Był maj 2015 roku. To wtedy zawalił mu się świat na głowę. A nic tego nie zapowiadało.
- Mieliśmy wtedy firmową imprezę - mówi Darek. - W plenerze, kilka kilometrów od miasta. Szef wynajął duży obiekt agroturystyczny. Było kilkadziesiąt osób. Co roku mieliśmy takie spotkania integracyjne. Mnóstwo jedzenia, alkohol, tańce. Każdy się dobrze bawił. Fakt, że wielu przesadzało z alkoholem i wielu też urywał się film, ale takie imprezy wspominało się potem tygodniami.
Darek pracował w biurze. Zajmował się m. in. logistyką. Lubił swoją pracę, może mniej zarobki, ale z szefostwem się dogadywał. Nigdy nie nawalił, doceniali go. Przed światami mógł zawsze liczyć na premię.
Od kilkunastu lat był żonaty. Z Ewą mieli syna. Już dorosły. Żona pracowała w urzędzie. Byli zgodnym, przykładnym małżeństwem.
Na tę majowę integrację pojechał samochodem.
- Miałem jechać z kolegą, ale obiecałem Ewie, że pomogę jej jeszcze w ogrodzie – mówi. - Planowałem zostawić tam samochód i następnego dnia pojechać po niego rowerem.
Darek nie był abstynentem, ale rzadko pił alkohol
Kiedy z Ewą jechali na imprezę, to częściej on prowadził, aniżeli żona. Ewa, podobnie jak syn Jasiek nigdy nie widziały go pijanego.
- Nie przepadałem za alkoholem w dużych ilościach – przyznaje Darek. - Dwa, trzy piwa raz na jakiś czas w zupełności mi wystarczało. Nie potrzebowałem więcej.
Kiedy przyjechał na miejsce imprezy, prawie wszyscy już byli. Spotkanie pracowników szybko się rozkręciło. Niektórzy koledzy przyjechali ze swoimi żonami, ale to byli nieliczni. Kiedyś proponował Ewie, żeby z nim pojechała, ale powiedziała, że czułaby się skrępowana. Znała jedynie kilku najbliższych jego kolegów z firmy.
Przez godzinę sączył piwo. Był głodny, a na imprezie zawsze było mnóstwo dobrego jedzenia. Nie żałował sobie przysmaków – głównie z wielkiego grilla.
- Bawiłem się doskonale – mówi. - Zrobiło się ciemno, zaraz było ognisko, kiełbaski, alkohol lał się strumieniami. Wkrótce co niektórzy już „odpadli”. Na szczęście wieczór był wyjątkowo ciepły i można było położyć się na trawie.
Darek wypił jeszcze trzy piwa. Jak na niego – więcej niż zazwyczaj. Czuł się jednak rozluźniony, wesoły. Dosiadł się do niego szef firmy. Był już mocno wstawiony, ale słynął z mocnej głowy. Rzadko miał okazję imprezować, ale jeśli już brał w niej udział, to nie wylewał za kołnierz.
- Zaczęliśmy rozmawiać o sporcie, bo on prezesował miejscowej drużynie, zresztą kiedyś sam grał w piłkę nożną – mówi Darek. - Zaproponował bruderszaft. Byłem zaskoczony, bo nigdy nie był aż tak wylewny. Wsadził mi w dłoń szklaneczkę z drinkiem. To było whisky z sokiem. Nie mogłem odmówić. Wypiliśmy, ucałowaliśmy się i u niektórych zauważyłem, że ten gest wywołał na nich spore wrażenie. Byłem z szefem na ty. To jednak – jakby nie patrzeć – wyróżnienie.
Darek wypił kolejną szklaneczkę z drinkiem, a potem jeden i drugi kieliszek wódki.
- Nie pamiętam, kiedy ja wtedy po raz ostatni piłem mocny alkohol – wspomina Darek. - Ale czułem się dość dobrze.
Do czasu. Wypił o jeden kieliszek za dużo.
- Zrobiło mi się w pewnym momencie niedobrze. Odszedłem do pobliskiego lasku. Zwymiotowałem, trochę posiedziałem na trawie i było w miarę ok.
Wrócił do kolegów. Dyrektora już nie było przy stoliku. Niektórzy już się żegnali i wypił jeszcze kilka „rozchodniaków”.
- Rozbolała mnie głowa – kontynuuje nasz bohater. - Zacząłem iść w stronę parkingu. Chciałem się przejść. Kręciło mi się we łbie, znów zrobiło mi się niedobrze, strasznie mi się chciało spać. Pomyślałem, że może się zdrzemnę w samochodzie, to mi przejdzie.
To, co się wydarzyło później, całkowicie odmieniło życie Darka.
- Myślałem o tym milion razy – opowiada. - Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego co, zrobiłem. Nigdy w życiu nie prowadziłem samochodu po alkoholu. Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło. Ledwo stałem na nogach, a mimo to diabeł mi podpowiedział: jedź!
- Myślę, że chciałem się znaleźć jak najszybciej w swoim łóżku. Do domu miałem niecałe cztery kilometry. Boczna droga, noc, nikt tędy o tej porze zazwyczaj nie chodził.
Bardzo się mylił. Sam wypadek pamięta jak przez mgłę. Nagle zamajaczyła mu jakaś postać w światłach reflektorów, potem poczuł uderzenie, huk i zobaczył zbitą szybę.
- Przez kilka minut siedziałem jak sparaliżowany – mówi. - Nie byłem w stanie wyjść z samochodu. Nie docierało do mnie, że kogoś potrąciłem.
Po chwili nadjechał samochód. To żona kolegi. Jechała po męża, żeby go zabrać z imprezy. Zadzwoniła po pogotowie. Zaraz też przyjechała policja.
Darek potrącił starszego mężczyznę. Wracał od sąsiada. Do domu miał 20 metrów. Był trzeźwy. Nie pił, bo leczył się na serce. Dwa razy go reanimowali w karetce. Przeżył, ale do końca życia miał mieć problemy z chodzeniem. Wycięli mu też śledzionę.
Darek miał 2,2 promila. W więzieniu spędził 3,5 roku.
- Od tego wypadku minęło siedem lat, a ja wciąż o tym myślę – mówi. - Każdego dnia mam to przed oczami. Samo więzienie nie było aż tak straszne. Najgorsze są myśli. One dopadają wszędzie. Przynajmniej ja tak mam – nawet teraz.
W celi siedział m. in. z młodym chłopakiem. Też miał 2 promile, jechał z dyskoteki. Potrącił równolatka, wjechał do rowu, zginęła młoda dziewczyna. Dostał 8 lat.
- Opowiadał o tym wypadku bez żadnych emocji – mówi Darek. - Tak, jakby chodziło o drobny incydent.
Zapłacił wysoką cenę
Darek stracił pracę. Utrzymuje się z zasiłku i pensji Ewy. Nie szuka nawet pracy. Nie jest do niej zdolny. Leczy się psychiatrycznie. Teraz na NFZ, bo nie stać ich na prywatną terapię. Depresja.
- Gdyby nie Ewa, to bym się chyba powiesił – mówi. - Odwiedzała mnie w więzieniu, wspierała. Gorzej z Jaśkiem. Czuję, że ma do dzisiaj straszny żal do mnie. Że go zawiodłem. Czasu już nie cofnę. Jeśli powiem, że żałuję tego, co zrobiłem, to tak jakby nic nie powiedzieć.
Miesiąc po wyjściu na wolność chciał odwiedzić tego, którego potrącił. Nie zdążył. Ten mężczyzna zmarł trzy lata po wypadku. Na serce. Ewa mu o tym nie powiedziała wcześniej. Bała się, że się załamie.
- Z domu rzadko wychodzę – mówi. - Koledzy wcześniej dzwonili, ale miałem już dosyć tych pytań, jak się czuję, jak sobie radzę. Przestałem odbierać. Co mam im powiedzieć? Że całe moje życie legło w gruzy i nie wiem, czy się kiedykolwiek pozbieram?