Adam od dziecka był już skazany na sukces. Ojciec był w czasach PRL-u dyrektorem dużego kombinatu na Śląsku. Tam też mieszkali na osiedlu domków jednorodzinnych. Prestiżowa dzielnica. Sąsiadami byli prominentni działacze partyjni. W domu niczego im nie brakowało. Mieli kucharkę, sprzątaczkę oraz nianię, która odprowadzała i przyprowadzała małego Adasia z przedszkola. Wczasy spędzali albo w Bułgarii, albo w ówczesnej Jugosławii nad Adriatykiem.
- Ojciec miał wszędzie znajomości – mówi Adam, dziś 61-letni biznesmen. - Nie było rzeczy, której nie mógłby załatwić
Adam chodził do renomowanego liceum. Koledzy patrzyli na niego z nieukrywaną zazdrością. Nosił markowe ciuchy z Peweksu, miał zawsze modną fryzurę i przede wszystkim pieniądze. Nie wywyższał się jednak, lubili go, zwłaszcza kiedy zapraszał do modnej kawiarni i płacił za wszystkich rachunek. Przyjaźnił się z Maćkiem – kolegą ze szkolnej ławki.
- Ojciec Maćka był górnikiem. Nie pracował od kilku lat, bo miał wypadek pod ziemią. Poruszał się o kulach. Mama jego była sprzątaczką w szkole. Nie mieli lekko w domu – wspomina Adam. - Pamiętam, że kiedyś przed świętami powiedziałem Maćkowi, że gdyby potrzebował jakiejś pomocy finansowej, to nie ma problemu. Podziękował i powiedział, że poradzą sobie. Wiem, że często po lekcjach chodził dorabiać przy załadunku węgla. To była ciężka praca, ale dość dobrze płatna.
Spędzali razem mnóstwo czasu. Obydwoje byli kibicami Ruchu Chorzów. Chodzili na wszystkie mecze. Znali na pamięć skład „Niebieskich”, a nawet wzrost czy wagę poszczególnych piłkarzy. Adam jeszcze do niedawna miał gdzieś w domu zeszyt, gdzie razem wklejali artykuły o meczach Ruchu, wywiady z zawodnikami. Był dla nich jak relikwia. Obydwaj uwielbiali takż e kino. Chodzili na wszystkie nowości. Byli zafascynowani sztukami walki – to pokłosie oczywiście filmów z Brucem Lee, potem był czas na Rambo. Te filmy znali na pamięć.
- Z Maćkiem po raz pierwszy w życiu się upiłem – dodaje Adam.
- Urwaliśmy się wcześniej z lekcji i poszliśmy do smażalni na krupnioki i piwo, a potem kontynuowaliśmy imprezę na działce jego rodziców.
Po liceum mieli jeszcze kontakt ze sobą, ale ich drogi wkrótce się rozeszły.
- Maciek poszedł do pracy na kopalni, studiował potem zaocznie, a ja wyjechałem ze Śląska po śmierci ojca – mówi Adam.
Mama zmarła wcześniej – zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią ojca. Zostawili mu pokaźny spadek.
- Oprócz domu odziedziczyłem też dwa mieszkania i kilka działek, które po latach warte były ogromne pieniądze. Ojciec je pewnie kupił za bezcen. Ten, kto je wówczas sprzedał, na pewno pluł sobie w brodę. Stoi na nich teraz znane centrum handlowe. Ojciec musiał o tym wiedzieć, jak kupował wtedy hektary ugoru. To był interes życia.
Adam zaczął już interesy na studiach. - Handlowałem wtedy czym się dało – wspomina. - Miałem swoich ludzi, którzy ściągali towary głównie z Austrii, potem je sprzedawali na targach, w akademikach, oddawali do komisów. To były przebicia często kilkaset procent.
Potem była elektronika, na której Adam zarobił jeszcze większe pieniądze. Kupował także lokale po różnych geesach, które następnie remontował i odsprzedawał z dużym zyskiem.
- Byłem jak to się czasami mówi obrzydliwie bogaty – wspomina nasz bohater. - Chciałem jednak stabilizacji. Założyłem firmę komputerową. Ten rynek IT dopiero raczkował. Okazało się jednak, że to był strzał w dziesiątkę. Po kilku latach miałem jedną z najszybciej rozwijających się firm w południowej Polsce. Zatrudniałem młodych, zdolnych programistów, informatyków. Zarabiali na tyle dużo, że nie musieli martwić się o swoją przyszłość.
Firma Adama dbała o swoich pracowników. Dwa razy do roku mieli spotkania integracyjne. Dofinansowywał im szkolenia, kursy. W ubiegłym roku zorganizował też dla chętnych rajd rowerowy wokół Balatonu.
- To był super pomysł – mówi. - Okazało się, że chętnych było tyle, że musiałem wynająć większy autokar. Ale warto było.
Wpadł też na inny pomysł: wspólne, firmowe andrzejki. Wynajął duży pensjonat na Mazurach
Prawie cały obiekt miał być do ich dyspozycji. Prawie cały, bo na terenie kompleksu wypoczynkowego były jeszcze cztery domki wypoczynkowe – oddalone dość daleko od głównego budynku. Trzy z nich były zajęte. Właściciel obiektu zapewniał, że nikt im jednak nie będzie przeszkadzać.
Andrzejki były huczne. Adam zaprosił i opłacił występ znanego kabaretu, który miał rozbawić towarzystwo. Tak też się stało. Wszyscy doskonale się bawili.
- W firmie – oprócz księgowej – jestem najstarszy – mówi Adam. - Niby zdrowie mi wciąż dopisuje, ale koło północy marzyłem jedynie, żeby się już znaleźć w łóżku.
Wyszedł „po angielsku”. Przed snem chciał się jeszcze przewietrzyć. Teren był oświetlony. Jak na koniec listopada było dość ciepło. Szedł powoli w stronę pobliskiego jeziora. Doszedł do pomostu. Tu było ciemno. Taflę wody oświetlał jedynie blask księżyca.
Nagle zauważył całującą się parę. Zmieszał się. Czuł się jak podglądacz. Zrobiło mu się głupio.
- Przepraszam – bąknął. Kobieta odwróciła się do niego. To nie był nikt z jego firmy. Była mniej więcej w jego wieku. Uśmiechnęła się do niego. Wzrok Adama zatrzymał się na mężczyźnie, który powoli odwrócił głowę w jego stronę. Adam już miał zamiar odejść, kiedy coś kazało mu się zatrzymać.
- Tak, to był Maciek – mówi. - Na początku myślałem, że mi się przewidziało, ale to był on. Te same oczy, ten sam uśmiech. Nie miał już tak bujnej czupryny jak w szkole, ale poznałem go.
Obydwoje stali dłuższą chwilę patrząc na siebie z niedowierzaniem. Pierwszy odezwał się
Maciek:
- Adaś??? Prędzej bym się ducha spodziewał niż ciebie tutaj – nie krył i zdumienia i radości.
Nie widzieli się kilkanaście lat. Okazało się, że w tym ośrodku nie są po raz pierwszy.
Byli tu już kilka lat temu. Bardzo im się spodobało i postanowili w tym roku wrócić w to miejsce. Tak, ta kobieta, z którą się całował, to jego żona – Ewa. Są małżeństwem od ponad 30 lat.
Przez kolejne minuty i jeden i drugi starał się opowiedzieć, co się zdarzyło w ich życiu od ostatniego spotkania. Kiedy zmarzli, Ewa zaproponowała, żeby usiedli razem w ich domku. Tak też zrobili.
Kiedy skończyli rozmawiać – już świtało.
- Nie czułem zmęczenia – mówi Adam. - Mieliśmy sobie tylko do opowiedzenia.
Maciek wciąż pracuje na kopalni. Mają trójkę dorosłych już dzieci – dwóch synów i córkę. Dorobili się też trójki wnucząt. Ewa jest nauczycielką w liceum. Mieszkają wciąż na Śląsku.
Adam opowiedział historię swoje firmy: jak się dorabiał, jak mu się powodzi. Maciek tylko zagwizdał z podziwu.
- To się bracie nieźle dorobiłeś - powiedział z uśmiechem.
Zdziwił się, że Adam nigdy się nie ożenił, nie ma rodziny.
Kiedy Ewa na krótko pojawiła się w drzwiach, żeby im powiedzieć dobranoc, Maciek poderwał się z krzesła. Szybko podszedł do żony, ujął jej głowę w ręce i czule pocałował w usta. - Dobranoc- powiedział czule.
Następnego dnia spotkali się znowu na pomoście. Przyjaciel trzymał żonę za rękę. Widać było, że są ze sobą szczęśliwi. Co jakiś czas przytulał ją do siebie, głaskał po głowie. Po obiedzie Adam razem z pracownikami mieli wracać do domu autokarem. Maciek z Ewą zostali na jeszcze jeden dzień. Tak wcześniej zaplanowali. Umówili się, że odwiedzą Adama. Podał im adres. Czule się pożegnali.
Długo bez siebie nie wytrzymali. Po dwóch tygodniach Adam zaprosił przyjaciela z zona do siebie
Maciek się ucieszył. Przyjechał jednak sam. Ewa z rana dostała gorączki. Kazała go uściskać i przeprosić.
- Maciek przyjechał samochodem, mówił, że martwi się o Ewę, dlatego nie będzie pił, bo jakby gdzieś trzeba było jechać do lekarza czy apteki, to musi być na chodzie – mówi Adam. - Tak mnie to wzruszało, ta jego troska o żonę, że że mu o tym powiedziałem.
- No co ty? To moja zona, kocham ją i muszą o nią dbać – odparł.
Usiedli przy stole. Przy sushi zaczęli wspominać dawne czasy młodości. Co rusz wybuchali śmiechem. W pewnej chwili Maciek spoważniał.
- Adaś, czy ty jesteś szczęśliwy?
Nikt go nigdy o to nie dotychczas nie pytał. Sam się nad tym nie zastanawiał. Czuł się spełniony. Miał dobrze prosperującą firmą. Nie miał wrogów, finansowo było super – żadnych kredytów, zobowiązań, za to pokaźne kwoty na lokatach. Duży, nowocześnie urządzony dom wart miliony.
- Jestem – odpowiedział.
To chyba jednak nie przekonało przyjaciela.
- Pamiętam, jak kiedyś w szkole, kiedy nam było ciężko, zaproponowałeś pomoc – powiedział Adaś. - Nigdy ci tego nie zapomnę. Często o tym Ewie mówiłem. Chcę tylko, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Muszę już lecieć, bo Ewa nie odbiera, mam nadzieję że nie jest jej gorzej. Szybko się pożegnał i wyszedł.
Od tego spotkania minęło pół roku. Kilka razy dzwonili do siebie. Adam długo myślał o tym swoim szczęściu. Wiedział, co przyjaciel miał na myśli. Powiedział to wczoraj Maćkowi, kiedy stał na pomoście z Gosią. Tak, zabrał ją na Mazury. Chciał jej pokazać jezioro w świetle księżyca. A Gosia już dawno wpadła w oko. Tylko nigdy nie miał czasu...