(…) Czasu nie cofnę, ale może moja historia będzie dla innych przestrogą. (…) Wychowałem się w rodzinie, w której ojciec był alkoholikiem. Od dziecka widziałem, jak wygląda takie życie. Pracował dorywczo, nigdzie nie zagrzał miejsca, bo go zaraz zwalnianli za pijaństwo. Był mechanikiem. Złota rączka. W domu wszystko potrafił zreperować. Jak nie pił, był bardzo czułym ojcem. Takich chwil było jednak niewiele. Najczęściej trudno było z nim nawiązać kontakt, bo od rana już był na rauszu, a już koło południa legł w łóżku.
(…) Nie awanturował się, nigdy nie podniósł ręki na mamę. Nigdy też nie chciał się leczyć. Zmarł we śnie. Miał 42 lata. (…)
Jerzy w wieku 26 lat wyjechał z rodzinnej miejscowości. Skończył technikum samochodowe, chciał iść na studia, ale oblał egzamin wstępny
(…) Poszedłem do pracy jako kierowca. Jeździłem autobusem. Najpierw pracowniczym, potem poszedłem do PKS-u. Nie było lekko, ale dawałem radę. (..) Mieszkałem w wynajętym pokoju z kolegą. On pracował na budowie. Po pracy często siadaliśmy przy butelce wódki i tak spędzaliśmy czas. Lubiłem alkohol – nie ukrywam tego. W czasach PRL-u nie było żadnego spotkania bez piwa, wina czy też wódki. Każdy pił. „Flaszka” była nie tylko prezentem, ale i środkiem płatniczym. Za butelkę wódki załatwiało się wszystko. (…)
(…) Alinę poznałem w zakładowej stołówce. Była tam kierowniczką. Zaczęliśmy się spotykać. Wspólne wypady do kina, nad jezioro. Zaiskrzyło. Po roku wzięliśmy ślub. Zmieniłem pracę. Zostałem dyspozytorem. Zarabiałem trochę więcej niż kierowca i nie musiałem już siedzieć za kółkiem. (…)
Wkrótce urodził się im pierwszy syn – Michał. Rok później Adaś
(…) Urodziny starszego słabo pamiętam. Pępkowe trwały kilka dni, nie byłem w stanie pojechać po Alinę na porodówkę. Wróciła taksówką. Wtedy była pierwsza duża awantura. Obiecałem, że spasuję z alkoholem, ale już wtedy byłem prawdopodobnie alkoholikiem. Bywały dni, kiedy nie piłem, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Alina próbowała mnie wysłać na leczenie, ale ja wtedy uważałem, że sam dam sobie radę. To był błąd. Wkrótce urosdził się nam drugi syn. Wtedy straciłem pracę. Wyrzucili mnie oczywiście za picie. (…)
Dla Jerzego zaczęła się równia pochyła. W kolejnej pracy wytrzymał zaledwie tydzień. Po imprezie z kolegami przez trzy dni nie pojawił się w robocie. Nawet nie odebrał wymówienia. Pił. Kiedy trzeźwiał, szedł do prac dorywczych.
(…) Robiłem zaopatrzenie do warzywniaka, po jakimś czasie jednak zabrali mi prawo jazdy za alkohol i pracowałem a to na budowie, a to jako cieć, ale nigdzie dłużej miejsca nie zagrzałem.
Dzieci dorastały, ale ja tego w ogóle nie widziałem. Były momenty, że nawet nie potrafiłem powiedzieć ile mają lat
(…) Kiedyś w wigilię, już nie pamiętam kiedy to było dokładnie, pracowałem jako cieć na parkingu strzeżonym. W takiej drewnianej budzie. Za pracę w święta miałem dostać chyba 300 zł. W sam raz na kilka dni chlania. Dla Aliny i dla chłopaków chyba nawet lepiej, że chociaż w święta nie widzą pijanego ojca. Pamiętam, że tego dnia postanowiłem, że przez święta nie wezmę grama alkoholu udo ust. Wiem, że taka obietnica alkoholika jest warta funta kłaków. Wtedy jednak po raz pierwszy chyba coś we mnie pękło. Co jakiś czas na parking wjeżdżały samochody. Każdy potem wyjmował pełne siatki z zakupami z bagażnika. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędziłem normalnie święta w domu. Zazwyczaj albo byłem przepity, albo niedopity. Owszem, dzieliliśmy się opłatkiem, były jakieś prezenty, ale to wszystko pamiętam jak za mgłą. (…) Tego dnia widziałem całe rodziny, jak śmiejąc się, wysiadały z tych samochodów, radośni i weseli. Coś mnie ścisnęło wtedy w dołku. Ten parking był na naszym osiedlu, kilka ulic od naszego bloku. Patrzyłem w okna pobliskiego bloku i widziałem głowy ludzi siedzących przy wigilijnym stole.
Koło północy ktoś zapukał w moją budkę. Zobaczyłem starszego syna
Przyszedł z opłatkiem. Młodszy nie chciał. (…) Tak się rozkleiłem, że jak wyszedł, to od razu chciałem biec gdzieś po alkohol, ale cudem się powstrzymałem. (…)
Przez kolejne lata Jerzy podupadł na zdrowie. Zaczęły się kłopoty z sercem, wątrobą. I przyszło najgorsze: choroba Aliny. To był rak płuc.
(…) Gasła w oczach. Jedna, druga chemia. Alina była coraz słabsza. Nie piłem wtedy kilka dni. Siedziałem w domu, gotowałem, sprzątałem. Michał już wtedy był za granicą. Wyjechał do Anglii. Adaś już był też spakowany, ale chciał być z mamą do końca. (…) Zmarła w nocy. Nie słyszałem nawet kiedy odeszła. Na wieczór, przed snem wypiłem prawie pół litra. Kiedy przyjechał Adaś, bo zadzwoniłem rano do niego, to byłem jeszcze pijany. (…)
(…) Po pogrzebie wróciłem do pustego mieszkania. Z synami pożegnałem się na cmentarzu. Zostałem sam jak palec. (…)
Z nałogu wyciągnął go sąsiad
Widywał go dość często na klatce, o ile nie był kompletnie pijany. Sympatyczny, starszy pan. Kilka dni po pogrzebie zaczepił go koło sklepu. Jerzy akurat wtedy słabo się poczuł i musiał usiąść na pobliskim murku.
(…) Pan Jan, bo tak miał na imię – jak się okazało – był emerytowanym nauczycielem i kuratorem sądowym. Wiedział, że mam problemy z alkoholem, trudno było tego nie zauważyć przez tyle lat. To on namówił mnie na leczenie. Nawet pojechał ze mną do ośrodka wsparcia. Miał tam znajomego kierownika. (…) Początki był straszne. Spotkania w gronie takich jak ja i wybebeszanie swoich przeżyć przerastało mnie. Na szczęście trafiłem naprawdę na wspaniałych ludzi. Pomogli mi w najgorszych momentach. Załatwili mi też pracę. Teraz jestem na rencie. (…)
Nie piję 15 lat. Ani grama alkoholu
Ale jestem alkoholikiem, bo w tej chorobie nie ma czegoś takiego tak remisja. To cholerstwo siedzi w człowieku do końca życia. Przez te lata poznałem jedynie kilku, którzy wytwarali w trzeźwości do dzisiaj. Większość albo już nie żyje, albo wrócili do nałogu.
(…) Michał i Adaś ułożył sobie życie. Do Polski nie zamierzają wrócić. Przynajmniej na razie. Czasami dzwonimy do siebie. Na początku łapałem się na tym, że nie mamy wspólnych tematów, nie mamy wspomnień. „Co u ciebie, jak zdrowie” i takie tam zdawkowe pytania i odpowiedzi.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że przecież oni wychowali się praktycznie beze mnie. Alina o wszystko dbała. Żeby się uczyli, żeby mieli w co się ubrać, co zjeść. Kiedy byli już nastolatkami, a na mnie nie można było liczyć, to Alina – o czym dowiedziałem się po latach – sprzedała jedną z działek, którą odziedziczyła po rodzicach. Mogła w nich inwestować. (…)
(…) Rok temu, kilka dni przed wigilią zadzwoniłem do Michała. Powiedziałem mu, że najbardziej w życiu żałuję tych lat, kiedy nie byłem razem z nimi. Nigdy tego mu nie mówiłem. Milczał przez długi czas. Nie wiedział, co odpowiedzieć. To samo powiedziałem młodszemu – Adasiowi. „Wiesz tato, cieszę się, że nie pijesz, ale daj mi czas – powiedział. - Nie było cię w naszym życiu przez tyle lat, że muszę to wszystko poukładać sobie na nowo. (…)
W tym roku obiecali, że przyjadą na święta do Polski. Na początku grudnia rozmawiali o tym telefonicznie. Kilka dni temu okazało się, że Michał musi w święta być w pracy, a żona Adasia zachorowała. Obiecali jednak, że na pewno przyjadą na Wielkanoc. - Może wreszcie się dobrze poznamy, tato – powiedział Adaś. I nie wyczuł w jego głosie ironii.