Rozmowa z Pawłem Franczakiem, psychoterapetą i filozofem z Przychodni "Słuchając Ciała" w Warszawie
Czy możliwe jest pogodzenie się ze śmiercią bliskiego?
- Jest możliwe i wręcz konieczne, jeśli chcemy dalej cieszyć się życiem. Oczywiście, nie od razu - początkowy ból, smutek i gniew to naturalne odruchy i należy dać im miejsce. Ale jeśli te uczucia utrzymują się mimo upływu długiego czasu, oznacza to, że trzymamy zmarłego kurczowo przy sobie, w myślach i sercu, ani sami nie idąc do życia, ani jemu nie pozwalając odejść. Pytanie, czyje potrzeby są tu na pierwszym miejscu? Może zmarła osoba jest naszą wymówką, by nie pójść dalej i po prostu jej używamy do naszych celów? Jeszcze inną rzeczą jest nasze postrzeganie śmierci jako okrutnej, bezmyślnej, destrukcyjnej siły. Gdybyśmy mieli możliwość spojrzeć na nią choć trochę przychylnie i z pokorą, nasze cierpienie byłoby mniejsze. Tyle, że pokora wobec tego, co nieuchronne to trudna sprawa w społeczeństwie, które uznało, że za sprawą technologii kontroluje choroby i siły natury. Śmierć, zdaje się, jest następna w kolejce do okiełznania.
W jakim sposób można pomóc komuś, kto akurat przeżywa żałobę? Pocieszać? Rozmawiać? Milczeć?
- Zwyczajnie zapytałbym, czego ta osoba potrzebuje. Bo nie ma jednej metody. To zależy i od takiej osoby, i od czasu, jaki minął. Może ktoś chce pogadać z nami o zmarłej czy zmarłym, ktoś inny woli wybrać się do kina, jeszcze inny chce tylko, byśmy posiedzieli w ciszy, wypili razem herbatę? I pamiętajmy, że by kogoś wspierać w żałobie, nie trzeba być wyspecjalizowanym terapeutą. Życzliwość i wysłuchanie często w zupełności wystarczą.
Czy mówienie "nie płacz" ma w takiej sytuacji sens?
- Płacz daje ulgę i jest naturalną potrzebą nas wszystkich, bez względu na wiek. Komu więc mówimy tak naprawdę “nie płacz”: tej osobie, czy może sobie samym, bo np. tak nas wychowano?
Czas leczy rany - prawda czy fałsz?
- Czas sam w sobie ran nie leczy, ale to, co możemy zrobić w danym czasie może leczyć rany. Jeśli po okresie żałoby skierujemy się w stronę wdzięczności do zmarłej osoby, to może być ona źródłem naszej siły i miłości.
Wiele osób po stracie bliskich trzyma latami rzeczy po nich. Czy to pomaga?
- To zależy jakie to daje owoce. Czy zdjęcie w ramce przypomina o naszej miłości do bliskiej zmarłej osoby, która to miłość wypełnia nas na co dzień i pomnażamy ją w świecie? Jeśli tak, to świetnie. Ale może ktoś ma w domu cały pokój pozostawiony w dokładnie takim stanie, w jakim był w dniu śmierci zmarłego? Wszystkie przedmioty leżą latami nieruszone, nikt nie może się tam wprowadzić. No i okazuje się, że w tym domu nie ma miejsca, by pojawiło się w nim życie, na przykład nowy partner czy dziecko. Wtedy jest tak, jakbyśmy grzebali razem ze zmarłym część swojego życia. Tylko czy ta osoba nas o to prosiła? “Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę” - jak pisał Asnyk.
Czy osobie wierzącej łatwiej jest przeżyć żałobę?
- To w gruncie rzeczy pytanie o sens śmierci. Z mojej osobistej perspektywy śmierć traktowana jako koniec pewnych procesów fizyczno-chemicznych bardzo ją zubaża. Wierzę raczej, że śmierć to ważne wydarzenie, które ma głębokie znaczenie. Warto się do niej przygotować i oswajać. Choćby poprzez dostrzeżenie jej obecności na co dzień. Jednym z zadań terapeutycznych, które wykonywałem i które czasem sam polecam pacjentom jest zobaczenie w codzienności, jak śmierć i życie się przeplatają. Co sekunda coś się rodzi i coś umiera: umiera myśl - rodzi się nowa, umierają komórki i powstają nowe, umierają sekundy i minuty, za chwilę nadejdzie koniec tej rozmowy, a więc, można powiedzieć, jej śmierć. Ten rodzaj medytacji nie ma nas prowadzić do depresji, ale do spojrzenia prawdzie w oczy: śmierć i życie to dwie strony tej samej monety. Paradoksalnie to zadanie pogłębiło moją relację z żywymi i życiem.
Na co powinniśmy być wyczuleni w kontaktach z osobą, która przeżywa śmierć bliskiej osoby? Czego unikać?
- Andrzej Nehrebecki, znakomity psychoterapeuta, powiedział kiedyś, że żałoba jest ceną, jaką płacimy za miłość. Ważne więc, by pozwolić żałobie dopełnić się, tak jak dzień może nastać tylko po nocy. Wyrywanie kogoś ze smutku zbyt wcześnie to jak budzenie śpiącego zbyt rano.
Kiedy powinniśmy zwrócić się o pomoc dla takiej osoby?
Tradycyjnie w terapii mówi się o roku jako okresie, kiedy żałoba ma prawo trwać nie budząc podejrzeń o głębsze problemy. Nie ma oczywiście sensu być precyzyjnym co do tygodnia, ale nadmiarowo długa żałoba, właśnie ponad rok, może być niepokojąca. Być może wtedy nie o samą żałobę chodzi, a na przykład o depresję, do której śmierć zbliżyła żałobnika. Depresyjność mogła czaić się w nim wcześniej, a śmierć była tylko jej katalizatorem. Wtedy nie wahałbym się polecić wizyty u specjalisty - psychoterapeuty czy mądrej osoby duchownej.