Ten wyjazd do Stanów był dla niego wielką szansą. Młody, zdolny architekt z Polski miał uczestniczyć w międzynarodowym projekcie. To otwierało drogę do błyskotliwej kariery. Do tego duże pieniądze. Bardzo duże.
- Wahałem się jedynie przez moment – mówi 36-latek. - Jola, moja żona od razu powiedziała, że nie mam co kombinować, tylko powinienem wsiąść w samolot i ruszyć na podbój Ameryki.
Tak zrobił. Miesiąc po tej propozycji był już na hali przylotów w Chicago
Z Jolą byli małżeństwem od sześciu lat. Poznali się zupełnie przypadkowo. W teatrze. Mieli akurat miejsca obok siebie.
- Nie wiedziała jak wyłączyć swojego smartfona – mówi Arek. - Odebrała go tego samego dnia z salonu. Nieśmiało spytała, czy nie mógłbym jej pomóc. W przerwie zaczęliśmy rozmawiać, potem się okazało, że zaparkowaliśmy też obok siebie. To było chyba przeznaczenie. Śmieliśmy się, że trzeba to jakoś uczcić i poszliśmy do włoskiej restauracji. Na koniec wymieniliśmy się numerami telefonów i zaczęliśmy się już spotykać. Byłem w niej zakochany po uszy.
Jola, jak się okazało, skończyła farmację i pracowała w dużym koncernie. Zajmowała się skomplikowanymi i – jak to Arek często podkreślał – śmiertelnie nudnymi badaniami. Głównie dotyczącymi nowych leków, które dopiero miały wejść na rynek.
- Ja zarabiałem bardzo przyzwoicie – podkreśla Arek. - W porównaniu jednak z jej kontraktami, były to kwoty wystarczające na przysłowiowe waciki.
Obydwoje nie myśleli o potomstwie. Całkowicie pochłonęła ich praca, kariera i pieniądze. Tych mieli aż nadmiar.
- Kupiliśmy apartament w najdroższej dzielnicy – mówi Arek. - Ponad 100 mkw., do tego niewiele mniejszy taras. Powoli spełnialiśmy swoje marzenia: dobry samochód, egzotyczne wycieczki. Niczego nam nie brakowało.
Byli przykładnym małżeństwem. Rzadko się kłócili, jeśli już - to o jakieś drobnostki, ale się nie dąsali na siebie przez kilka dni jak niektórzy ich znajomi.
Mieli wielu przyjaciół. Często się widywali, ale tylko w weekendy. W ciągu tygodnia wszyscy pracowali zazwyczaj do późna.
- Wiele osób to byli jeszcze znajomi ze szkoły, nawet podstawowej – dodaje nasz bohater. - Jola wychowywała się w innym mieście. Tutaj miała przyjaciółki jedynie ze studiów i nieliczne z pracy.
Imprezy odbywały się też u Jacka. To najlepszy kumpel Arka – jeszcze z dzieciństwa
Jacek nigdy się nie ożenił. Zmieniał jednak często partnerki. Znany był z tego, że zawsze kręciły się koło niego jakieś kobiety. Nic dziwnego, był nie tylko przystojnym mężczyzną, ale i zamożnym. Był znanym w mieście kardiologiem. Mimo młodego wieku, miał już tytuł profesora. Oprócz pracy w klinice, przyjmował też prywatnie.
- Jacka rodzice byli też lekarzami – mówi Arek. - Kontynuował rodzinne tradycje.
Jego przyjaciel miał domek nad jeziorem – tuż pod miastem. „Domek” miał ponad 200 mkw. Cały przeszklony, z pompami ciepła, basenem i nowocześnie zaaranżowanym ogrodem. Wszystko jeszcze pachniało nowością. Miał go od niedawna.
- Z Jackiem spotykałem się co najmniej raz w tygodniu – mówi Arek. - Graliśmy razem w amatorskiej lidze koszykówki. Jeździliśmy też razem na ryby.
Arek czuł się spełniony w swojej pracy. Był współwłaścicielem – jednym z czterech - biura architektonicznego. Mieli wiele wspólnych projektów, za które dostali prestiżowe nagrody.
- Kiedy otrzymaliśmy propozycję wzięcia udziału w międzynarodowym projekcie, to od razu padło na mnie – mówi Arek. - Angielski znałem perfekt. To zasługa rodziców. Sami mówili biegle po angielsku i francusku. Od dziecka chodziłem na kursy językowe, często wyjeżdżaliśmy też do Anglii, do rodziny. Miałem jednak przez moment „zagwozdkę”. Nigdy z Jolą nie mieliśmy tak długiej rozłąki. To był jednak wyjazd na rok, a może i dłużej. Dla mnie i naszego biura było to duże wyzwanie i szansa na sukces.
Żona Arka od razu stwierdziła, że nie powinien się wahać
- To tak, jakby ci zaproponowali kontrakt w NBA, a ty byś kręcił nosem – powiedziała. - Są w życiu takie propozycje, których nie wypada odrzucać.
Sama zawiozła go na lotnisko. Prosiła, żeby uważał na siebie i dzwonił często. Na koniec czule go pożegnała. „Kocham cię i widzimy się za 349 dni”. Tyle dokładnie miał być za oceanem.
- Pierwsze tygodnie w Chicago były trudne – mówi nasz architekt. - Coś w moim organizmie się rozregulowało, bo nie chciał się przestawić na różnicę czasu. Długo to trwało. Najgorzej, że przez tydzień miałem bezsenne noce. Nie mogłem zasnąć.
Projekt osiedla, które w założeniu miało być samowystarczalne w zakresie zastosowanych źródeł energii, był dużym wyzwaniem.
- Nie miałem kiedy się nudzić – mówi Arek. - To była praca od rana do nocy. Jedynie w weekendy mogliśmy nieco odreagować. Grupa, w której pracowałem, okazała się jednak nudna jak flaki z olejem i wolne wieczory zazwyczaj spędzałem w mieszkaniu. Ale jak był mecz NBA, to nie mogłem odpuścić.
Z Jolą rozmawiali kilka razy w tygodniu. Przez internet. Zazwyczaj podkreślali, że poza pracą, na nic innego nie mają czasu. Czyli normalnie – tak jak zwyle
- Zawsze dłużej rozmawialiśmy w niedziele – mówi Arek. - Łączyłem się z nią rano, kiedy w Polsce było już popołudnie; wtedy Jola zazwyczaj jadła obiad lub go przygotowywała. Kilka razy jednak – już pod koniec mojego pobytu – nie była zalogowana w sieci. Potem tłumaczyła, że była akurat u koleżanki albo w kinie. Zupełnie mnie to nie niepokoiło.
Miał jednak powód do niepokoju. Chodziło o Jacka – jego przyjaciela.
- Dzwoniłem do niego ze Stanów – mówi. - Od pewnego czasu jednak sprawiał wrażenie, jakby nie chciał ze mną zbyt długo rozmawiać. A to niby kurier przyjechał, a to akurat go wołają lub wchodzi w tym momencie do sklepu. To był dziwny zbieg okoliczności. Kiedyś zawsze odpisywał na SMS-y czy maile, ale od dłuższego czasu albo odpowiadał zdawkowo lub wcale.
Rok rozłąki minął bardzo szybko. Jola odwiozła go z lotniska do domu
- Strasznie się za nią stęskniłem – mówi Arek. - Wyglądała ślicznie. Zawiozła mnie do domu, sama jeszcze musiała na chwilę wrócić do pracy.
Wieczorem była niespodzianka. Jola – jak się okazało – zamówiła wcześniej stolik w ich ulubionej restauracji.
- To było miłe z jej strony – mówi Arek. - Spędziliśmy super wieczór. Wypytywałem ją, jak sobie radziła beze mnie. Mówiła, że ostatnie miesiące miała ciężkie w pracy, bo kończyli jakieś badania nad nowym lekiem i zdarzało się, że pracowała do bardzo późna w nocy. Odpoczywała ww weekendy w domu. Ona z kolei była ciekawa – niby żartem – czy nie poznałem jakiejś egzotycznej pani architekt, z którą spędzałem weekendy. Zażartowałem, że niejedną. Kidy wracaliśmy do domu, powiedziałem Joli, że niepokoję się o Jacka. Opowiedziałem jej o moich obawach i że mam wrażenie, jakby nie chciał ze mną rozmawiać. Stwierdziła, że pewnie jest zapracowany, jak to Jacek i że pewnie przesadzam. Zaraz też zmieniła temat i zaczęła znowu wypytywać o te Stany.
Po powrocie Arek odpoczywał jeszcze kilka dni. Dzien po przyjeździe spotkał się ze swoimi wspólnikami. W weekend mieli oblać wspólny sukces. Nazwa ich biura widniała na gotowym projekcie, który powstał w Chicago. Mieli darmową reklamę.
Zadzwonił też do przyjaciela. Najpierw nie odebrał, potem oddzwonił.
- Przeprosił, bo miał akurat jakiegoś pacjenta czy zabieg – wyjaśnia Arek. - Rozmawialiśmy nieco dłużej, ale czułem, że jednak coś jest nie tak. To nie był ten Jacek, z którym rozmawiałem przed moim wyjazdem. Był wyraźnie spięty, nie dowcipkował tak jak zawsze, miałem wrażenie, że chce jak najszybciej zakończyć rozmowę. Mówił, że następnego dnia chce odreagować od pracy i miał jechać do siebie, do domku nad jeziorem. Nie zaprosił mnie jednak. Jak się żegnaliśmy, to raczej grzecznościowo rzucił, że musimy się jakoś spotkać i pogadać o tym moim wyjeździe.
Arek długo analizował tę rozmowę. Wieczorem siedział sam w domu; Jola miała wrócić później. Postanowił, że jutro odwiedzi go.
- Znaliśmy się na tyle, że nie musiałem się zapowiadać. - mówi Arek. - Czułem, że coś się stało. Był w końcu moim najlepszym przyjacielem
Kiedy Jola wróciła, spał jak suseł. Nie słyszał nawet kiedy położyła się obok niego do łóżka.
Następnego dnia wstał nieco później, zjadł śniadanie. Wtedy zadzwoniła Jola.
- Zapomniałam, że kończy się przegląd techniczny w moim volvo – powiedziała. - Załatwisz? Kluczyki są na biurku, do pracy pojechałam taksówką.
Około 11 siedział już w samochodzie Joli.
- Jak byłem w Stanach, to okazało się, że dokończono budowę kawałka obwodnicy koło nas – mówi Arek. - Chciałem na nawigacji sprawdzić, czy do Jacka będzie szybciej nową trasą.
Wpisał adres domku przyjaciela. Zdziwił się, bo pojawił się już automatycznie po wpisaniu pierwszych kilku liter.
- Byłem zaskoczony, bo byliśmy u niego raptem dwa razy – za każdym razem pojechaliśmy tam taksówką – mówi Arek. - Kliknąłem w historię zapisaną w nawigacji i zamarłem.
Volvo żony zapamiętało datę pierwszej przebytej trasy do domku Jacka: było to pół roku po wyjeździe Arka do Chicago. Kolejne wyjazdy powtarzały się mniej więcej co tydzień.
- Sprawdziłem też rejestrator jazdy – dodaje. - Zachowały się te sprzed trzech ostatnich miesięcy. Jola wracała do domu znad jeziora dopiero następnego dnia.
Nie pojechał już do przyjaciela. Nie zrobił też przeglądu. Nie miał siły wyjść z samochodu. Dotarło do niego, że zdradziły go dwie najbliższe osoby. Bolało. Bardzo bolało.
Od tego czsu minęły dwa miesiące. Jola nie brnęła w kolejne kłamstwa. Potwierdziła, że spotykała się z Jackiem. Spała z nim. Po to jeździła do niego.
- Daliśmy sobie czas do namysłu – mówi Jacek. - Sa dni, kiedy myślę poważnie o rozwodzie. Jola mnie zapewniła, że z Jackiem to skończone i że żałuje tego, co zrobiła. Nie wiem, czy jej wybaczę. Na razie mam mętlik w głowie.
Z przyjacielem nie ma ochoty się spotkać. Kiedy odkrył ich romans, zadzwonił do niego w nocy.
- Jedyne, na co go było stać, to cichym i drżącym głosem wyszeptać „przepraszam” – kończy Jacek. - Powiedziałem, żeby się walił.