- Kocham ich wszystkich, ale ciężko jest mieszkać w sześć osób ma niecałych 44 mkw. To raptem trzy pokoje. - mówi Tomasz. - W przyszłym roku mogę już iść na emeryturę, ale o wypoczynku w takich warunkach to raczej mogę zapomnieć.
Żona Tomasza nie pracuje już od pięciu lat. Ma emeryturę. Do tej pory była nauczycielką.
- Elżbieta ma wykształcenie pedagogiczne, to łatwiej się dogaduje z tą moją „gromadką” – dodaje Tomasz. - A ja powiem wprost: czasami mam dosyć.
- Człowiek wraca z pracy zmęczony, zdołowany, bo to różnie bywa, marzy jedynie o wypoczynku, a okazuje się, że nawet na swoim łóżku nie może się położyć, bo wnuczki akurat bawią się lalami. Nie mam swojego stałego kąta, gdzie mógłbym czasami się po prostu położyć i w spokoju odpocząć, poczytać książkę czy nawet się zdrzemnąć.
Krzyś, jego syn jest z wykształcenia grafikiem komputerowym. Na etacie w jednej firmie, ale ma też dużo zleceń, które często robi w nocy. Zdarza się, że kładzie się spać nad ranem – jeśli ma akurat pilne zlecenie.
- Mam niestety bardzo czujny sen – mówi Tomasz. - W takim mieszkaniu z wielkiej płyty słychać każdy hałas
Jak syn zgłodnieje, to potrafi o 3 nad ranem robić np. jajecznicę. Wiem, że się stara nas nie obudzić, ale wystarczy, że stuknie patelnią i już się budzę. I cała noc z głowy. Potem nie mogę zasnąć. Idę do pracy niewyspany.
Synowa, podobnie jak żona Tomasza jest nauczycielką. Zarabia niewiele. Dorabia dodatkowo korepetycjami. Skończyła germanistykę, tak jak Krzyś bierze też zlecenia na tłumaczenia.
- I też zdarza się, że w nocy pracuje na komputerze. Trudno jest zasnąć, jak za cienką ścianą ktoś stuka na klawiaturze.
Tomasz nigdy nie żalił się przed nimi, że przez ich nocną pracę nie może spać i że się budzi
Kiedyś tylko przy śniadaniu zażartował, że liczył barany, żeby zasnąć, bo o trzeciej nad ranem jakiś klient zadzwonił do syna, kiedy ten był akurat w toalecie. Obudził go już pierwszy, głośny sygnał dzwonka w jego telefonie. Krzyś obiecał, że przyciszy smartfona.
- Widziałem, że Elżbieta ma czasami też ochotę odpocząć w samotności – dodaje Tomasz. - Tłumaczyliśmy sobie, że my też po ślubie przez długi czas mieszkaliśmy u moich rodziców. Ale to była inna sytuacja. Wtedy trzeba było czekać i kilkanaście lat na własne mieszkanie, a rynku wtórnego nie było w ogóle. Można było ewentualnie wynająć gdzieś pokój w domku jednorodzinnym. I my tak zrobiliśmy, ale po roku wróciliśmy. Okazało się, że gospodarze chcieli robić remont i zostaliśmy na lodzie. Ale niedługo potem dostałem to mieszkanie, w którym wychował się Krzyś.
W lecie, jak było ciepło, to każdy weekend Tomasz z Elżbietą spędzali na działce pod miastem
- Jak ja wtedy błogosławiłem, że daliśmy się namówić na tę działkę, do tego z dużym domkiem – mówi Tomasz. - Znajomi to sprzedawali. Ja nie bardzo się kwapiłem do kupna, bo nigdy nie ciągnęło mnie do grządek, kwiatków i koszenia trawnika. Elżbieta jednak uznała, że przyda nam się odrobina ruchu przy działce. Dałem się w końcu namówić.
Najczęściej wyjeżdżali na działkę już w piątek po południu.
- Pakowaliśmy jedzenie do toreb, kupowałem kilka piw, winko, Elżbieta zabierała ze sobą ulubione książki, trochę krzyżówek i wracaliśmy w niedzielę wieczorem. Wypoczęci i wyspani.
Kiedyś Tomasz zagadał syna o ich plany dotyczące mieszkania.
- Tata, gdzie mi będzie lepiej, jak przy was – zaśmiał się Krzyś
Ojciec po chwili zrozumiał, że to było na poważne.
- Miałem wrażenie, że im wcale nie zależy, żeby mieszkać oddzielnie, na swoim – mówi Tomasz. - W ogóle nie rozglądali się za mieszkaniem dla siebie, czy chociażby wynajęciem czegokolwiek, żeby mieszkać samemu. Byłem w kropce. Sądziłem, tak jak Elżbieta, że to wspólne mieszkanie to okres przejściowy.
Miesiąc temu obydwojgu – i Tomaszowi i Elżbiecie opadła szczęka, kiedy Tomasz powiedział, że ma dla nich niespodziankę
- Przez myśl mi przeszło, że może wreszcie dojrzeli do tego, żeby się wyprowadzić. - kontynuuje Tomasz. - Krzyś kazał nam zejść na dół. Sam wyszedł wcześniej.
Kiedy z żoną wyszli przed klatkę, to długo się rozglądali. Nie wiedzieli, jaką niespodziankę ma syn na myśli. Nagle rozległ się klakson. Aż podskoczyli z przestrachu.
- Kilka metrów od nas stał czerwony jeep. Nówka. - opowiada Tomasz. A kto za kierownicą? Oczywiście, że nasz synek, obok synowa i zachwycone wnuczki na tylnym siedzeniu.
Okazało się, że obydwoje mieli jakieś oszczędności, Krzyś dostał jakąś super premię za projekt i kupili sobie nowy samochód.
- Już nawet nie pytałem, ile kosztował, ale na pewno nie mniej niż 120-130 tys. zł – dodaje Tomasz.
- Udawaliśmy z Elżbietą, że się cieszymy, ale w głębi serca to myślałem, że mnie szlag trafi
Zupełnie nie rozumiałem, jakie oni mają priorytety. Wolą samochód od mieszkania. Przecież mieliby wkład własny, z chęci dołożylibyśmy im, syn z synową mogliby wziąć kredyt. Obydwoje przecież pracowali na etacie. Nie rozumiałem ich. Dziewczynki dorastały, przecież kiedyś każda będzie chciała mieć swój pokój.
Tego dnia mieli wolne mieszkanie. Syn z rodziną pojechali na weekend do ich znajomych za miastem. Mieli wrócić dopiero w niedzielę.
- To był pierwszy od wielu miesięcy weekend tylko dla nas – mówi Tomasz
- Cisza, spokój we własnym domu. Nie sądziłem, że sprawi mi to kiedykolwiek aż taką radość. Spaliśmy z Elżbietą do południa. Padało prawie przez cały dzień, łaziliśmy już do końca w pidżamach po mieszkaniu. Doszliśmy do wniosku, że musimy jednak jakoś rozwiązać ten problem. Kochamy nasze wnuczki, synowa i syn też są w porządku, ale na litość boską, my też chcemy mieć trochę czasu dla siebie. I przede wszystkim przestrzeni.
Okazja ro rozmowy nadarzyła się tydzień później
Były to imieniny Krzysztofa. Zaprosił z synową cztery osoby. Więcej byłoby już pewnie za ciasno. Tomasz dziwił się, że nie poszli gdzieś do pubu czy knajpy, żeby nie krępować się i nie siedzieć w ciasnocie w małym pokoju.
- Znaliśmy ich, bo to znajomi jeszcze ich z dzieciństwa. - mówi Tomasz. - Jedli, pili, jak to na imieninach. Wraz z kolejnym kieliszkiem alkoholu, coraz głośniej też dyskutowali. Nie musieliśmy podsłuchiwać, bo drzwi i tak były uchylone.
W końcu, jak Krzyś był w kuchni, to Ela poprosiła, żeby zamknął drzwi, bo jest za głośno. Ale powiedziała to nie z pretensjami, tylko tak normalnie.
Mimo, że drzwi były zamknięte, to słyszeli prawie każde słowo. W pewnej chwili Adam, najlepszy kolega Krzysia spytał go, czy myślą o swoim własnym mieszkaniu.
- Zamarliśmy z Elą – mówi Tomasz. - Baliśmy się, że nie usłyszymy odpowiedzi.
Usłyszeli. Każde słowo.
- „Nie chcemy, żeby rodzice byli sami. Z nami jest im na pewno raźniej, weselej” – to były słowa Krzysztofa.
Więcej już o tym tego wieczoru nie rozmawiali.
- Z Elą nie komentowaliśmy już tego – dodaje Tomasz. - Zrozumieliśmy, że jesteśmy zdani na mieszkanie z nimi. Byliśmy w kropce. Mieliśmy im powiedzieć, że wcale nie jest nam z nimi raźniej i weselej? Że chcemy być sami? Przecież nie wygonimy ich z naszego mieszkania.
Przypadkowo pomógł im...proboszcz
To on odwiedził ich na początku stycznia z wizytą „po kolędzie”. Przesiedział u nich blisko pół godziny. Zdziwiło go, że w tam małym mieszkaniu jest tyle osób. „To rzadki widok dzisiaj – powiedział. - Zazwyczaj młodzi mieszkają oddzielnie, a czasami jak widzę w jakich domach mieszkają, jak mają urządzone, to od razu przypomina się, jak to kiedyś było. Młodzi mają teraz super start, stać ich na tyle rzeczy, o jakich kiedyś nam się nie śniło, prawda panie Tomaszu?
Byli mniej więcej w tym samym wieku. „Ale to jest budujące, że się tak trzymacie razem – dodał na koniec. - Musicie się dobrze dogadywać, ale ja bym na waszym miejscu poszedł na swoje – to było powiedziane żartobliwie do Krzysztofa. - Dziadek i babcia by wreszcie sobie odpoczęli.
Wszyscy się zaśmiali. Na koniec proboszcz dodał, że ma nadzieję, że za rok odwiedzi ich w nowym mieszkaniu.
Kilka dni po tej wizycie duszpasterskiej Krzysztof sam zaczął z ojcem rozmowę o wyprowadzce
- Zaczął od tego, że bardzo fajnie się im tu mieszka, że to spokojne osiedle, dzieci mają rzut beretem do szkoły, oni do pracy – mówi Tomasz. - Z początku nie rozumiałem, o co mu chodzi, a wreszcie spytał, czy nie wyprowadzilibyśmy się do innego, mniejszego mieszkania. Już nawet przeglądał ogłoszenia i ma kilka już adresów.
- Myślałem, że żartuje - opowiada Tomasz. - Kiedy jednak zaczął tłumaczyć, że on oczywiście z synową dołożą się do nowego dla nas lokum, wezmą kredyt, to dotarło do mnie, że on to mówi poważnie.
Tomasz sądził, że Elżbieta wyśmieje tą propozycję. Mylił się.
- Wyprowadzamy się w lutym – mówi Tomasz. - Długo o tym myśleliśmy. Finansowo damy radę. Synowa pożyczyła trochę pieniędzy u rodziny, wzięli kredyt, my dołożyliśmy resztę – prawie 120 tys. zł. Uznaliśmy jednak, że to będzie najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Dwa duże pokoje nam w zupełności wystarczą. Wreszcie położę się w jednym a Ela w drugim. Wnuczki i syn będą zawsze mile widziani, ale nie na co dzień. A ja mogę już myśleć o spokojnej emeryturze...