Adam nie chce szczegółowo opowiadać o powodach wyjazdu z Polski.
- To było ćwierć wieku temu – mówi. - Miałem wtedy 27 lat i niefajny okres w moim życiu. Jestem jedynakiem. Ojca nie pamiętam. Zostawił mnie z mamą jak miałem 2 lata. Wychowywała mnie praktycznie babcia, bo mama ciągle chorowała i większość czasu spędzała w szpitalach. Zmarła kilka lat przed moim wyjazdem.
W życiu nie miał lekko. Babcia mieszkała sama. Na szczęście miała całkiem przyzwoitą emeryturę po dziadku, który był kiedyś wojskowym
- Babcia była kochana – mówi Adam, dziś 53-latek. - To dzięki niej wyszedłem na ludzi, skończyłem szkołę, zrobiłem maturę.
Chciał zdawać na studia, ale zabrakło mu zapału do nauki. Wpadł w złe towarzystwo. Były narkotyki, alkohol. W końcu udało mu się jakoś z tego uciec.
- To dzięki Ani, mojej dziewczynie, którą poznałem kiedyś na sylwestra – mówi. - Wiele jej zawdzięczam. Byliśmy ze sobą rok. Poznała innego.
Adam zatrudnił się w warsztacie samochodowym. Należał do jego kolegi. Szybko nauczył się fachu. Miał smykałkę do samochodów. Elektronika nie miała dla niego tajemnic.
Pomysł o wyjeździe podsunęła mu...babcia. W Kanadzie mieszkał od lat jej brat. Babcia była u niego trzy razy. Prowadził tam salon samochodowy, miał też serwis aut.
- Miałem pojechać do niego na jakiś czas, zarobić trochę kasy i chciałem otworzyć swój warsztat – mówi Adam. - Z tego „jakiegoś czasu” zrobiło się ponad 25 lat.
Pół roku po wyjeździe zmarła babcia. Miała atak serca.
- Z różnych powodów nie mogłem przyjechać na pogrzeb – mówi Adam. - Niczego też nie odziedziczyłem, bo babcia mieszkała w służbowym mieszkaniu po dziadku. Nie wykupiła go.
W Kanadzie czuł się dobrze. Wujek był z niego bardzo zadowolony. Warsztat przynosił spore dochody – również Adamowi.
- W Polsce praktycznie nie miałem żadnej bliższej rodziny – mówi. - Kilku kolegów, z którymi miałem sporadyczny kontakt. Oglądałem polską telewizję, wiedziałem na bieżąco, co się w kraju dzieje. Polityką się nigdy nie interesowałem, nie chodziłem też na wybory. Nie tęskniłem też aż tak bardzo za krajem. Miałem dużo bolesnych wspomnień.
Adam po pięciu latach pobytu w Kanadzie poznał Nicole. Była jego klientką. Wiecznie miała problemy ze swoim chryslerem. Zaprosił ją kiedyś do pubu, a po pół roku oświadczył się.
Małżeństwo jednak nie przetrwało. Po dwóch latach rozwiedli się. Nie wyszło mu także z Chloe – drugą żoną. Zdradzała go
- Miałem kanadyjskie obywatelstwo, oszczędności, ale moje byłe żony wybiły mi z głowy kolejne małżeństwo – mówi. - Zacząłem jeździć po świecie. Wujek przekazał mi warsztat, zatrudniłem kilka osób. Mogłem od czasu do czasu podróżować.
Do Polski przez wiele lat nie ciągnęło go.
- Nie miałem po co, ani do kogo wracać – mówi. - W Kanadzie ułożyłem sobie życie, mam wielu znajomych, przyjaciół. Ostatnio jednak pomyślałem, że może jednak warto zobaczyć „stare śmieci”.
Przyleciał na Okęcie. Jeszcze w Kanadzie zarezerwował samochód w wypożyczalni. Cel – Podkarpacie. Tu się wychowywał.
- Nie sądziłem, że przez całą drogę będę miał praktycznie autostradę – mówi – To było dla mnie ogromne zaskoczenie. Pamiętam, że kiedyś z Warszawy do Rzeszowa to jechało się pół dnia, a ja już do Lublina dojechałem w niecałe dwie godziny.
Najpierw pojechał na cmentarz. Na grób ukochanej babci. W dawnym mieszkaniu, gdzie spędził dzieciństwo mieszkają nowi lokatorzy. Samo miasto zmieniło się nie do poznania.
- Zaskoczyła mnie tak duża ilość sklepów – mówi. - Praktycznie na każdym rogu można zrobić zakupy. I to do późna w nocy. U mnie w Kanadzie – tam, gdzie mieszkam, a to miasto 18-tysięczne – nie ma nawet jednej czwartej sklepów co tutaj. Są np. dwa budowlane, w tym tylko jeden większy i tyle. Już nawet nie wspominam o asortymencie. Jak stanąłem w spożywczym markecie przed regałem z piwami, to otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Takiego wyboru nie mają wszystkie sklepy spożywcze u mnie w Kanadzie.
Adam wciąż też nie może uwierzyć, że kioski Ruchu przeszły w Polsce do lamusa
- Babcia przez pewien czas pracowała w takim kiosku – mówi. - Był czynny chyba do 20. Pamiętam, że było w nim wszystko: gazety, papierosy, kosmetyki i losy loterii fantowej. Były dobrze zaopatrzone. Babcia się tam nie nudziła, bo ludzie przychodzili nawet tylko po to, żeby sobie pogadać.
Zdumiewa go również fakt, że tyle osób – także młodych – stać na własny dom jednorodzinny.
- Tam, gdzie kiedyś jako dzieciaki graliśmy w piłkę, stanęło całe osiedle domków – mówi. - Takich miejsc widziałem setki. Jak wyjeżdżałem z Polski, to owszem, ludzie się budowali, ale nie na taką skalę. I to nie takie domki jak u nas delikatne, tylko solidne, murowane – takie jak to się mówi „na bogato”.
Taki okazały dom postawił m.in. jego dawny kolega ze szkoły, którego zupełnie przypadkowo spotkał na ulicy. Wyściskali się, poplotkowali i Adam został zaproszony do jego rodziny na kolację.
- Pamiętam, że w szkole nie miał jakiś szczególnie bogatych rodziców – mówi. - Ojciec chyba pracował na kolei, a mama w sklepie. On sam był elektrykiem. Tak mi powiedział.
Dom Leszka zrobił na Adamie duże wrażenie. Urządzony ze smakiem, wykończony w najnowszej technologii.
Mieli dwójkę dzieci. Dom był jednak zbudowany jak na 10-osobową rodzinę. Leszek przyznał, że to z myślą o dzieciach i wnukach
- My kiedyś umrzemy, to niech coś mają po nas - powiedział jego kolega.
- Od razu przypomniał mi się młody chłopak z Holandii, którego rok temu zatrudniłem u siebie w warsztacie – mówi Adam. - Kiedyś z ciekawości pytałem go, jak się znalazł w Kanadzie. Odparł, że do 20. roku życia mieszkał z rodzicami. Ci jednak pewnego dnia stwierdzili, że jest już na tyle dorosły, że powinien się usamodzielnić. Dali mu do zrozumienia, że nie będą już go dłużej utrzymywać. Tak trafił do Kanady. Przez rok rozmawiali telefonicznie ze sobą dwa razy. Raz, jak rodzice zadzwonili, na jaki adres mają mu wysłać korespondencję, a drugi raz on zadzwonił z życzeniami na święta. Poprosili, że jak będzie się wybierać kiedyś do Holandii, to niech ich wcześniej uprzedzi, żeby byli w domu.
Kiedy opowiedział to Leszkowi, ten zdziwił się. Dom postawił dzięki pomocy rodziców. Jego i żony. I nigdy ich rodzice nie mówili im, że jak się będą wybierać z wizytą, to muszą ich uprzedzić.
- Ojciec miał kiedyś pole, które zostało przekształcone na działkę budowlaną. Sprzedał je, a pieniądze podzielił – ja dostałem połowę, drugą mój brat. Teściowie z kolei zrobili nam prezent i dołożyli się do mebli. Z żoną wzięliśmy jeszcze kredyt – nie za duży i dzięki temu mamy swój dom. Rodzice pomagają nam na każdym kroku.To jest przecież normalne. Po to jest rodzina, żeby się trzymać razem i wzajemnie się wspierać.
Adam wciąż też jest pod wrażeniem, jak wiele spraw urzędowych czy bankowych można w Polsce zalatwić nie wychodząc z domu. Przez internet
- Na każdym kroku dostrzegam ogromną różnicę – mówi. - Nawet na wsiach, gdzie przejeżdżałem, jest i oświetlenie, i chodniki, nawet ścieżki rowerowe, siłownie na dworze. To był dla mnie szok. Tej Polski, którą pamiętam, już nie ma. Nie wszystko jednak mi się podoba. Przede wszystkim centra niektórzych miejscowości, które zostały zamienione w betonowe place. Wygląda to koszmarnie. Druga irytujaca rzecz, która przez te moje lata nieobecności nic się nie zmieniła, to polskie „narzekactwo”. Zupełnie tego nie rozumiem. Niedawno rozmawiałem ze znajomym, któremu naprawdę dobrze się powodzi, a on po pięciu minutach jęczy i płacze, jak mu jest źle.
O polityce nie chce rozmawiać. Uważą, że skoro nie mieszka na stałe w Polsce, to nie może być obiektywny
- Wszędzie jest tak samo – mówi. - W Kanadzie też się ludzie kłócą o politykę.
Do Polski nie chce jednak wrócić na stałe.
- Za długo już tam jestem – przekonuje. - Mimo wszystko w Kanadzie czuję się bardziej swobodnie. Jeśli masz pracę, prowadzisz własny biznes, to odczuwa się większą stabilizację. To kraj bardziej przewidywalny od Polski. I żyje się łatwiej. Samotna osoba o minimalnych dochodach bez problemu poradzi sobie za oceanem. W Polsce – jak zauważyłem – jest z tym różnie.
Odwiedził też kolegę po fachu, który podobnie jak on prowadzi warsztat samochodowy.
- Robota jest taka sama, ale ja co miesiąc mogę w Kanadzie coś odłożyć ze swojej pracy, a on jak zobaczył rachunek za prąd i ogrzewanie, to się za głowę złapał. Potem za portfel. A tam pusto...