– Robiłem, co umiałem najlepiej, czyli strzelałem gole, to się i wicekrólem strzelców zostało. Poza tym chciałem normalnie żyć, na poziomie, który umożliwiała mi gra w 1. Bundeslidze. Nie szalałem, ale też święty nie byłem. Czasami i piwko się wypiło, w końcu to też dla ludzi. Chyba mnie cenili. Mam dowody, bo gdy potem czasem jeździłem do Hamburga, to w restauracjach kucharze otwierali przede mną drzwi – opowiadał Jan Furtok, który zyskał uznanie w HSV. Potem przeniósł się do Eintrachtu Frankfurt, gdzie spędził dwa sezony i strzeilł gola Juventusowi (1:1) w ćwierćfinale Pucharu UEFA.
Aż niespodziewanie postanowił wrócić do Polski, by znowu zagrać w GKS-ie Katowice. – Powiedziałem do żony: "Już mam dość, nic mi się nie chce. Wracajmy do domu. W klubie nie mogli uwierzyć, bo miałem jeszcze ważny kontrakt. Nie chciałem już tego ciągnąć, achillesy mnie coraz bardziej bolały. I wróciliśmy - opowiadał.
Nosił koszulkę z numerem 9, który został zastrzeżony w GKS-ie. Był też prezesem klubu. W reprezentacji strzelił 10 goli w 36 meczach, grał na MŚ 1986. Dla HSV strzelił 51 goli w 135 meczach, a wicekrólem strzelców Bundesligi został w 1991 r. z 20 bramkami. W Eintrachcie Frankfurt strzelił dziewięć goli w 53 meczach. W ostatnich latach zmagał się z chorobą Alzheimera.
Czytaj całość: https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/bundesliga/nie-zyje-jan-furtok-w-niemczech-go-nie-znali-ale-szybko-ich-rozkochal/zdp25lf