraz mniej wspólnych spraw, coraz mniej rozmów, w końcu zaczęliśmy też oddzielnie sypiać. To miało być ze względu na moje chrapanie.
Kochał wciąż Olę, widział jak bardzo cierpi. Dawne uczucie było jednak dla niej silniejsze. Któregoś razu nie usłyszała, jak wrócił wcześniej do domu. Widział ją siedzącą na tarasie. W ręku trzymała książkę. Wpatrywała się w nią, ale przed dłuższy czas nie przekręcała kartki. Podszedł bliżej. Po cichu. Nie chciał jej przestraszyć. Myślał, że może zasnęła. Wtedy zobaczył zdjęcie. To w nie wpatrywała się. To był Marcel. Uśmiechnięty, przystojny, na motocyklu. Poznał je, chociaż widział je tylko jeden, jedyny raz. Po cichu wycofał się. Nie chciał zdradzić Oli, że ją podglądał. Zrozumiał jednak, że ich małżeństwo wisi na włosku. Za jakiś czas wspomniał o rozwodzie. Ola bez słowa przytaknęła.
- Przepraszam cię - wyszeptała tylko.
Od roku mieszkają oddzielnie. Są już po rozwodzie. Bez orzekania o winie. Nie ułożyli sobie życia na nowo. Jacek na razie o tym nie myśli. Ola podobnie. Widują się czasami. Jak dwójka przyjaciół. Bo takimi zostali. Kilka dni temu byli razem w pubie. Ola zaproponowała. Wspomniała, że myśli o sprzedaży domu. Nie zdziwiło go to, bo jakoś go nigdy nie polubiła. Myślała o budowie małego parterowego, na skraju lasu. Tuż pod miastem. Znał to miejsce. Kiedyś przyznała się, że niedaleko tego lasu, w drewnianym, małym domu urodził się Marcel. Bywali tu razem u dziadków, kiedy ci jeszcze żyli.