Partner: Logo FacetXL.pl

Pan Piotr jest tatuażystą. Obecnie mieszka w Oslo. Niedawno jeszcze wynajmował mieszkanie w Szczecinie i dojeżdżał do pracy w Berlinie. Wszędzie w miastach porusza się właśnie monocyklem. Ten, którego obecnie używa, ma zasięg do 100 kilometrów. W zupełności to wystarcza.

- Na początku trzeba się nauczyć tym jeździć – mówi. - To tak jak przy pierwszej jeździe rowerem czy hulajnogą. Jak się opanuje balansowanie ciałem, to sama jazda monocyklem jest czystą przyjemnością. Manewrowanie jest dziecinnie proste. Czuły żyroskop reaguje na każdy ruch ciała. Wystarczy lekko pochylić się do przodu czy tyłu, żeby jechać szybciej lub wolniej.

Ten, którym jeździ obecnie - kupił z ogłoszenia. Używany, z niewielkim przebiegiem. Zapłacił za niego 4,5 tys. zł.

- Wiele osób wychodzi z błędnego założenia, że jazda monocyklem wymaga nie lada umiejętności - mówi. - Wcześniej jeździłem dużo hulajnogą i uważam, że „kółka” są o wiele lepsze i wygodniejsze. Czuję się na nich też o wiele bezpieczniej. Mają 16-calowe koło – tak jak w samochodzie – i bez problemu można nim pokonywać wszelkiego rodzaju nierówności, w tym krawężniki. Upadki? Zdarzają się. W monocyklu – jak mówi pan Piotr – można jednak w awaryjenj sytacji po prostu zeskoczyć.

- W hulajnodze w podobnej sytuacji każdy będzie do końca trzymać kurczowo kierownicę – przekonuje. - To jest o wiele groźniejsze.

Nasz rozmówca podkreśla, że monocyklem jeździ także na zakupy. Nie potrzebuje bagażnika. W czasie jazdy ma wolne ręce, w których może trzymać siatki z zakupami. Samochodu używa jedynie sporadycznie.

- Do auta wsiadam, kiedy np. mam do zrobienia większe zakupy albo jak mam kogoś podwieźć – mówi. - Na co dzień samochód stoi pod domem.

Monocykla nie musi też nigdzie zostawiać – tak jak roweru czy hulajnogi. Wchodzi z nim nawet do sklepu. Wyciągana rączka sprawia, że prowadzi się go jak większą walizkę.

- Tak też niektórzy myślą – mówi. - Wprawdzie waży prawie 20 kg, ale jak się go prowadzi za uchwyt, to zachowuje się tak jak podczas bardzo wolnej jazdy. Nie czuje się tego ciężaru.

Kiedy dojeżdżał do Berlina, to „kółko” miał w bagażniku. Parkował kilka kilometrów od miejsca pracy na bezpłatnym parkingu i przesiadał się na „elektryka na kółku”.

- Odpadał mi nie tylko problem z szukaniem miejsca do zaparkowania, ale nie musiał też płacić za postój – przekonuje. - W biurze podłączałam – jak była taka potrzeba – do ładowarki. Od zero do pełnego naładowania potrzebowałem pięciu godzin. Ale na jednym ładowaniu i tak mogę przejechać sto kilometrów. To sporo. Podobnie jest w Oslo. Tutaj również korzysta codziennie z „elektryka”. Tak jak wszędzie, dokąd wyjeżdża.

Wady? Przebicie opony. Wymiana dętki nie jest taka prosta jak np. w przypadku roweru. Tu trzeba rozebrać całe koło prawie na czynniki pierwsze. Jeśli ktoś nie potrafi zrobić tego samemu – musi to zlecić fachowcom w serwisie.

Monocykle można spotkać na ulicach wielu miast

Na całym świecie, także w Oslo, isnieją grupy miłośników monocykli. Co jakiś czas spotykaja się na wspólnych np. nocnych wycieczkach, wymienieją się doświadczeniami, spędzają wspólnie czas.

- To jest też jakiś styl życia – przekonuje pan Piotr. - Dla mnie to jednak wciąż szybki, wygodny i ekologiczny sposób na poruszanie się po mieście.

 


 

 

Tagi:

monocykl,  jazda,  ekologia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz