Adaś jest po prawie. Pracuje w kancelarii adwokackiej. Dobrze mu się powodzi. Jacek z kolei skończył dietetykę. Założył firmę, udziela się w mediach, dobrze się "wstrzelił" w modny obecnie trend zdrowego odżywiania.
- Wychowaliśmy ich na porządnych ludzi - podkreśla Jerzy. - Ale niestety, w takim codziennym życiu nie radzą sobie zupełnie. To moja wina. Czasami pluję sobie w brodę, że kiedyś roztoczyłem nad nimi parasol ochronny i wyręczałem ich właśnie w takich codziennych obowiązkach. Dzisiaj odbija mi się to czkawką. Dzwonią do mnie z byle problemem. A ja staję na uszach, żeby im pomóc. Przecież to wciąż moje dzieci - jak im nie pomóc?
Obydwoje mają niestety dwie lewe ręce do najprostszych prac, gdzie trzeba umieć posłużyć się śrubokrętem, wiertarką czy młotkiem
To narzędzia, które są dla nich "zbyt zaawansowane technologicznie". Tak się tłumaczą.
- Są mądrzy, inteligentni, wrażliwi, ale to wstyd, żeby dorosły facet odkrył w wieku 25 lat, że wkrętarka może obracać się i w lewo, i w prawo - mówi Jerzy. - Starszy syn był wniebowzięty, jak udało mu się wywiercić dziurę w desce. Normalnie reklamowy bohater domu.
Wkrętarkę dostał od kolegi w prezencie. Od razu przyjechał do ojca, żeby mu pokazał, jak to działa.
- Kiedyś chciałem go tego nauczyć jak był nastolatkiem - mówi ojciec. - Mówiłem, że ta umiejętność mu się kiedyś przyda. Nie był wtedy zbytnio zainteresowany. Owszem, coś tam próbował, ale szybko się zniechęcił. Może przesadzam, ale dla mnie to wstyd, jak facet nie potrafi posługiwać się najprostszymi narzędziami albo zamiast gwoździa chce wbijać śrubę w ścianę, bo są przecież do siebie podobne. Tak mi kiedyś Jacek tłumaczył. I też zrobił wielkie oczy, kiedy się dowiedział, że kołki rozporowe używane są już od kilkudziesięciu lat i nie jest to żadna nowość.
Ani jeden, ani drugi syn nie potrafi też zmienić koła w samochodzie. A próbował ich tego nauczyć
- Nie pomagały argumenty, że pomoc drogowa to nie jest zawsze jedyne rozwiązanie, bo tak tłumaczyli, że im ta umiejętność nie jest do niczego potrzebna - kontynuuje Jerzy. - Adaś już całkiem się zniechęcił, kiedy dla świętego spokoju spróbował odkręcić kluczem śrubę koła, a ta nawet nie drgnęła. Jeden i drugi od kilku lat wożą w swoich samochodach zestawy naprawcze w sprayu. Może się przydadzą, o ile uda im się je wkręcić na zawór...
Ojciec Jacka i Adama podkreśla, że nie może też liczyć na ich pomoc w ogrodzie - nawet przy drobnych pracach.
- Adaś kiedyś kosił trawę i w kosiarce zabrakło paliwa - mówi Jerzy - Dobrze, że w ostatniej chwili zauważyłem, że chce wlać benzynę do zbiornika na olej. Jacek też się nie popisał, kiedy koniecznie chciał ciąć gałąź elektryczną piłą. Z pierwszą sobie nawet poradził. Przy drugiej omal nie uciął sobie palca u nogi. Nie potrafił wytłumaczyć jak to zrobił, ale musiałem go zawieźć na SOR. Na szczęście rana nie była groźna. Przypuszczam, że chciał nogą przytrzymać sobie gałąź i nieszczęście gotowe. Po tym wszystkim to zabroniłem mu zbliżania się nawet do siekiery.
Nie ma do nich pretensji, że nie mają żadnych zdolności manualnych, a najprostsza naprawa, jak chociażby wymiana wtyczki w kablu od radia urasta do rangi przeszkody nie do pokonania.
Pretensje ma tylko do siebie.
- Dzisiaj wiem, jakie błędy zrobiłem, kiedy byli jeszcze mali - tłumaczy. - W wielu rzeczach ich wyręczałem. Żal mi było jednego czy drugiego, kiedy żona kazała im np. wyrywać chwasty na kostce brukowej albo porządnie posprzątać w swoim pokoju. Jak nie widziała, to pomagałem im. To był błąd. Tak samo jak nie nauczyłem ich jak wymienić dętkę w rowerze. Zamiast im to pokazać, nauczyć, zachęcić, żeby sami spróbowali, to nie chciałem żeby się brudzili. Ki4dyś im próbowałem "wjechać na ambicję". I co usłyszałem? "Tato, facet musi albo umieć zrobić wszystko przy domu albo ma tyle zarabiać, żeby go było stać na zatrudnianie fachowca". I weź z nimi dyskutuj...
Jerzy smykałkę do majsterkowania zawdzięcza swojemu ojcu, z którym spędzał mnóstwo czasie w garażu, warsztacie. Razem robili ogrodzenie do domu, ojciec nauczył go, jak ostrzyć noże, nożyczki. Pokazał jak zmienić świecę w samochodzie, nawet jak wymienić olej. Tej wiedzy nie przekazał jednak swoim synom.
- Dzisiaj, jako dorośli już ludzie w takich najdrobniejszych czynnościach typowo męskich, nie mogą się obejść bez mojej pomocy - kończy. - Dzwonią jak zapcha się zlew, kiedy cieknie z lodówki, lampka nie świeci, jakaś kontrolka się pali w samochodzie czy też jak odkamienić czajnik. Takie techniczne abecadło. Kocham tych swoich chłopaków, ale do kogo zadzwonią, jak mnie kiedyś zabraknie?
Co na to psychologia?
- Od swojego nauczyciela psychoterapii nauczyłem się kiedyś, że są właściwie jedynie dwa typy ludzi: ci, którzy zamieniają każde złoto w szlam i ci, którzy potrafią zamienić każdy szlam w złoto - tłumaczy Paweł Franczak, psychoterapeuta z Warszawy. - Nauczyciel używał mocniejszego słowa, niż "szlam”, ale wszyscy powinni wiedzieć, o co chodzi. Można więc, jak pan Jerzy, utyskiwać, że synowie mają dwie lewe ręce. Bez wątpienia to ich wada, skądinąd - każdy z nas jakieś wady ma. Można też popatrzeć na tę sytuację w ten sposób, że synowie za sprawą tych “lewych rąk” mają stały, bliski kontakt ze swoim ojcem, a znam wielu ojców, którzy marzą o jakimkolwiek telefonie ze strony swoich dorosłych synów. Może dobrze wiedzą, że tata zawsze chętnie z nimi porozmawia przy okazji zepsutego koła? Oba spojrzenia są równie uprawnione, ale w pierwszym przypadku zamieniamy złoto w szlam, w drugiej perspektywie: na odwrót. Wydawałoby się, że jeśli obydwaj synowie mają ułożone życie zawodowe i wyrośli na “porządnych ludzi”, jak mówi ojciec, to jest to powód do zasłużonej dumy. Może więc pod tym narzekaniem na synów pana Jerzego kryje się jednak jakaś zakamuflowana radość, że za sprawą technicznego analfabetyzmu, Adam i Jacek mogą być blisko niego? Jeśli takie myślenie zbliży ojców do syna, a synów do ojca - tego bym się trzymał. Mówiąc zaś mniej serio: narzekanie ojców na synów ma bardzo starą tradycję. W najstarszym mi znanym opisie ojcowskich rozczarowań synami „Skryba i jego zepsuty syn” pewien jegomość narzeka na swojego syna, że ten jest leniwy i do niczego w życiu nie dojdzie, że “on w jego wieku…” itd. Tekst pochodzi z miasta Ur, został zapisany pismem klinowym na tabliczce i ma cztery tysiące lat…