- Bartek, mój starszy brat był zawsze wzorem dla mnie – zaczyna swoją historię Jacek, 37-latek z Lubelszczyzny. - Przebojowy, odważny, dobry w sporcie, w nauce, no i do tego przystojny. Ja pięć lat młodszy, trochę pyzaty i nieudolny miałem go zawsze za bohatera. Bartek był także oczkiem w głowie rodziców, mnie zawsze traktowali jak dziecko. Brat skończył technikum i bez problemu dostał się na Wojskową Akademię Techniczną. W nagrodę rodzice kupili mu samochód. Ja poszedłem do liceum, nie byłem zbyt dobry w naukach ścisłych, wybrałem kierunek humanistyczny. Jeszcze nie wiedziałem co chcę w życiu robić.
Bartek dobrze sobie radził w Warszawie. Przyjeżdżał na weekendy elegancko ubrany, z opowieściami o kolejnych przygodach
Zaczął uprawiać taternictwo i nurkowanie. Czego się nie dotknął, był w tym świetny. Cieszył się wielką popularnością wśród dziewczyn. Tego mu Jacek zawsze zazdrościł. Już w szkole średniej chodził z kilkoma atrakcyjnymi dziewczynami. Wszystkie rzucał, bo szybko zakochiwał się w kolejnej. Nie inaczej było na studiach. - Mama stale podpytywała go, czy może już znalazł kogoś na dłużej, brat tylko machał ręką i odpowiadał niby żartem: pół świata tego kwiata, po co się spieszyć? – mówi Jacek. - Nie powiem, zazdrościłem mu tego luzu i powodzenia u dziewczyn. U mnie te sprawy sercowe rozwijały się raczej platonicznie. Nie byłem szczególnie atrakcyjny, owszem, wysoki, ale zawsze miałem trochę za dużo kilogramów – mamy kuchnia i słabość do słodyczy, do tego nie ciągnęło mnie do sportu, wolałem pograć na komputerze, albo pójść z kumplami pokibicować. No i kompletna katastrofa, która nie dodawała mi urody, to ten koszmarny trądzik, który prześladował mnie latami.
Jacek bez problemu zdał maturę i dostał się na ekonomię. Nie planował super kariery w dużym mieście. - Potrzebowałem jakiegoś zawodu, potem porządnej pracy i może kiedyś założenie rodziny – wyjaśnia nasz bohater. – Tyle.
W tym czasie Bartek ukończył z dobrym wynikiem uczelnię, dostał dobrą pracę w koncernie, mieszkanie i super pensję. Jak zwykle z górki. Jego życie prywatne też wyglądało jak na filmie, ciągle nowa, atrakcyjna dziewczyna. A to modelka, a to prawniczka, a to lekarka. Szalone wypady w Tatry, Alpy, a nawet wyprawa w Himalaje i wędrówka po Indiach. Eskapady z kumplami na morza i oceany by ponurkować. - Słuchałem i oglądałem jego filmy i zdjęcia z zachwytem i lekką zazdrością – przyznaje jego młodszy brat.
Na ostatnim roku studiów Jacek poznał Hanię. Było to na stołówce. Dosiadła się do jego stolika, bo nie było miejsca. Zaczęli rozmawiać, Najpierw o jedzeniu - o kuchniach swoich mam, bo byli z różnych stron.
- Fajnie nam się gadało - mówi Jacek. - Gdy znów spotkaliśmy się na stołówce, to ja się do niej przysiadłem i tak się zaczęło. Hania studiowała chemię. Chciała pracować w dużym zakładzie. Planowała eksperymentować. Fajnie, pierwszy raz spotkałem taką dziewczynę. Skojarzyła mi się z Marią Skłodowską. Hania była bardzo ładna, nie miała wyzywającej urody, ale taką ciepłą i naturalną. Drobna, ciągle uśmiechnięta, w okularach. Normalnej budowy, z klasycznym gustem. Zakochałem się szybko. Z tego wszystkiego zacząłem o siebie dbać, Hania zachęciła mnie do rowerowych wycieczek. Szybko to polubiłem, a moja sylwetka zaczęła się zmieniać.
Bartek długo nie pokazywał się w domu. Kiedy przyjechał, widać było, że nie wyglądał najlepiej. Prowadził zbyt intensywne życie. Zdziwił się na widok młodszego i chudszego o kilkanaście kilogramów brata.
- Opowiedziałem mu o Hani, że to dla niej się odchudziłem – mówi Jacek. - Pogratulował mi dziewczyny, lecz jak to on, uprzedził, abym się zbytnio nie angażował, bo na jednej świat się nie kończy. Tak to określił w swoim stylu. Mylił się. Hania była tą dziewczyną, o jakiej zawsze marzyłem.
Jacek skończył wkrótce studia, obronił tytuł i przyjechał z Hanią do domu, by przedstawić ją rodzicom. Bardzo się obojgu spodobała. Szybko odnalazła się w nowej sytuacji. Razem gotowali obiady, chodzili na spacery po mieście, zrobili grilla dla rodziny i znajomych.
- Byłem dumny, że mam taką świetną dziewczynę – dodaje Jacek. - Hani został jeszcze rok na uczelni, ja szukałem pracy w rodzinnym mieście, bo nie stać mnie było na wynajem. Planowaliśmy ślub, jak ona się obroni. Mieliśmy zamieszkać z rodzicami. Dom był duży, piętrowy, ze strychem i sutereną – miejsca wystarczy. Brat tu nie wróci z wielkiego świata. Na święta zjechaliśmy wszyscy. Przy wigilijnym stole poprosiłem Hanię o rękę, wręczyłem pierścionek i zostaliśmy oficjalnie narzeczonymi. Mój brat pogratulował mi, ale był jakiś niewyraźny. Zapytał, czy wiem co robię. Trochę się zdenerwowałem. Zaczął mi sugerować, że stać mnie na ładniejszą, bogatszą, a nawet, że za szybko ten ożenek. Przesadził. Miałem do niego żal. Nie gadałem z nim do Wielkanocy.
W tym czasie Hania szykowała się do obrony pracy, a Jacek dostał etat w miejscowym banku spółdzielczym. Po pracy urządzał piętro i strych na ich przyszłe mieszkanie. Co weekend jechał do Hani samochodem podarowanym przez rodziców. Wszystko się układało.
Nie myślałem o bracie – przyznaje. - Mama tylko mi czasem wspominała, że się o niego martwi, bo chyba za dużo pije i obraca się w dziwnym towarzystwie. Chciała, aby się w końcu ustatkował.
Przyszła Wielkanoc. Bartek przyjechał sam. Wszyscy zasiedli przy stole. Starszy brat był – ku zaskoczeniu Jacka niezwykle miły dla Hani.
- Ucieszyłem się, że przemyślał sprawę – tłumaczy Jacek. - Bartek prawił jej komplementy i zabawiał rozmową. Nawet razem nakrywali do stołu i pomagał jej zmywać naczynia. Byłem bardzo zadowolony. Za tydzień mieliśmy jechać do jej rodziny, aby ustalić datę wesela. Do tego czasu Hania została u nas. Święta się skończyły. Poszedłem do pracy. Gdy wróciłem, od razu zauważyłem, że Hania była czymś bardzo zdenerwowana. O nic nie pytałem, sądziłem, że sama mi powie. Wtedy mój brat wyciągnął mnie na podwórze po drewno do kominka. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, oświadczył mi, że mam małą dziwkę, a nie narzeczoną. Ponoć gdy poszedłem do pracy, Hania miała wejść zupełnie naga do jego pokoju i wsunęła mu się do łóżka. Zamurowało mnie. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie Hania. Wbiegłem na górę. Wyciągnąłem ją niemal siłą z pokoju. Była ciągle zdenerwowana. Gdy tylko wyszliśmy z domu, zaczęła szlochać. Łkając opowiedziała, że rano, gdy wyszedłem do pracy, Bartek wślizgnął się do naszego pokoju i próbował się do niej dobierać. Gdy odmówiła, powiedział, że pożałuje. Ciągle płacząc, przyznała się, że mu uległa. Stałem jak rażony piorunem. W tym momencie świat zawalił mi się na głowę. Pobiegłem z powrotem do domu. Gdyby nie ojciec, nie skończyłoby się jedynie na złamanym nosie Bartka. Zdołał mnie od niego odciągnąć.
Starszy brat tego samego dnia wyjechał. Jacek długo dochodził do siebie. Wziął wolne w pracy. Pojechał na weekend do ulubionej wsi niedaleko miasta. Niby na grzyby, ale godzinami wałęsał się bez celu po lesie. Miał o czym myśleć.
- Musiałem to sobie jakoś poukładać – kończy. – Wybaczyłem Hani. Ciężko było. Najgorzej w kościele, kiedy przed ołtarzem przyrzekaliśmy sobie wierność i uczciwość małżeńską. Hania miała łzy w oczach.
Bratu do dzisiaj nie wybaczył. Bartek rzadko przyjeżdża do rodziców. Mieszka w Niemczech. Czasami dzwoni do rodziców. Za każdym razem pyta, jak mu się układa z Hanią. Mój idealny brat nie potrafił się cieszyć z mojego szczęścia, miał tyle kobiet, a chciał mi odebrać tą jedyną. Nadal nie potrafię mu wybaczyć. Może kiedyś?