Ma 53 lata, pracuje w państwowej firmie w dużym mieście wojewódzkim. Mieszkanie w bloku, działka pod miastem, dorosły, samodzielny syn w Anglii, pies i ona – zołza Kaśka – bo tak o niej pisze.
(…) Poznaliśmy się jeszcze w średniej szkole. Byłem w niej zakochany od kiedy pamiętam. Zaczęliśmy chodzić ze sobą. Potem studia na jednej uczelni. Pobraliśmy się 30 lat temu. (…)
Przed ślubem Kaśka była wesołą, rozrywkową dziewczyną. Lubiła imprezować, mieliśmy mnóstwo znajomych, przyjaciół, sporo jeździliśmy. Nigdy się nie nudziliśmy ze sobą. Kino, teatr, dyskoteki – to był nasz żywioł.
(…) Kilka lat po ślubie Kaśka nagle „oklapła”. Całkowicie pochłonęła ją praca. Fakt, awansowała, dużo zaczęła zarabiać, ale jej życie sprowadziło się jedynie do dwóch rzeczy: wychowywania syna i tej cholernej pracy, której zupełnie się poświęciła. O niczym innym nie można było z nią porozmawiać.(..)
Każdego dnia oddalaliśmy się coraz bardziej od siebie. Kaśka wracała wieczorami. Coraz później. I przynosiła coraz więcej dokumentów do domu, nad którymi ślęczała do późna w nocy. Kładła się do łóżka, kiedy ja już dawno spałem. (…)
Nie to było jednak najgorsze. Zaczęła się robić strasznie gderliwa. To swoje przeprasowanie, frustracje w pracy odbijała sobie na mnie. Niemal codziennie za coś mnie krytykowała. Miała o wszystko pretensje: o niedomknięte drzwi, otwarte okno, źle umyta filiżanka itd. (…) Kiedyś zepsuł się samochód. Miał prawo, bo był już stary. Przez cały dzień robiła mi o to wymówki, gderała jeszcze w łóżku. Tak, gderała. Bo trudno to nazwać rozmową. Ona nie potrafi ze mną rozmawiać. Zawsze znajdzie pretekst, żeby się do czegokolwiek przyczepić. Ot, tak – dla zasady. Robiła to nawet w gronie znajomych. Krytykowała, wyśmiewała, szydziła, aż w końcu powoli traciliśmy i przyjaciół i znajomych. Nawet im się nie dziwię, bo kto by chciał ciągle słuchać kąśliwych uwag i złośliwości przy stole? Kaśka potrafi nawet zrobić mi awanturę w sklepie – przy kasie. Najgorsze, że uważa to za coś zupełnie normalnego.
(…) Kilka razy próbowałem z nią o tym rozmawiać. Wyśmiała mnie, że przesadzam i żebym nie robił z siebie mazgaja. Nawet nie wiem kiedy się z tym pogodziłem. Od wielu lat rzadko kiedy razem gdzieś wychodzimy. Jeśli już – to do teściowej na święta lub imieniny. W zasadzie nie ma między nami nawet nici porozumienia. Nie mówię nawet o uczuciu. Chyba obydwoje się do tego przyzwyczailiśmy. Kaśka nie potrafi się do mnie już inaczej zwracać, jak tylko ze złością i ironią. Nie pamiętam, kiedy się do mnie uśmiechnęła. (…) Nie chcę się rozwieść. Nauczyliśmy się żyć obok siebie. Jak nie gdera – to mam po prostu święty spokój. Do dzisiaj wraca późno z pracy, weekendy zazwyczaj też spędza nad dokumentami. Pogdera, pokrzyczy z rana w niedzielę i potem mam już czas dla siebie. Wiem, nie jest to pewnie normalne, ale ja naprawdę się z tym pogodziłem. Uciekam na działkę, mam tam odskocznię przy grządkach. Od dawna też biegam, dużo czytam, chodzę na mecze. A w domu staram się nie rzucać jej w oczy.
(…) Raz nie wytrzymałem. Kilka lat temu. Rzadko piję alkohol. Ale któregoś razu dostałem od znajomego czteropak piwa. Nie pamiętam już z jakiego powodu. Kaśki nie było w domu. Otworzyłem jedno, potem drugie piwo. Kiedy wróciła do domu, zastała mnie przy kolejnej puszce. I oczywiście awantura. Byłaby i tak nawet gdybym wypił tylko jedno piwo. Już nie mogłem słuchać tego gadania. Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Połaziłem po osiedlu, ochłonąłem, ale noc spędziłem w samochodzie. Nie wziąłem kluczy od domu, a Kaśka nie chciała mi otworzyć drzwi. Co miałem robić?
Awanturę na klatce, żeby wszystkich pobudzić sąsiadów? Na szczęście miałem kluczyki od samochodu i było lato. Ciepło. (…)
Syn rzadko nas odwiedza. Ostatni raz był w ubiegłym roku. Wiele razy widział i słyszał, jak Kaśka mnie traktuje. Ale ani razu tego nie skomentował. Ale wiem doskonale co o tym wszystkim sądzi. Na pewno czuje chłód w tym naszym mieszkaniu. (…)
Kaśka nie ma – poza pracą – żadnych zainteresowań. Nie czyta od dawna, rowerem po raz ostatni jechała wiele lat temu. Czasami obejrzy jakiś serial w telewizji. Nie ma przyjaciółek, koleżanek. Nie chodzi na żadne babskie pogaduchy. Nawet zbyt często nie korzysta z telefonu. Chyba, że to ktoś z pracy. (..) Czasami mam wrażenie, że jak mnie widzi w mieszkaniu, to się zastanawia, co ja tu robię. (…) Nie jemy wspólnie obiadów, nie pijemy razem kawy, nie dyskutujemy, nasza rozmowa ogranicza się do wymiany zdań na bieżące sprawy domowe: rachunki do zapłacenia, pralka się popsuła, śmieci trzeba wynieść czy też kończy się przegląd techniczny samochodu.
Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nasze małżeństwo się tak popsuło. Przeżyliśmy naprawdę kilka wspaniałych wspólnych lat. Na 25-lecie małżeństwa chciałem gdzieś z nią wyjechać. Zamówić apartament w górach czy na Mazurach i spędzić razem kilka dni. Na początku powiedziała, że może być. Bez jakiegoś hurraoptymizmu. Wstępnie zaklepałem kwaterę. Pokazałem jej. Przejrzała zdjęcia. – W kurniku nie będę mieszkać. Jest tyle fajnych miejsc, a ty oczywiście zawsze wybierzesz jakiś badziew – usłyszałem. Odechciało mi się jakiegokolwiek wyjazdu. Rocznicę spędziliśmy w domu. Ja z książką, ona przed telewizorem. Ale kwiatki kupiłem.
(…) Koledzy, z którymi jestem od lat nie komentują mojego małżeństwa. Ja nawet nie staram się ukrywać, że Kaśka to zołza. Mówię o tym żartem. I oni udają, że to żart. (…) Kiedyś wyżaliłem się najbliższemu przyjacielowi. To było kupę lat temu. Niczego mi nie doradzał, nie oceniał, nie osądzał. – Ciekawe kiedy pękniesz? – spytał tylko.
(…) Nie chcą robić z siebie męczennika. Nie chcę też zaczynać życia od nowa. Nie kusiło mnie, żeby znaleźć inną babę. Może gdybym na początku tego naszego kryzysu zaczął ratować małżeństwo, to dzisiaj inaczej by to wyglądało? Być może. Dzisiaj nie mam już na to ani siły, ani ochoty. A może i któregoś dnia „pęknę”?