Partner: Logo FacetXL.pl

Porywaczem był Rudolf Olma z Bielska-Białej. Czuł się zawsze Niemcem. Jego rodzina stamtąd pochodziła. Tuż po wojnie dostali nakaz wyjazdu do Niemiec, ale uniemożliwiła to choroba jego ojca. Mógłby nie przeżyć podróży. Zmarł w 1952 roku.

Rodzina Olmy była biedna. Ojciec był schorowany, matka pracowała jako sprzątaczka w domu, nigdy jej nie było w domu, ciężko pracowała – w domu oprócz Rudolfa był jeszcze jego młodszy brat. On sam podkreślał w późniejszym procesie, że w domu nigdy się nie przelewało. W zimie nie mógł chodzić do szkoły, bo nie miał butów. Razem z bratem byli szykanowani przez rówieśników, którzy wyzywali ich od Niemców i faszystów; musieli radzić sobie sami i liczyli tylko na siebie.

Dość szybko, bo jako nastolatkowie popadli już w konflikt z prawem za kradzieże i rozboje. Rudolf przebywał w zakładzie poprawczym, potem trafił do więzienia. Tam wyuczył się fachu ślusarza. Na wolności przez jakiś czas pracował w zawodzie, nieźle zarabiał, ale cały czas marzył o wyjeździe do rodziny w NRF-ie. Śnił o lepszym świecie za Zachodzie.

Rudolf Olma starał się po śmierci ojca o paszport, chcąc wyjechać z Polski. Za każdym razem dostawał odmowę.

 


Wtedy powstał w jego głowie plan porwania samolotu. To była dla niego jedyna możliwość dostania się do Niemiec

 


Pewnego dnia zauważył, jak kłusownicy łapią ryby wykorzystując trotyl, który wówczas na terenie licznych kopalni był dość powszechny i zdobycie go nie było aż tak wielkim problemem. To właśnie trotyl miał być „kartą przetargową” młodego, wówczas 27-letniego bielszczanina, który zamierzał sterroryzować nim załogę. On sam kostkę trotylu ukradł właśnie kłusownikom.

26 sierpnia 1970 roku Rudolf Olma wszedł na pokład rejsowego samolotu PLL LOT lecącego z Katowic do Warszawy. Wraz z nim bilet na ten lot wykupiła także żona jego brata. W późniejszym procesie została najpierw skazana, sąd drugiej instancji ją jednak uniewinnił. Ona sama przez cały czas podkreślała, że nic o planach szwagra nie wiedziała. A ten swój plan częściowo zrealizował, chociaż nie do końca wszystko poszło po jego myśli.

Samolot An-24 wystartował z ośmiominutowym opóźnieniem – o godz. 17.38 Na pokładzie znajdowało się 27 pasażerów i czworo członków załogi. Kilka minut po starcie, gdy samolot osiągnął wysokość około 1500 metrów, jeden z pasażerów – był to właśnie Olma - przeszedł na przód samolotu i trzymając w ręku kostkę trotylu zażądał zmiany kursu na Wiedeń, grożąc detonacją.

Przy bardziej szczegółowej kontroli, nigdy nie wniósłby trotylu na pokład. 400-gramową kostkę umieścił sprytnie w waflu, który następnie oblał czekoladą i zapakował w przeźroczystą folię. Bomba wyglądała jak ozdobny torcik. Włożył ją do siatki z pomarańczami i słodyczami, by nie wzbudzała podejrzeń. Zadziałało.

27-latek już wcześniej samodzielnie przeprowadzał próby z trotylem i zapalnikiem. Był przygotowany. W samolocie, kiedy żądał zmiany kursu, w jednej ręce trzymał samodzielnie skonstruowaną bombę, a w drugiej sznurek przywiązany do zawleczki. Wiedział, że gdyby ktoś strzelił do niego, to upadając pociągnął za sznurek doprowadzając do eksplozji. Liczył, że nikt nie będzie ryzykować sięgnięcia po broń.

 


Jednego jednak nie przewidział – że do wybuchu dojdzie zupełnie przypadkowo. A on sam ledwo ujdzie z życiem

Do eksplozji doszło podczas manewru skrętu. Maszyną szarpnęło. Porywacz stracił równowagę. Kostka trotylu wypadła z torciku. Olma zdążył ją instynktownie chwycić w powietrzu lewą ręką. Wtedy doszło do wybuchu. Gdyby ładunek upadł na podłogę i tam eksplodował, doszłoby prawdopodobnie do uszkodzenia przewodów paliwowych i samolot zapaliłby się w powietrzu.

Do pożaru i tak doszło, ale załodze udało się go ugasić, a samolot bezpiecznie wylądował w Katowicach po zaledwie kilku minutach lotu.

Porywacz był ciężko ranny – stracił oko, lewą dłoń, był poparzony. Wyszedł z tego i wkrótce stanął przed sądem. Ucierpiało też ośmiu pasażerów i jeden członek załogi. Jeden z oskarżycieli żądał dla 27-latka kary śmierci. Co ciekawe, kilka lat po procesie, ten prokurator sam uciekł do Niemiec podczas wycieczki do Austrii.

Sędzia skazał Olmę na 25 lat więzienia. Wielokrotnie podczas procesu mówił, że oskarżony ciągle podkreśla swoje niemieckie pochodzenie. Nie podobało mu się to.

Oskarżony przyznał, że porwanie były tylko jego pomysłem. Nie miał żadnych wspólników, nikogo też nie wtajemniczał w swoje plany. Sąd nie do końca mu uwierzył i skazał również jego brata na pięć lat więzienia za współudział w porwaniu samolotu. Na jaw wyszły nowe fakty – mianowicie kilka miesięcy przed porwaniem Rudolf Olma zafundował bratu i jego żonie bilet na lot z Katowic do Warszawy. Nie była to jednak do końca zwykła wycieczka.

Obydwoje mieli za zadanie sprawdzić, jak wygląda kontrola bagażu, jak zamykają się drzwi od kabiny pilotów, na co się zwraca na lotnisku szczególna uwagę i kogo bardziej kontrolują – kobiety czy mężczyzn. Te informacje miał być potem Rudolfowi przydatne w opracowaniu planu porwania.

Olma wyszedł zza krat na skutek amnestii po 17 latach. Był rok 1988. Kilka miesięcy później wykupił w Orbisie wycieczkę do Hamburga, wysiadł w Niemczech i już nie wrócił do Polski. Osiadł we Frankfurcie nad Menem.

W powojennej Polsce porwania samolotów nie były niczym nadzwyczajnym. Tylko w 1970 roku doszło do 20 prób porwania rejsowych maszyn. Jedną z nich podjął właśnie Rudolf Olma.

 

 

 

Źródło:

 


https://naszahistoria.pl/by-uciec-z-polski-porwal-samolot/ar/c15-9177988

 


https://katowice.ipn.gov.pl/pl3/aktualnosci/196198,Lot-046-nieudana-proba-uprowadzenia-samolotu.html

 


https://www.academia.edu/48923167/Cywile_ucieka %C4%85cy_z_Polskiej_Rzeczypospolitej_Ludowej

Tagi:

samolot,  porwanie,  prl, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz