Arek przeprowadził się do Warszawy z małej miejscowości z Podlasia. Tam, w miejscowym liceum skończył pierwszą klasę.
- Ojciec pracował w dużej firmie budowlanej, ciągle jeździł po różnych budowach i rzadko bywał w domu - mówi Arek. - Jak dostał propozycję pracy w Warszawie, to doszli z mamą do wniosku, że czas na stabilizację. Miał być częściej w domu. Z bólem serca jednak wyjeżdżałem. Zostawiłem w mieście wielu kolegów.
Na Anię zwrócił uwagę już pierwszego dnia w nowej szkole. Siedziała przed nim w ławce
Cicha, skromna, na przerwach trzymała się raczej na uboczu. Miała wprawdzie mnóstwo koleżanek, ale była typem samotnika. Wiedział, że jest jedynaczką, rodzice byli lekarzami, a ona sama kiedyś wspomniała, że chce w przyszłości być także lekarzem.
- Kiedyś na przerwie miałem wrażanie, że mi się uważnie przygląda - mówi Arek. - I rzeczywiście tak było. Przyłapałem ją na tym. Minęło już tyle lat, a wciąż pamiętam, że się wtedy uśmiechnęła do mnie, że mi zaszumiało w głowie. W tym samym momencie zakochałem się w niej po uszy. Nie było dnia, żebym nie myślał o niej, jak trzymam ją za rękę, całuję, przytulam. Wstydziłem się jednak uczynić ten pierwszy krok. Czułem, że mnie lubi, ale nigdy nie dała mi jakiegokolwiek znaku, że nie jestem jej obojętny. Taka nastoletnia, platoniczna miłość. Przynajmniej z mojej strony.
I tak spoglądali na siebie aż do matury. Ania nie chodziła na szkolne imprezy, nie była w żadnej paczce koleżanek. Trzymała się wciąż na uboczu. Była najlepszą uczennicą. Maturę zdała z najlepszym w szkole wynikiem.
- Kilka razy myślałem, że się wreszcie przełamię i zaproszę ją gdzieś po lekcjach, ale za każdym razem brakowało mi odwagi - mówi Arek. - Niestety, zawsze byłem nieśmiały. Do tego rzadko miałem wolne weekendy. Od podstawówki trenowałem karate i ciągle treningi, zawody, zgrupowania. Nie miałem zbyt wiele czasu dla siebie.
Nie pił, nie palił, nigdy nie próbował trawki. Wysoki, dobrze zbudowany, do tego wysportowany. Podobał się dziewczynom
On jednak nie zwracał uwagi na inne koleżanki. Ania była dla niego ideałem.
- I co z tego, skoro zaraz po maturze wyjechałem z Warszawy - mówi. - Z Anią urwał mi się jakikolwiek kontakt.
On wyjechał do Trójmiasta. To tam dostał się na studia morskie. To było zawsze jego marzenie. Tam też trenował.
Ania z kolei zaczęła studia medyczne na drugim krańcu Polski - w Krakowie. Odziedziczyła tam mieszkanie po babci - niedaleko Rynku. A w Krakowie była zakochana od dziecka. Dzięki babci, u której spędzała każde ferie i wakacje. To ona pokazała jej najpiękniejsze miejsca w Krakowie. Była historykiem sztuki i zaraziła ją miłością do kultury.
- Przez te wszystkie lata nie mogłem o niej zapomnieć - przyznaje nasz bohater. - Miałem oczywiście do niej numer telefonu, ale nigdy do niej nie dzwoniłem. I co, nagle miałem dryndnąć i powiedzieć: słuchaj, ja cię wciąż kocham i śnisz mi się czasami po nocach?
Nie miał kontaktu z dawną klasą. Raczej nikt do nikogo nie dzwonił. Wiele osób wyjechało po studiach za granicę, sporo też zamieszkało gdzieś w Polsce. Tylko ci, którzy zostali w Warszawie - często przypadkowo - gdzieś na siebie trafiali.
- Nie byliśmy zgraną klasą - przyznaje Arek. - Ja w zasadzie poza moim kolegą, ale z równoległej klasy z nikim innym nie spotykałem się po lekcjach. Może dlatego, że z nim razem trenowałem.
W ubiegłym roku zdziwił się, widząc numer telefonu na swoim wyświetlaczu smartfona. To Irek z dawnej klasy
Miał zapisany jego numer, chociaż od dwudziestu lat ani razu do siebie nie dzwonili.
- Nie był moim jakimś specjalnym kolegą, dlatego byłem ciekawy, dlaczego dzwoni - mówi Arek. - Gadaliśmy chyba z godzinę. Najpierw zaczął opowiadać o sobie, że skończył politechnikę, jest inżynierem, pracuje w Warszawie w biurze projektowym. Potem opowiadał o innych, co, kto skończył, co robi. I wspomniał też o Ani. Okazało się, że spotkał ją przypadkowo w galerii handlowej. Mówił, że Ania pracuje w szpitalu w Krakowie, dobrze jej się powodzi, że wyglądała wspaniale, opalona i w ogóle laska nie z tej ziemi.
Powróciły wspomnienia. Arkowi stanęła przed oczami sylwetka tej dziewczyny, która siedziała przed nim w szkolnej ławce. Ania - o której nie mógł zapomnieć i która być może nawet nie wiedziała, że jest ktoś, kto ją wciąż kocha młodzieńczą miłością.
Irek, kiedy już skończył plotkować, stwierdził, że niedługo będzie 20-lecie ich matury i pomyślał, że warto byłoby zorganizować spotkanie klasowe po latach. Okazało się, że wszyscy są zachwyceni tym pomysłem. Brakowało mu jeszcze kilku telefonów. W tym do Ani. Arek przyznał się, że ma do niej numer, ale skoro on już się zajął organizacją, to niech do niej sam zadzwoni.
- Nieśmiałość mi nie przeszła - przyznaje Arek. - Nie wiem, czego się obawiałem
Pracowałem w dużej firmie, miałem kierownicze stanowisko, często występowałem publicznie, a tu jak trzeba było zadzwonić do dawnej koleżanki z klasy, to znowu stchórzyłem. Jak wtedy, przed 20 laty.
Spotkali się 1 września. Tak jak się zaczyna rok szkolny. Irek okazał się super organizatorem. Wszystko załatwił. Nawet mszę zamówił dla chętnych. Pamiętał też o wieńcu, który złożyli na grobie zmarłej wychowawczyni. Wspaniała kobieta. Zmarła przedwcześnie na nowotwór. Bardzo ją lubili i szanowali.
Ania niewiele się zmieniła. Przyszła jako jedna z ostatnich osób.
Kiedy wysiadała z taksówki, Arkowi mocniej zabiło serce
I te motylki w brzuchu. Jak przed laty. Wyglądała pięknie. Krótkie włosy, opalona, w eleganckiej sukni. I wciąż ten nieco smutny uśmiech. Kiedy się z nią witał - wydawało mu się, że nieco dłużej patrzy w jego oczy. Mocno się uściskali.
- Stwierdziła, że nic się nie zmieniłem - mówi Arek. - Widziałem, jak potem kilka razy zerkała w moją stronę. Ja sam nie mogłem się na niczym skupić. Co jakiś czas i ja spoglądałem na nią. Wiedziałem i czułem, że przez te wszystkie lata jest wciąż dla mnie kimś niezwykle ważnym.
Po powitaniach, uściskach, śmiechach, usiedli do obiadu. To była elegancka, dość droga restauracja w kompleksie hotelowym. Mieli tu też wynajęte pokoje.
Arek miał miejsce naprzeciwko Ani. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
To wciąż była ta sama, "jego" Ania
Irek zaproponował, żeby w przerwie każdy opowiedział, co robił po maturze, gdzie pracuje i - dodając żartem - co może załatwić po dawnej znajomości.
Okazało się, że w ich gronie są nie tylko naukowcy, biznesmeni, ale również politycy i lekarze. Tak jak Ania. Została w końcu kardiochirurgiem. Tak jak ojciec. I najważniejsze - jest rozwódką i nie ma dzieci.
- To głupie, ale bałem się, że usłyszę o jej szczęśliwym małżeństwie i gromadce dzieci - przyznaje Arek.
Wieczorem - zgodnie z planem - miało być ognisko. I zmiana stroju na bardziej luźny, sportowy. Kiedy ujrzał Anię w obcisłych dżinsach i obszernej flanelowej koszuli, to serce po raz kolejny mocniej mu zabiło. Wyglądała fantastycznie. Nawet dziewczyny stwierdziły, że ma figurę nastolatki.
- Impreza rozkręcała się z godziny na godzinę - mówi Arek. - Było dużo alkoholu, grill, kiełbaski, do tego muzyka. Każdy się przekrzykiwał, z czasem towarzystwo się rozpierzchło. Jeden pokazywał na smartfonie zdjęcia swoich dzieci, ktoś inny zawzięcie tłumaczył, że na maturze naprawdę nie ściągał. Wesoło.
W pewnej chwili Arek zauważył kątem oka, że Ania na chwilę została sama. Siedziała bokiem do ogniska. Patrzyła gdzieś w dal. Usiadł koło niej. Dotknął jej dłoni.
- To było spontaniczne - mówi. - Spojrzała nie mnie. Głęboko w oczy. Nie odwrócił wzroku. To była ta chwila, o jakiej zawsze marzył. W jej oczach ujrzał i smutek i radość. Nie powiedzieli ani słowa. Patrzyli tylko na siebie. Nic więcej. I ten dotyk dłoni. Miał ochotę ją pocałować, przytulić, kiedy usłyszeli śmiechy obok siebie. Kolejny toast.
Po kilku godzinach niektórzy juz spasowali. Marek, największy klasowy dowcipniś, teraz prezes dużej firmy, spał na kocu ułożonym na trawie. Irek stwierdził, że ma już dość alkoholu, bo nie mógł wymówić słowa "aerobik". Z głośników sączył się cichy blues. Niektórzy nawet zaczęli podrygiwać w tańcu. Arek usłyszał, jak Ania zaczęła narzekać, że robi się zimno. Poszła do pokoju po coś cieplejszego.
- Wejście do hotelu było z boku budynku - mówi Arek. - Poszedłem umyć ręce. Kiedy wychodziłem, Ania akurat na dworze nakładała kurtkę. Stanąłem za nią z tyłu. Szarpała się z rękawem. Nie słyszała mnie. Kiedy ją dotknąłem, podskoczyła z przestrachu. Odwróciła się.
Nie wytrzymałem, chwyciłem ją za ramiona i przyciągnąłem do siebie
Nie opierała się, wręcz przeciwnie. Zaczęliśmy się całować. Boże, jaki ja byłem szczęśliwy! Drżeliśmy z podniecenia. Przytuliła się do mnie z całych sił. Usłyszeliśmy muzykę i zaczęliśmy - wciąż przytuleni do siebie - tańczyć. Nikt nam nie przeszkadzał, nikt nas nie widział.
Tę noc spędzili razem. W pokoju Arka. Następnego dnia była sobota. Hotel mieli opuścić do południa. Powoli uczniowie byłej IV a zaczynali się żegnać. Poza Arkiem i Anią. Już rano na śniadaniu niektórzy patrzyli ze zdziwieniem, jak trzymają się za ręce i czule na siebie patrzą.
- Zostaliśmy w hotelu dzień dłużej - kończy Arek. - Sami. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia.
To było rok temu. Od kilku miesięcy Arek podziwia uroki Krakowa. Przeniósł się do Ani, znalazł tu pracę. I wciąż nie mogą się sobą nacieszyć. Tej nocy, w hotelu, Ania przyznała się Arkowi, że wtedy, w liceum, wciąż łudziła się, że przestanie być taki nieśmiały. Doczekała się po 20 latach, bo sama też była wyjątkowo nieśmiała...