Timo Ruisinger, prawnik nieletniego chłopca planuje złożyć oficjalny pozew przeciwko Dolnej Austrii - poinformowały w weekend austriackie media. Uważa, że wszystko wskazuje na to, że nie zrobiono wszystkiego, co było możliwe, aby zapobiec krzywdzie dziecka.
W listopadzie 2002 roku pracownica socjalna w Waldviertel odkryła, że 33-letnia matka znęca się nad swoim synem. Jej wizyta uratowała być może życiu dziecku. Był skrajnie wycieńczony i wychłodzony. Trafił do szpitala. Był w śpiączce. Na szczęście przeżył, chociaż jego życie było zagrożone.
Sprawą zajęła się policja. Ich ustalenia były szokujące. Okazało się, że 33-latka nie tylko głodziła i biła chłopca. Zamykała go też na wiele godzin w klatce - takiej, jaka służy do przewożenia psów. Podczas mrozów zmuszała go do stanie przy otwartym oknie. Polewało go też zimną wodą. Okazało się, że do tak bestialskiego zachowania namawiała ją jej koleżanka - matka czwórki dzieci. To jej "rady" omal nie zabiły chłopca.
Obie stanęły przed sądem. Proces odbył się w lutym br. w Krems. 33-latka usłyszała m.in. zarzut usiłowania zabójstwa i dopuszczenia się tortur. Wyrok - 20 lat. Jej przyjaciółka została skazana na 14 lat więzienia za stosowanie przemocy. Prokurator w swoim wystąpieniu przed sądem podkreśliła, że obie kobiety "zniszczyły chłopca, przynajmniej w sensie psychicznym".
Obydwa wyroki nie są prawomocne, gdyż obrońcy złożyli apelację.
Prawnik 13-latka nie jest do końca usatysfakcjonowany wyrokiem. Uważa, że w postępowaniu karnym pojawiły się przesłanki, „które pozwalają stwierdzić, że urzędnicy i pracownicy władz okręgu Waidhofen an der Thaya nie zrobili wszystkiego co możliwe, aby zapobiec krzywdzie dziecka” – powiedział Ruisinger w rozmowie z ORF NÖ.
W mediach pojawiły się informacje, że pracownicy socjalni mieli wcześniej sygnały m.in. ze szkoły i szpitala, że chłopiec może być ofiarą przemocy. Czy zostały wtedy wszczęte odpowiednie procedury - to wykaże wznowione dochodzenie.
Jak podaje portal derstandard.at, już wcześniej doszło w tej rodzinie do bulwersującego zdarzenia. Dwunastolatek pewnego dnia uciekł z domu, wałęsał się po mieście, żebrał o jedzenie. Późno w nocy zadzwonił do drzwi obcych ludzi i poprosił o nocleg. Trafił do domu, ale ani policja, ani urzędnicy nie kiwnęli wtedy palcem, żeby dokładniej przyjrzeć się tej sprawie.
Źródło:
https://www.derstandard.at/story/3000000209761/strenge-aber-logische-urteile-im-hundebox-prozess