Ania z Arkiem są małżeństwem od 26 lat. Mają już dorosłe dzieci, mieszkają sami w dużym jednorodzinnym domu. W kuchni Ania pokazuje kolejne szafki wypełnione po brzegi garnkami, garnuszkami; jest też dużo dziwnych przedmiotów - niektóre jeszcze nie rozpakowane.
- Mamy na przykład trzy urządzenia do gotowania jajek - zaczyna Ania. - Może raz, dwa je używaliśmy. Samych patelni to już mamy chyba kilkanaście. Mojemu Arusiowi to wszystko wcisną. Za każdym razem jak widzę go z triumfalną miną w przedpokoju, to wiem, że znowu kupił jakiś cudowny wynalazek - okazyjnie, w promocji i niepowtarzalny.
Dwa tygodnie temu zrobił żonie "niespodziankę". Trafił na przecenioną gofrownicę. Fakt, przeceniona na 99 złotych. Porządnie wykonana. Tyle, że w spiżarce - na półce - stała podobna, którą kupił kilka lat temu. Nigdy nie używana.
- Jego to strach wysłać gdzieś do sklepu - przyznaje żona Arka
- Kiedyś pojechaliśmy ze znajomymi nad jezioro na weekend. Na dwa dni. Wieczorem okazało się, że zapomnieliśmy o musztardzie, a w planach był grill. Poza nią, mieliśmy wszystko - mięso w marynacie, warzywa, pieczywo. Nie upilnowałam Arka. Wsiadł w samochód i pojechał po musztardę. Wrócił z dwoma wielkimi torbami zakupów. Dokupił kiełbasę, jakieś żeberka, kaszankę, mnóstwo słodyczy, nie wiem po co mu były potrzebne też nowe gumowce. Ale musiał je kupić, bo stały tuż przy wejściu. Przecenione. Jedzenia było tyle, że najadłaby się kompania wojska. A byliśmy raptem w sześć osób, prawie wszystko co kupił, zabraliśmy z powrotem do domu. Za karę przez kilka dni robiłam mu ziemniaki: a to z kiełbasą, a to z kaszanką. Arek nie zna umiaru. Na święta potrafi kupić np. pięć kilo śledzi, bo akurat była na nie promocja. A wtedy byliśmy w domu sami. Dzieci wyjechały. Albo cztery wielkie bochenki chleba. Bo co będzie jak zabraknie.
Ania często znajduje w domu pochowane przez męża zakupy. Najczęściej są to te, które sam nauczył się zamawiać w internecie.
- Długo to trwało, bo Arka nigdy nie ciągnęło do laptopa, przez długi czas nie umiał nawet wysłać maila, jak trzeba było dodać jakiś załącznik to złościł się, że nie wie, jak to zrobić - mówi Ania. - Ale jak się nauczył robić te zakupy, to za jakiś czas był już prawie zaprzyjaźniony z kurierem. A z jakim zachwytem otwiera te wszystkie paczki! Cmoka, zachwala, cieszy się jak dziecko. Kiedyś kupił jakieś super slipki. Chyba z dziesięć par w różnych kolorach. Wykonane z jakiegoś ekologicznego, niezwykle wytrzymałego materiału. Nowość. Nie dosyć, że wszystkie były na niego za małe, to po pierwszym praniu wylazły z nich jakieś farfocle. Ale on nadal twierdził, że tak wspaniałych majtek to jeszcze nigdy nie nosił.
Do dzisiaj śmieje się z męża, jak kupił na jednym z portali internetowych "jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną" patelnię z powłoką, jaką wykorzystuje się w rakietach kosmicznych. Uwierzył. Tak samo był ufny, że na tej patelni za kilkadziesiąt złotych usmaży mięso bez grama tłuszczu. Z tej okazji kupił okazały kawałek wołowego udźca. Nie dosyć, że patelnia - wbrew zapewnieniom producenta - nie bardzo współpracowała z płytą indukcyjną, to kawałki mięsa musiał potem zdrapywać z "kosmicznej powłoki", a patelnia wylądowała w śmietniku. Nie dało się jej doczyścić.
Żona Arka nie lubi chodzić do sklepu, robić zakupów. Jeśli już - to tylko po to, żeby przypilnować męża
- Koleżanki mi zazdroszczą, bo zazwyczaj to one robią w domu zakupy, a mój Aruś to potrafi w sobotę już z samego rana być na targach zdrowej żywności, giełdzie kamieni czy zlocie food trucków. Kiedyś pojechał nawet na jakieś targi zdrowia, skąd przyniósł całą torbę suplementów diety, maści, tabletek. Nie chciał się przyznać ile na to wydał, ale kupił sobie nawet taki specjalny pojemniczek na leki i pół dnia segregował je na każdy dzień tygodnia. Po trzech dniach zażywania już twierdził, że i paznokcie mają zdrowszy wygląd, a i wzrok mu się wyostrzył. Jeszcze się omal nie obraził, jak go wyśmiałam.
Odpada jej argument, że muszą oszczędzać. Nie muszą. Obydwoje dobrze zarabiają
Arek pracuje w państwowej firmie na kierowniczym stanowisku. Próbowała mu wiele razy tłumaczyć, że wydaje pieniądze na rzeczy, które tak naprawdę nie są im zupełnie do życia potrzebne.
- Część już oddałam dzieciom, ale on on wciąż kupuje nowe - mówi Ania. - Czasami to mi już ręce opadają. Chyba z rok temu kupił nóż elektryczny. Że niby się tylko przykłada i sam kroi. To jeden z nielicznych przedmiotów, do których przyznał się, że kupił to bez sensu. Ale za jakiś czas chwalił się kolejną ostrzałką do noży. Na baterie. Zresztą noży to mamy już tyle, że pewnie w niektórych stołówkach mają mniej. To, że kupuje jak natchniony, to jedno, ale jest też gadżeciarzem. Gdybym miała funkcję wyłączania reklam w telewizji, to od razu bym mu to zainstalowała. Wystarczy, że coś go zainteresuje w reklamie, to od razu szpera w smartfonie, gdzie to można kupić.
Arek nie potrafi też oprzeć się sklepowym okazjom. Wystarczy, że trzeci czy czwarty produkt jest za darmo. Przynosi wtedy do domu po kilka opakowań keczupu, musztardy czy słoiczków z cieciorką.
- Teraz to nauczył się przynajmniej patrzeć na terminy przydatności - przyznaje Ania. - Ale kiedyś w ogóle na to nie zwracał uwagi i kupował np. cztery opakowania tatara, którym akurat następnego dnia kończył się termin ważności. Jedno opakowanie zjadł, ale trzy pozostałe zaniósł sąsiadowi. Jego pies był wniebowzięty. Wołowinka palce lizać.
Ani nie zawsze jest jednak do śmiechu.
- Zaczynam się często zastanawiać, czy mój mąż nie jest zakupoholikiem - kończy. - To nie jest normalne. Arek jest dobrym, kochającym mężem, ale nie mam pomysłu, jak ukrócić te jego szalone zakupy.
Co na to psycholog?
- Takie nadmierne i często niepotrzebne robienie zakupów są formą zaburzenia behawioralnego - uważa Marek Kasperski, psycholog i psychoterapeuta z Lublina. - Jest to pewne uzależnienie, które czasami może stać się dla takiej osoby czy jego bliskich sporym problemem. Zakupoholik odczuwa przymus kupowania nawet wtedy, kiedy go na to nie stać albo dana rzecz nie jest mu do niczego potrzebna. Zdarza się, że jest to tak silna pokusa, że wydaje na zakupy wszystkie swoje oszczędności, brakuje mu na bieżące wydatki i wtedy - w skrajnych przypadkach - pożycza pieniądze. To już się robi wtedy niebezpieczne i radziłbym zasięgnąć wtedy porady psychologicznej.
Według specjalistów od uzależnień, zakupoholizm stanowi często formę rozładowania wewnętrznego napięcia, redukcji stresów, frustracji, problemów, smutków, poczucia niedowartościowania. Zakupoholik traktuje często zakupy jako swoistego rodzaju terapię, ucieczkę przed szarą i przygnębiającą rzeczywistością. Nabycie nowego produktu umożliwia, przynajmniej przez krótki okres, poprawę humoru i kompensację pewnych deficytów natury psychicznej. Zakupoholizm może dotyczyć nawet kilkunastu procent społeczeństwa - w równym stopniu mężczyzn, jak i kobiet.
- Nie każdy, kto mówiąc najogólniej, nie zna umiaru w zakupach, stanie się z czasem zakupoholikiem - uspokaja jednak psycholog z Lublina. - Warto jednak przyjrzeć się temu. Radziłbym na początek spróbować zakupów z przygotowaną wcześniej listę potrzebnych rzeczy, unikać dużych marketów na rzecz małych, osiedlowych sklepów i nie dać się skusić na kolejne promocje, wyprzedaże, okazje cenowe. Jeśli zdamy ten egzamin, to nie ma obaw do niepokoju.
Źródło:
https://uzaleznieniabehawioralne.pl/zakupoholizm/objawy-zakupoholizmu/