Pierwsza zmarła mama. Od dawna się leczyła na serce. Miała 84 lata. Dwa miesiące po niej odszedł ojciec. Po pogrzebie ukochanej żony położył się do łóżka i praktycznie już z niego nie wstawał. Na co umarł? Ze zgryzoty. Nigdy nie skarżył się na zdrowie. Narzekał jedynie na kolana. Nawet ciśnienie miał książkowe. Zawsze się zdrowo odżywiał, nie palił, pił alkohol od wielkiego święta. I codziennie spacerował co najmniej dwa kilometry.
- Był starszy o rok od mamy – mówi Mirek, ich 60-letni syn. - Z bratem straciliśmy rodziców w przeciągu dwóch miesięcy.
Mirek jest przedsiębiorcą. Branża budowlana. Zajmuje się budową dużych hal. Dobrze mu się powodzi. Zatrudnia kilkanaście osób. Na zamówienia nie narzeka. Buduje także za granicą, głównie we Francji
Jacek, jego młodszy o dwa lata brat jest z kolei nauczycielem. Skończył historię i tego przedmiotu uczy w liceum. W tej samej szkole uczy jego żona. Jest polonistką.
Do tej pory bracia żyli ze sobą w poprawnych stosunkach.
- Nie była to może wielka, braterska miłość, ale dogadywaliśmy się – mówi Mirek. - Mamy zupełnie różne charaktery. Jacek jest bardzo zachowawczy, nieufny. Podjęcie jakiejkolwiek decyzji u niego wymaga dużo czasu i zazwyczaj przychodzi mu to z ogromnym trudem. Jego żona podobnie. Obydwoje uwielbiają wiecznie narzekać.
Spotykali się głównie na rodzinnych uroczystościach – imieninach czy urodzinach rodziców, a także na święta.
- Były tematy, których nigdy podczas tych spotkań nie poruszaliśmy – dodaje Mirek. - To m.in. polityka. Kiedyś się posprzeczaliśmy i mama zakazała nam o tym rozmawiać przy stole. Przestrzegaliśmy tego.
Ich ojciec całe życie przepracował w jednym zakładzie. Zaczynał jako majster, a skończył na stanowisku dyrektora technicznego
Nie miał w życiu lekko. Miał liczne rodzeństwo. Rodziców nie stać było na wykształcenie wszystkich dzieci. Z siedmiorga tylko on oraz siostra skończyli studia.
- Ojciec był niezwykle poukładany – mówi Mirek. - Perfekcjonista i pedant. Jacek wdał się w niego. W przeciwieństwie do mnie.
Mirek od dziecka sprawiał rodzicom problemy. Wszędzie go było pełno. Ciężko go było upilnować. Uczył się dobrze, był bardzo zdolnym uczniem. Skończył politechnikę.
- Kiedyś namawiałem brata, żeby rzucił szkołę – mówi Mirek. - Mówiłem mu, że jak się nauczy układać glazurę i stawiać ścianki działowe, to zarobi trzy razy co w szkole. I będzie miał mniej stresu. Wyśmiał mnie.
Mama Mirka i Jacka miała liczną rodzinę w Kanadzie. Kilka razy była za oceanem. Pracowała tam w domu starości jako opiekunka. Zarobiła tyle, że wystarczyło na budowę domu i samochód.
- Dom był typowym klockiem, jak wszystkie w PRL-u – mówi Mirek. - Dwupiętrowy, obok murowany garaż i całkiem sporo działka. Do tego w bardzo dobrej lokalizacji – w willowej dzielnicy miasta.
Po śmierci ojca dom stał pusty. Mirek z Jackiem byli jedynymi spadkobiercami
- Sądziłem, że Jacek być może zechce w tym domu zamieszkać i spłacić moją połowę – mówi Mirek. - Stwierdził, że jednak to jest dla nich za duży dom, nie mieli dzieci i jego utrzymanie – zwłaszcza w zimie – byłoby za drogie.
- W takim razie sprzedajmy go – powiedziałem.
Jacek odpowiedział, że musi to jeszcze dokładnie przemyśleć i przedyskutować z żoną.
- Wiedziałem, że to może trwać miesiącami – tłumaczy brat Jacka. - To był listopad, zapowiadali mrozy, pusty dom trzeba było już ogrzewać, a to są dodatkowe koszty. W środku było też wiele rzeczy, które mogłyby skusić złodziei. Pusty dom zawsze jest łakomym kąskiem dla włamywaczy.
Jacek odezwał się po kilku tygodniach. Stwierdził, że dokładnie przemyślał z żoną opcję sprzedaży domu i doszli do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie wynajęcie go
- Tłumaczyłem mu, że jak wynajmiemy studentom, to po roku trzeba będzie robić kapitalny remont – tłumaczy Mirek. - Do tego jest ogród, który przez cały czas wymaga też pielęgnacji. Na to trzeba mieć czas. Ja go nie mam. A Jacek ma dwie lewe ręce. Mówiłem mu również, że co jakiś czas w takim domu trzeba robić remont i że to jest skarbonka bez dna. Budynek nie był nowy, miał jeszcze stare instalacje, z czasem wymagał docieplenia poddasza, wymiany starych rynien, okien i że jednak lepiej go sprzedać.
Jacka żadne argumenty nie przekonywały. Nawet fakt, że znajomy z agencji nieruchomości zapewniał, że ze sprzedażą nie będzie większego problemu. Twierdził, że wezmą za niego co najmniej 1,1 mln zł.
- Braciszek wykombinował z żoną, że jak go wynajmą na poszczególne pokoje, to każdy z nas będzie miał co miesiąc dobrą, dodatkową pensję z czynszu – tłumaczy Mirek. - Powiedziałem, że takie rozwiązanie mnie nie interesuje. Nie chciałem się z nimi kłócić. Wiedziałem, że wynajęcie wpędzi nas jedynie w dodatkowe, zupełnie niepotrzebne koszty. Uzgodniliśmy, że w takim razie oni się zajmą wynajmem i spróbujemy przez rok.
Jackowi udało się znaleźć chętnych na dwie kondygnacje. Trzecia pozostała pusta. I tak jak przypuszczał Mirek, wkrótce zaczęły się problemy…
- Kiedy przyszły mrozy, to lokatorzy – byli to studenci – zaczęli majstrować przy piecu c.o. Bo im było za zimno. Chcieli mieć w pokojach 24 stopnie, a nie 21. I okazało się, że stary piec nie dał rady. Zepsuł się programator oraz pompa. Zadzwonili do Jacka w nocy, że w domu jest zimno. On oczywiście do mnie. Następnego dnia poprosiłem kolegę, który jest serwisantem pieców tej marki.
Koszt naprawy pieca był nieopłacalny. Okazało się, że szwankuje również płyta główna.
Mirek przedstawił sytuację bratu. Ten stwierdził jednak, żeby stary piec mimo wszystko próbować naprawić. Po rozmowie z serwisantem zmienił jednak zdanie. Nowy kocioł wraz z instalacją kosztował ich prawie 12 tys. zł.
- Dobrze, że to był bliski kolega, inaczej dom zupełnie by się wyziębił – mówi Mirek. - Uwinął się z tym na szczęście w dwa dni.
Jacek pokrył połowę kosztów, zdumiał się też wysokimi rachunkami za gaz.
- Lokatorzy płacili ryczałtem co miesiąc, a potem mieli dopłacić za faktyczne zużycie gazu – mówi Mirek. - Wyszło tego naprawdę sporo.
Kiedy przyszła wiosna, Mirek zasugerował bratu, że trzeba wynająć firmę, które po zimie zajmie się ogrodem. To koszt ok. 1200 zł. I zaczęły się schody
- Szwagierka stwierdziła, że oni sami powinni tym się zająć. W końcu to ich wspólna własność. Że Mirka być może stać na szastanie pieniędzmi na lewo i prawo, ale oni nie mają tyle kasy, żeby aż wynajmować firmę do „przycięcia kilku gałązek”.
- Wtedy po raz pierwszy pokłóciliśmy się na poważne – mówi Mirek. - Przypomniałem im, że od początku byłem przeciwny wynajmowaniu domu i że chciałem go sprzedać. Jacek zaczął mi zarzucać, że całe życie go wykorzystywałem, że ojciec mi bardziej pomagał niż jemu. Na koniec dodał, że gdybym nie był takim sknerą, to jako bogaty biznesmen nie rozliczałbym ich z każdej złotówki, bo to wstyd. Chodziło mu o to, że upomniałem się o połowę podatku od nieruchomości, który sam zapłaciłem. Od słowa do słowa, Mirek dowiedział się od brata, że powinien zrzec się na niego co najmniej 30 procent wartości domu. Powód?
- Bo rodzice tobie bardziej pomagali, aniżeli mnie – zarzucił mu Jacek. - Pomagali ci w wychowywaniu dzieci, ojciec załatwiał ci dużo rzeczy, pomagał w firmie. I to było moim kosztem. Nie odpowiedział na moje pytanie, jak miał miał Jackowi pomóc w jego pracy w szkole? Albo przy dzieciach, których nie mieli?
Od dwóch miesięcy dom po rodzicach stoi pusty. Poprzedni lokatorzy wyprowadzili się
Część skończyła studia, innych odstraszał wysoki czynsz i rachunki. Zwłaszcza za gaz. Być może koszty ogrzewania byłyby niższe, gdyby wymienić wszystkie stare okna oraz porządnie docieplić poddasze.
Potencjalnych lokatorów może zniechęcać też zaniedbany ogród. Jacek nie chciał wynająć firmy. Sam z żoną próbował doprowadzić go do ładu i składu, ale szybko zabrakło im zapału do pracy.
Mirek z Jackiem od czasu do czasu rozmawiają ze sobą. Telefonicznie. Niedawno Jacek stwierdził, że może dom rzeczywiście trzeba sprzedać. Ale z żoną doszedł do wniosku, że poniżej 1,5 mln zł, to nie zejdą.
- Za rok, jak dalej będzie stał pusty, to całkiem zmarnieje i pójdzie wtedy za grosze – mówi Mirek. - Mógłym teraz zainwestować w jego remont, urządzić ogród i wtedy spróbować sprzedać za wyższą cenę. Wiem jednak, że z bratem się potem w życiu nie rozliczę. Już teraz sam zapłaciłem kolejny rachunek za prąd. Wciąż też jest mi winny za podatek. Nie upominam się już nawet o to. Tak się robi interesy z rodzonym bratem...