Najbardziej znane polskie biuro podróży powstało we Lwowie. Było to w 1923 roku. Jego założycielami byli bankierzy Ernest Adam, Maksymilian Liptay i Józef Radoszewski, posłowie Władysław Kesłowicz i hr. Aleksander Skarbek oraz prawnik Ozjasz Wasser. To oni jako pierwsi wpadli na pomysł założenia firmy, która będzie oferować Polakom zagraniczne wycieczki na wysokim poziomie. Początkowo jednak firma zarabiała najwięcej na sprzedaży biletów kolejowych.
Skąd nazwa „orbis”? Pochodzi z języka łacińskiego i oznacza świat.
To był dobry pomysł na biznes. W dwa lata firma otworzyła już 28 oddziałów. Orbis stał się największym polskim biurem podróży i w latach 30. ub. w. był zaliczany do dziesięciu największych tego typu przedsiębiorstw turystycznych na świecie.
W 1933 r. akcje Orbisu odkupił od prywatnych udziałowców państwowy bank PKO.
Tuż przed wybuchem wojny Orbis miał już 136 oddziałów w kraju i 19 za granicą. I wciąż się rozwijał
Turystom zagranicznym Polska nie mogła jednak zbyt wiele oferować. W kraju były zaledwie cztery hotele o wysokim standardzie. To była kropla w morzu. Wśród 586 zatrudnionych przed wojną osób aż 288 znało jeden język obcy, a 165 dwa i więcej. W 1938 r. dzięki Orbisowi wyjechało za granicę 6900 Polaków. Od samego początku działalności firma była wysoko oceniana przez Polaków. Wybuch wojny pokrzyżował ambitne plany.
Po wojnie firmę reaktywowano jako Przedsiębiorstwo Państwowe Polskie Biuro Podróży „Orbis”, które do końca lat 40. XX w. zajmowało się głównie obsługą międzymiastowych połączeń autobusowych i organizowaniem imprez masowych. Przedsiębiorstwo przez pewien czas zapewniało też dowóz robotników swoim transportem. Wprawdzie wojenną zawieruchę przetrwały biura w Brukseli, Nowym Jorku, Tel Awiwie oraz w Londynie, ale priorytety komunistycznych władz były zupełnie inne – zagraniczne wycieczki odeszły na dalszy plan, najważniejsza była odbudowa kraju.
W latach 50. Orbis był już jednak gotowy na przyjęcie pierwszych zagranicznych gości. To dzięki temu, że przejął dziewięć hoteli o wysokim jak na tamte lata standardzie. Dużym wyzwaniem była opieka nad turystami, którzy tłumnie zjechali do Polski na Światowy Festiwal Młodzieży w 1955 r. Udało się temu sprostać.
Po odwilży w 1956 roku przedsiębiorstwo powróciło do swoich korzeni: organizacji zagranicznych wycieczek.
Luksusowe autokary Orbisu wyruszyły na trasę. Były to przede wszystkim wyjazdy nad Balaton, Morze Czarne i do ówczesnej Jugosławii
Na takie wyjazdy mogli liczyć głównie ci, którzy odczuwali przychylność władzy ludowej – przodownicy pracy, aktywiści partyjni.
W ofercie były z czasem też wycieczki na Zachód, a także rejsy słynnym Batorym. Nie każdy mógł sobie jednak na taki wyjazd pozwolić. Barierą była nie tyko wysoka cena, ale także warunkiem było posiadanie paszportu. A z tym bywało różnie. W tamtych latach wyjazd na Zachód był możliwy jedynie na zaproszenie rodziny lub wykupienie właśnie wycieczki. Po latach z niejednej takiej wycieczki czy rejsu wracała garstka turystów lub sam kierowca – pozostali zostali na Zachodzie.
Orbis przez kolejne lata wciąż kojarzył się z luksusem, powiewem Zachodu i był namiastką innego, bardziej kolorowego życia w zetknięciu z siermiężnym PRL-em. Dla wielu Polaków symbolem takiego luksusu były orbisowskie hotele z niebotycznymi jak dla rodaków cenami za nocleg i eleganckimi restauracjami z wykwintnymi daniami. A te powstawały jak grzyby po deszczu.
W latach 60. i 70. XX w. Orbis wybudował 34 nowe hotele, w tym kilkanaście luksusowych. Do nich należała m.in. warszawska Victoria i hotel Forum, które były wówczas najbardziej znanymi w Polsce. Pozostałe hotele w Polsce, nie należące do państwowego lidera w branży turystycznej nie dorównywały wtedy standardem orbisowskim placówkom. Noclegi były – owszem – o wiele tańsze, ale najczęściej były to kilkuosobowe pokoje bez łazienki, jedynie czasami z umywalką w środku. Podobnie było w schroniskach młodzieżowych.
W latach 80. ub. w. Orbis posiadał 60 procent pokoi hotelowych w Polsce. Był monopolistą. Pod koniec 1990 roku sieć firmowych hoteli liczyła 53 obiekty
W czasach PRL-u wycieczki organizowane przez Orbis stały się dla wielu uczestników źródłem niezłego dochodu. Wszystko przez handel.
Marek Jabłoński z Lublina brał udział w takiej „handlowej wycieczce” w latach 80.
- Pamiętam, że na Węgry przywoziło się głównie kryształy – mówi. - Tam sprzedawały się na pniu. Za forinty kupowałem ciuchy i kosmetyki, które potem oddawałem w Lublinie do komisu albo sprzedawałem na targu. Z takiego wyjazdu wyciągałem nawet 100-150 dolarów. To było bardzo dużo pieniędzy.
W latach 80 i 90. Orbis organizował przyjazdy zagranicznych turystów na większą skalę. Polska za czasów Gierka była bardziej otwarta na świat, a przedsiębiorczy rodacy od razu zwietrzyli interes – tak powstała cała armia cinkciarzy, którzy „wyręczali” państwo w wymianie walut przez zagranicznych turystów. I jedni i drudzy byli zadowoleni. Turyści dostawali więcej złotówek niż otrzymaliby w kantorze po oficjalnym, a cinkciarze po latach takiej działalności otwierali legalne interesy.
Hotele i restauracje Orbisu przyciągały też luksusowe prostytutki oraz ludzi z półświatka. Były one też uważnie inwigilowane przez bezpiekę. W wielu orbisowskich obiektach „dyżury” na sali mieli właśnie funkcjonariusze SB po cywilnemu.
Tak było m.in. w orbisowskiej „Unii”, która przez lata kojarzyła się wielu lublinianom z namiastką prawdziwego Zachodu. To tu najczęściej – obok „Victorii” – nocowały znane osobistości, które przyjeżdżały do Lublina. W restauracji można było spotkać m.in. Zbigniewa Wodeckiego czy też młodego wówczas, dobrze zapowiadającego się dyrygenta – Jacka Kaspszyka. Swego czasu głośno było o Violetcie Villas, która spędziła noc w „Unii”. „W nocy zeszła do restauracji ubrana jedynie w prześwitującą woalkę – mówi jedna z byłych pracownic hotelu. – W swoim pokoju rozwiesiła obrazki świętych. Opowiadała, że jej marzeniem jest objazd z koncertami dookoła Polski: ona w białym mercedesie, a orkiestra w czarnym”.
W orbisowskiej „Unii” był podobno również pokój, który miał służyć do inwigilacji – był w nim zainstalowany podsłuch. Krążyły także pogłoski, że pod niektórymi stolikami w restauracji są ukryte mikrofony. Być może były to jedynie plotki. Oficjalnie nikt tego nie potwierdza.
Faktem jest, że w hotelu i restauracji często przebywali tajniacy i policjanci, którzy patrolowali okoliczny Ogród Saski. Tajniacy przez dłuższy czas byli w restauracji „spaleni”. A to za sprawą pewnego klienta związanego z lubelską kulturą, który na widok wchodzącego esbeka wstawał zza stolika i pozdrawiał go swoim tubalnym głosem, rozchodzącym się po całej sali: „Dzień dobry, panie poruczniku!”.
„Wielu pracowników w restauracjach czy hotelach było rzeczywiście związanych ze Służbą Bezpieczeństwa – nie ukrywa były lubelski prokurator z lat PRL-u. – Mieli za zadanie m.in. obserwować, kto z kim się spotyka, zwłaszcza że w lepszych hotelach było wielu zagranicznych turystów”.
Nie brakowało ich również w „Unii”. Przez wiele lat przyjeżdżali tu ikarusami „Sawtransawto” goście zza wschodniej granicy. „Jak wchodzili na salę, to aż biło błyskiem od złotych i srebrnych zębów” – mówi były pracownik hotelu.
Orbis szczycił się też przez wiele lat nowoczesnym taborem autobusowym – z klimatyzacją, wygodnymi, lotniczymi fotelami
W 1979 roku firma obsłużyła rekordową liczbę klientów. Z usług Orbisu skorzystało 1,5 miliona krajowych turystów. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że za dwa lata firmowe pokoje w hotelach będą zajęte nie przez zagranicznych turystów, a przez oddziały ZOMO.
W połowie lat 80. Polacy masowo wykupywali orbisowskie wycieczki, na których mało kto zawracał sobie głowę zwiedzaniem zabytków. Celem był handel. Półki w polskich sklepach świeciły pustkami. Każdy towar przywieziony z takiej wycieczki sprzedawał się z kilkukrotnym zyskiem – nawet zwykłe mydło czy pasta do zębów.
Luksus Orbisu skończył się razem z PRL-em. Wolny rynek, jednolite kursy walut obnażyły nieefektywność Orbisu, który zatrudniał wtedy 20 tysięcy osób. Do upadku firmy przyczyniła się też konkurencja. W Polsce zaczęły powstawać hotele znanych sieci – często tańsze, bardziej luksusowe, nowe biura podróży i firma odeszła w zapomnienie.
Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem — Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy.
Źródło:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1509184,1,orbis---wspomnienie-nostalgiczne.read
https://www.e-hotelarz.pl/artykul/21477/hotelarstwo-w-prl/
„Sekrety Lublina” wyd. Księży Młyn