Ojciec Magdy pod koniec 1998 roku założył własną firmę. Tak jak wielu jego kolegów w tym czasie. Szył ubrania - głównie stroje sportowe. Jeździł z nimi po bazarach, targach, giełdach, których w każdym mieście było pełno.
- Na początku to był świetny interes - mówi Magda. - Wszystko schodziło na pniu, ojciec planował powiększyć firmę, wziął kredyt, potem drugi, dokupił nowe maszyny, zmienił samochód na nowy. W tym czasie jak miał tylko wolniejszy dzień, to chodziliśmy do restauracji, kupował mi i mamie kosztowne prezenty. Wydawało się, że tak będzie zawsze.
Nie było. Rynek się załamał. Chińskie, tanie ciuchy zalały rynek.
Ojciec Magdy został na lodzie - zaczęły się problemy ze spłatą odsetek, zalegał z płatnościami za faktury, a i bank zaczął się upominać o leasing na nowy samochód
- Ojciec zapożyczył się u znajomych, rodziny, w końcu nie było wyjścia i zdecydował się na wyjazd do Stanów - mówi jego córka. - To nie był wtedy fajny czas w naszym domu. Mieszkaliśmy razem z babcią. To był jej dom. Po śmierci dziadka, czyli ojca mamy, zamieszkaliśmy na piętrze. Babcia od początku bardzo sceptycznie podchodziła do tych ojca interesów. Kiedy zaczęły się u nas problemy finansowe, wiele razy mu wypominała, że jej nie posłuchał i nie poszedł gdzieś na etat.
Zostawił ich z kupą długów. Co miesiąc miał wysyłać ze Stanów dolary, żeby Ewa, mama Magdy spłacała najpilniejsze zobowiązania. Przede wszystkim zaległości w ZUS-ie i w banku. Z komornikiem zawarli ugodę w sprawie innych płatności. Dużo ich to kosztowało nerwów.
- Jego wyjazd bardzo przeżyłam - opowiada Magda. - Tata dzwonił co najmniej raz w tygodniu. Po tych rozmowach nie mogłam potem w nocy usnąć. Strasznie za nim tęskniłam. Kiedy był w domu, czułam się zawsze bezpieczna. Mama z babcią od kiedy pamiętam, ciągle się kłóciły. Od rana już słyszałam, jak się sprzeczały. O byle co. Żadna nie chciała ustąpić. Ojciec zawsze je godził. One zresztą obydwie były bez niego bezradne. Do tej pory to ojciec wszystko w domu załatwiał. Kiedy wyjechał, okazało się, że ani babcia, ani mama nie potrafi załatwić najprostszej rzeczy. Pamiętam, że nawet nie wiedziały, gdzie jest w piwnicy zawór od wody, kiedy zalało nam kuchnię, bo pękł jakiś przewód od pralki.
Najgorsze dla Magdy były jednak święta bez ojca. Płakała wtedy jak bóbr
Nie cieszyły jej ani prezenty zza oceanu, ani telefon od niego. Zazdrościła koleżankom, które chodziły na spacery ze swoimi ojcami. Łzy sama napływały jej do oczu, kiedy codziennie rano widziała swoje koleżanki z klasy, których tatusiowe podwozili je samochodami do szkoły. Ona chodziła pieszo. Na szczęście nie miała daleko.
- Pamiętam, że niektóre wstydziły się, kiedy ich ojcowie całowali na pożegnanie - wspomina Magda. - A ja bym wiele dała, żeby być wtedy na ich miejscu. Bardzo mi brakowało taty. Nie miałam się komu pożalić. On zawsze mnie wysłuchał, przytulił, był cierpliwy.
Z roku na rok coraz gorzej jej się układało natomiast z mamą. Nie dogadywały się w żadnej kwestii. Ciągle się kłóciły.
- Dzisiaj wiem, że ją naśladowałam - przyznaje Magda. - Ona się też ciągle kłóciła ze swoją mamą. W naszym domu brakowało męskiej ręki. Wszystkie trzy to odczuwałyśmy. I każda z nas przeżywała to na swój sposób.
Powoli wychodzili z długów. Ojciec Magdy zmienił pracę, zarabiał więcej na budowie. Zaczął się jednak skarżyć na zdrowie. Dokuczał mu kręgosłup. Jego powrót do Polski wciąż się jednak przedłużał. W tajemnicy przez Magdą, rodzice uzgodnili, że wróci na jej 18. urodziny. Tak też się stało.
- Kiedy wróciłam ze szkoły, to zastałam ojca w moim pokoju - mówi Magda. - To był szok. Wiedziałam, że niedługo przyjedzie, ale nie spodziewałam się, że akurat wtedy.
Nie spodziewała się też, że zareaguje nie tylko płaczem, ale i ogromnym żalem.
- To był żal, który przez te wszystkie lata ukrywałam w sobie - mówi. - Kiedy zobaczyłam ojca, to płakałam ze szczęścia, ale czułam też ogromną wściekłość. Nie mogłam się opanować. Dla ojca to był też cios, kiedy usłyszał, co wykrzyczałam.
Magda nie przebierała w słowach. Wyrzuciła z siebie całą złość na ojca. Na przemian przytulała się do niego, żeby po chwili wykrzyczeć, jak bardzo ją skrzywdził.
- Ja wtedy po prostu pękłam - mówi. - Miałam tak wielki żal, że przyszło mi spędzić dzieciństwo bez niego, że te moje najfajniejsze lata, kiedy dorastałam, to czułam się jak półsierota. Bo tak było. Miałam w nosie te wszystkie długi, komorników, wieczne telefony od wierzycieli. To było najważniejsze dla moich rodziców. A ja przez sześć lat marzyłam codziennie, żeby mieć znowu ojca przy sobie. Normalną rodzinę, która spędza razem wszystkie święta, imieniny czy urodziny.
Kolejne dni, tygodnie nie były w rodzinie Magdy dla nikogo łatwe. Lata rozłąki zrobiły swoje.
- Ojciec wciąż nie mógł się przyzwyczaić, że nie jestem już tą małą, nieporadną córeczką, tylko już pełnoletnią dziewczyną - mówi Magda. - Długo też nie mógł przystosować się do życia w rodzinie - z żoną, teściową i córką. Nabrał już pewnych nawyków, kiedy przez te lata żył sam. Owszem, jakąś tam stabilizację finansową mieliśmy zapewnioną, bo spłacił wszystkie długi, zobowiązania, ale chyba wszyscy zapłaciliśmy za to za wysoką cenę.
Magda dziesięć lat po powrocie ojca ze Stanów wyszła za mąż. Kilka miesięcy później wylądowała na SOR-ze
Miała objawy podobne do zawału. Badania wyszły książkowe. Wszystko w normie. Diagnoza - zaburzenia lękowe. Kilka miesięcy później trafiła na oddział szpitala psychiatrycznego. Depresja.
- Na razie jest dobrze - mówi. - Pomogły najpierw leki. Bez nich nie byłam w stanie funkcjonować. Były dni, kiedy nie mogłam wstać z łóżka. To już nie był lęk. To było przerażenie, które mnie obezwładniało. Trafiłam na psychoterapię. Mnóstwo sesji, rozmów z terapeutą. Mój Bartek, mąż wspierał mnie, był cały czas przy mnie. Wiele zrozumiałam, wiele rzeczy odpuściłam. Wciąż jednak nie czuję się komfortowo, kiedy mój mąż ma gdzieś wyjechać służbowo na kilka dni. Od razu czuję lęk. Boję się być sama. Wiem też, skąd się to bierze. Jak tata wyjeżdżał, to też musiałam się tak samo wtedy bać. Może nie okazywałam tego, ale jak widać, było to jednak dla mnie traumatyczne przeżycie.
Kiedyś spytała ojca, czy nie żałuje tamtego wyjazdu. Usłyszała, że czasu nie cofnie i nie ma dziś najmniejszych wątpliwości, że to było sześć straconych lat.
- Powiedział to z pełnym przekonaniem - kończy Magda. - Mówił, że niczego tak w życiu nie żałuje jak tego, że nie widział prze te lata jak jego córka rośnie, rozwija się i dorośleje. I że tego nie zastąpią żadne pieniądze. Wierzę mu. I wiem, że nigdy nie zrobię tego mojemu dziecku.
A czy Ty masz jakieś doświadczenia związane z podobną dłuższą rozłąką w rodzinie? Jak to na Ciebie wpłynęło? Podziel się swoją opinią z nami. Napisz - redakcja@facetxl.pl