Historia Fifty, bo takie imię nosi suczka rasy czechosłowacki wilczak zaczęła się jeszcze pod koniec 2015 r. Fifty pochodzi z hodowli Jantarowa Wataha w Obornikach Wlkp. Jego właścicielką jest Elżbieta Wojtko.
- Od małego Fifty była twarda, dzielna i kontaktowa – mówi. - Przy tym bardzo zrównoważona. Pod koniec października 2015 r. zgłosił się chętny na kupno szczeniaka. Zapewniał, że z uwagi na wykonywany wolny zawód ma dużo czasu, który może poświecić dla psa. Wydawał się rozsądny i uczciwy. W innym przypadku nigdy bym psa nie sprzedała.
Jak się później okazało, był to jednak oszust. Zapłacił jedynie część należności za Fifty, a resztę miał przesłać na konto. Nigdy tego nie zrobił. Zabrał metrykę i paszport, podpisał umowę, obiecał przesyłać zdjęcia i informacje dotyczące szczeniaka.
Pani Elżbieta zastrzegła w umowie prawo pierwokupu psa
Nabywca zobowiązał się także powiadamiać o każdorazowej zmianie adresu i ewentualnym zgonie psa. W myśl umowy, kupujący oświadczył także, że „nie jest pośrednikiem przy tym zakupie, że szczenię nie będzie odsprzedane ani przekazane komukolwiek”.
- Początkowo miałam z tym panem dobry kontakt, wysyłał zdjęcia, potem jednak przestał odbierać telefony – mówi pani Elżbieta. – Coś mnie tknęło. Poprosiłam znajomą z Białegostoku, żeby sprawdziła czy z Fifty wszystko jest w porządku. Okazało się, że Fifty wcale u niego nie była, a on sam coś kręcił i kombinował.
Kobieta zatrudniła w Białymstoku prywatnego detektywa. Ustalił, że kupiec zaledwie po kilku miesiącach odsprzedał Fifty z zyskiem osobie mieszkającej pod Białymstokiem. Tam mieszkała ponad rok, w towarzystwie dwóch owczarków. Kiedy podrosła, zaczęła być dla gospodarzy kłopotliwa i w październiku 2016 r. oddali ją na wieś w okolice miejscowości Wysokie Mazowieckie. Zaledwie po kilku dniach pobytu - uciekła. Kolejni właściciele zamieścili w sieci ogłoszenie o jej poszukiwaniach.
Pani Elżbieta poruszyła niebo i ziemię, że odnaleźć Fifty:
wysłała setki maili do przypadkowych osób w Wysokiej Mazowieckiej, zorganizowała duże wydarzenie na Facebooku, a za odnalezienie suczki wyznaczyła nagrodę.
- Miałam dużo telefonów – mówi. – Ludzie widywali ją blisko Wysokiego. Przychodziła na karmienie, kradła jedzenie, żebrała, czasem czepiała się psów na spacerach. Kilka osób próbowało się do niej zbliżyć, ale zawsze uciekała.
W połowie grudnia zgłosiła się do niej mieszkanka Wysokiego. Okazało się, że suczka odwiedza często jej podwórko i zjada karmę dla kotów. Przy próbie kontaktu – uciekła. Potem była widziana na polach - 40 km od Wysokiego. Wróciła stamtąd. Żywiła się znalezionym na polu nieżywym cielakiem. Potem trop się urwał.
- Pod koniec stycznia stał się cud – mówi pani Elżbieta. – W internecie przeczytałam, że suczka pojawiła się jako „wilk znad Zalewu” w Lublinie! To ponad 200 km od Wysokiego. Dzięki pani Elwirze i jej siostrze, Fifty udało się na szczęście złapać.
Jak później obliczyła, Fifty w sumie pokonała przez ten czas ponad 500 kilometrów.
Dzisiaj (w listopadzie 2022 r.) Fifty ma już siedem lat; ma też uregulowany status prawny. Ponieważ została bezprawnie sprzedana – jest znowu własnością hodowcy - pani Eli. Walczyła o to przez dwa lata.
- Kiedy przyjechałam wtedy po nią do Lublina, nie poznała mnie – mówi pani Elżbieta. – Była nieufna, mocno wycofana. Dopiero kiedy przyjechaliśmy do Obornik – poznała dom i stado. Radość była ogromna.
Fifty od tej pory nigdy nie uciekła. Trzyma się stada. Jej właścicielka dużo jednak z nią pracowała, bo suczka wciąż była nieufna wobec ludzi.
- Udało się jednak – mówi. – Wilczaki są raczej konfliktowe. Nie lubią obcych psów. Fifty odwrotnie. Dzisiaj lgnie do każdego. Jest ufna i otwarta. Byłam z nią na kilku wystawach. Została czempionem. Dwa razy już się oszczeniła. Jedno ze szczeniąt – „synek” Fifty szkoli się od kilku miesięcy na ratownika.