Z Martą są małżeństwem od dziesięciu lat. Poznali się na stacji benzynowej. Marta nie mogła sobie poradzić z dystrybutorem na LPG. Po raz pierwszy miała samochód z instalacją gazową. Długo męczyła się, żeby zatankować. Pomógł jej.
- W podzięce zaproponowała kawę - zaczyna swoją historię Borys, 37-letni budowlaniec z Pomorza. - Długo śmieliśmy się, że pierwsza nasza randka była na stacji paliw przy kawie i hot-dogach. Mało romantycznie, ale od razu między nami zaiskrzyło.
Zaczęli się spotykać. Marta mieszkała w nowym apartamentowcu, który niedawno kupiła. Nie był do końca wykończony. Śmiała się, że to było przeznaczenie, kiedy spotkała go na tej stacji.
- Wkrótce zamieszkaliśmy razem - mówi nasz bohater. - Popołudniami urządzałem to nasze wspólne mieszkanie
Po kilku miesiącach oświadczył się. Zrobił to na...stacji benzynowej.
- Miałem wszystko zaplanowane - mówi. - To była ta sama stacja, na której ją poznałem. Któregoś dnia wziąłem dobry koniak i poszedłem do szefa stacji. Na zapleczu miałem schowany ogromny bukiet czerwonych róż, przygotowaną płytę z nastrojową muzyką, którą - jak uzgodniłem - mieli włączyć, kiedy przyjedziemy.
Najtrudniej było z ustaleniem pory oświadczyn. Borys nie chciał tego robić, kiedy będzie dużo klientów. W grę wchodziła późna pora nocna. I udało się. Tego dnia pojechali na imprezę do kolegi, który wrócił z Indii. Siedzieli u niego do późna. Wracali o drugiej w nocy. Wtedy zajechali na stację. Borys nie pił, prowadził, wysłał wcześniej SMS-a do pracownika stacji, że będą za kwadrans. Marta omal wszystkiego nie zepsuła, bo nalegała, żeby zatankował w dzień, bo jest śpiąca, ale skłamał, że może im zabraknąć paliwa. Wszystko się jednak udało.
- Marta była przeszczęśliwa - mówi. - Zawsze była osobą bardzo otwartą i z poczuciem humoru. Nie lubiła pompatyczności i sztuczności, dlatego pomysł z oświadczynami na stacji bardzo jej się spodobał.
Nie robili typowego wesela. Zaprosili jedynie najbliższych do restauracji na obiad, a za dwa dni wyruszyli w podróż poślubną do Gruzji.
- Było wspaniale - podkreśla Borys. - Jak wróciliśmy, to rzuciliśmy się w wir pracy. Ja nadzorowałem kolejną nową budowę, a Marta przygotowywała się do egzaminu na nauczyciela mianowanego. Uczyła w liceum. Była po polonistyce.
Byli zgodnym, przykładnym małżeństwem. Mieli wspólne zainteresowania. Uwielbiali jazdę konną
Niedaleko mieli stadninę i często zwiedzali konno okolice, zwłaszcza, że kilka lat wcześniej powstały tu dobrze oznakowane konne szlaki.
- Marta była domatorką - mówi Borys. - Ciężko ją było wyciągnąć na imprezę, najlepiej czuła się w domu z książką na tarasie.
Nie kłócili się, jeśli już, to były to raczej drobne sprzeczki. W małżeństwie nie brakowało mu niczego, oprócz dwóch rzeczy: odrobiny szaleństwa i różnorodności w seksie.
- Marta nie mogła zajść w ciążę - mówi. - Wykluczyło to badania. Bardzo to przeżyła. Wpadła w depresję, na szczęście dość szybko z niej wyszła. To nie była już jednak ta sama Marta, którą wtedy poznałem na stacji. Stała się bardziej zamknięta w sobie, rzadziej się śmiała, wpadła też w pewną obsesję sprzątania. Niemal codziennie odkurzała, ścierała kurze, zmywała mopem podłogę. To stało się dla niej najważniejsze. Praca, sprzątanie, gotowanie - tym żyła. Brakowało mi czasami tego dawnego życia z odrobiną fantazji, spontaniczności i przede wszystkim namiętności w łóżku. Myślałem, że z czasem odzyskam moją dawną Martę, ale ona coraz bardziej stawała się typową matką-Polką, tylko bezdzietną.
Na pewno moim błędem było to, że nigdy jej nie mówiłem o moich potrzebach
Słowem na ten temat się nie odezwałem. Myślę, że ona była przekonana, że w naszym małżeństwie jest wszystko ok.
Ale nie było. Borys łapał się na tym, że widząc atrakcyjną kobietą na ulicy czy w sklepie, zaczynał fantazjować, jak byłoby z nią w łóżku.
- Nigdy nie byłem jakimś seksoholikiem, ale normalnym, zdrowym facetem, który jedynie chciał więcej seksu - tłumaczy Borys. - Marta mi tego nie dawała. Gdyby mogła, to pewnie czytałaby książkę, kiedy się kochamy.
Edyta miała 29 lat. Stażystka u nich w firmie. Kiedy przyszła po raz pierwszy na budowę, to Borys nie mógł się skupić na pracy. Wciąż patrzył w jej kierunku
Wysoka, szczuła, w obcisłych dżinsach wyglądała bardzo seksownie. Do tego kask ochronny, z którego wystawały długie blond włosy. Oprowadził ją po budowie, pomagał wejść po drabinie, przytrzymując ją za rękę. Jak poczuł zapach jej perfum, to aż zakręciło mu się w głowie.
Edyta była bardzo inteligentna. Oczytana. Wszystko ją interesowało. Skończyła politechnikę, miała w ogóle smykałkę do techniki. A do tego jeździła motocyklem. I to nie byle jakim. Ścigaczem.
- Zawróciła mi w głowie - przyznaje Borys. - Jak trzeba było, to zaklęła jak szewc, a niekiedy zachwycała się jakimś kwiatuszkiem rosnącym w wykopie. Pamiętam, że kiedyś szliśmy po placu i się potknęła, ale zdążyłem ją złapać. Niechcąco dotknąłem jej piersi. Ona na to w ogóle nie zwróciła uwagi, ale ja przez kilka dni o tym myślałem.
Któregoś dnia zostali dłużej na budowie. Borys chciał jeszcze sprawdzić, czy fundamenty już dobrze związały, a Edyta sprawdzała coś w dzienniku budowy. Siedziała w kontenerze, który był ich biurem. Widząc Borysa, zawołała go. Czegoś nie rozumiała. Była już przebrana w "cywilne" ciuchy. Na stole leżał kask.
- Miała na sobie obcisły podkoszulek - mówi Borys. - Na jej widok poczułem, że robi mi się gorąco
Nachyliliśmy się nad tym dziennikiem. Poczułem jej zapach i ciepło. Nie wytrzymałem. Położyłem jej rękę na ramieniu. Nie odtrąciła jej. Objąłem ją w talii. Powoli odwróciła się w moją stronę. Zauważyłem w jej oczach figlarny uśmiech.
Zaczęli się całować. Edyta okazała się bardzo kreatywną i pozbawioną hamulców kochanką. Spełniła najskrytsze erotyczne fantazje Borysa. Nawet takie, o których nigdy nie śnił.
Potem jak gdyby nigdy nic, ubrała się, cmoknęła go w policzek i po chwili usłyszał warkot jej odjeżdżającego motocykla. Długo to trwało, zanim doszedł do siebie.
- Kiedy wróciłem do domu, Marta już spała - mówi. - Umyłem się, przebrałem, ale długo jeszcze nie mogłem zasnąć. Wciąż myślałem o seksie z Edytą. Nie mogłem doczekać się ranka, kiedy znów ją zobaczę.
W pracy mieli następnego dnia poważną awarię i nie miał zbytnio czasu rozmyślać o niej. Pod koniec dnia dopiero zamienili kilka zdań. Edyta zaraz zresztą pojechała do domu.
Kilka dni później był już u niej w mieszkaniu. To był przypadek. Zachorowała. Zadzwoniła, że ma zapalenie ucha. Spytała, czy nie odebrałby od niej z domu dokumentów z budowy. Podała adres.
- Wyszedłem od niej, kiedy już było ciemno - mówi Borys. - Od razu po wejściu poszliśmy do sypialni. Było cudownie. Zupełnie się zatraciłem.
Spotykali się co jakiś czas. Najczęściej u niej. Raz poszli do motelu pod miastem. Wyszli po kilku godzinach.
Borys nigdy do tej pory nie zdradził żony. W ogóle o tym nie myślał
Przy Edycie nic więcej się dla niego nie liczyło. Chciał być z nią dzień i noc.
- Nie rozmawialiśmy jednak o przyszłości - przyznaje. - Było nam po prostu wspaniale ze sobą, a ja zacząłem rozmyślać o tym, żeby przenieść się do niej na stałe. Nie miała nic przeciwko temu. Ucieszyła się nawet
Tak zrobił. Marta przyjęła to ze stoickim spokojem. Tak mu się przynajmniej wydawało. Dopiero potem dowiedział się, że wciąż bierze leki antydepresyjne. To one tak zadziałały.
Z Edytą czuł się jak nastolatek - motylki w brzuchu, namiętny, bezpruderyjny seks, imprezy, nowi znajomi. Było wspaniale.
- Z Martą czasami się widziałem, jak zabierałem z domu resztę moich rzeczy - mówi. - Widziałem, że przeżywa to rozstanie, gasła w oczach, przestała dbać o swój wygląd, ale ja byłem tak zafascynowany swoją nową kobietą, że się tym aż tak bardzo nie przejmowałem. Ja wtedy byłem przekonany, że życie jest tak krótkie, że trzeba je wykorzystać na maksa. Edyta też mi to powtarzała.
Po roku wspólnego, intensywnego życia Borys zauważył, że nie ma już tych motylków w brzuchu na widok Edyty, seks - owszem - nadal był wspaniały, ale mieli coraz dłuższe przerwy w "baraszkowaniu"
Coraz rzadziej też okazywali sobie czułość. Nie to było jednak najgorsze. Borys zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Częściej chodził do toalety, jak siusiał, to bolało. Do tego w moczu pojawiła się krew. Przeraził się.
- Edycie nic nie mówiłem - przyznaje. - Wstydziłem się, bo ona była wychowana w kulcie tężyzny fizycznej. Miała dwóch braci. Obydwaj sportowcy. Tak jak ojciec. Kiedyś wspomniała, że facet musi być twardy i ma się nie pieścić i nie łazić po lekarzach.
Zrobił badania krwi. Nie były dobre. Lekarz wysłał go na rezonans i USG. Guz na nerce.
- Nie mogłem już dłużej udawać, że z moim zdrowiem jest wszystko w porządku - mówi Borys. - Edyta i tak się pytała, co ja tak często do toalety chodzę. Przyznałem się do badań, do tego guza.
Jej reakcja niemile go zaskoczyła. Zaczęła z niego szydzić, że w takim wieku to nie powinno się chorować, tylko w pełni żyć. Niby zażartowała, że wzięła "wadliwy towar" pod dach, ale zabolało go to.
Tydzień po tej rozmowie miał mieć wizytę u znanego profesora. Miał pogłębić diagnostykę i postanowić co dalej.
Borys się w tym czasie "rozsypał". Siadła mu psychika. Na tyle, że pewnego dnia uciekł z budowy. Wsiadł w samochód i pojechał do lasu.
- Dopadła mnie wtedy taka niemoc i lęk, że musiałem coś zrobić - mówi. - Chodziłem po tym lesie i nie mogłem się opanować. Cały drżałem, robiło mi się raz ciepło, raz zimno, a serce waliło mi jak nigdy. Do tego mroczki przed oczami. Przeraziłem się. Zadzwoniłem do Edyty. Powiedziała, żebym się nie mazgaił i wracał do roboty. I się rozłączyła.
Wtedy wybrał numer Marty. Przyjechała po trzydziestu minutach. Pojechali do domu. Borys jechał przodem. Bała się, jak zareaguje po tabletce uspokajającej. Zanim usnął, słyszał tylko, jak mu tłumaczyła, że to jedynie zaburzenie lękowe.
Do Edyty już nie wrócił. Ona sama przywiozła jego rzeczy do biura. Zwolniła się. Wyjechała do Gdańska. Wie o tym od kadrowej. Borys szybko o niej zapomniał.
Tu, w dawnym mieszkaniu przeżył kilka dni temu jeden z najszczęśliwszych dni w swoim życiu - ten guz na nerce to nie rak. Niegroźna narośl. A częste siusianie i krew w moczu to piasek w przewodach moczowych.
- Mam cichą nadzieję, że po jakimś czasie przeżyję kolejny szczęśliwy dzień w swoim życiu - kończy nasz bohater. - To będzie ta chwila, kiedy Marta powie, że mi wybacza.