Partner: Logo FacetXL.pl

Pożar hali produkcyjnej zakładów mechanicznych „Zamech” w Elblągu przed 75 laty zapoczątkował najtragiczniejszą akcję represji stalinowskiej w tym mieście. O drugiej w nocy, pożar - jako pierwszy - zauważył strażnik przemysłowy. Od razu zadzwonił na straż i powiadomił, zgodnie z obowiązującą ówczesną procedurą Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Dwadzieścia minut później rozpoczęła się akcja gaśnicza.

Hali nie udało się uratować. Spłonęła. Łunę widzieli elblążanie z każdego punktu miasta. Hala spłonęła mimo sześciogodzinnej walki z żywiołem. Straty były ogromne. Spłonęło m.in. wyposażenie dla huty Szczecin, windy dla statków, śruby napędowe, części do portowych dźwigów i części żeliwne do wagonów na eksport do Związku Radzieckiego.

 


Być może to ostatnie było dla ówczesnej władzy komunistycznej najważniejsze, bo Urząd Bezpieczeństwa od razu, już następnego dnia założył, że z całą pewnością nie był to przypadkowy pożar tylko sabotaż

 


Co ciekawe, z odtajnionych po latach dokumentów wynika, że niektórzy partyjni dygnitarze łączyli ten pożar z Cudem w Katedrze Lubelskiej, który miał miejsce w podobnym okresie.

Ubecy tymczasem nie próżnowali. Zanim zgasły już ostatnie płomienie na pogorzelisku po hali, w ich katowniach znalazło się już 75 osób - jako podejrzani o antypaństwową działalność. Część z nich to byli reemigranci z Francji, którzy po wojnie wrócili do kraju. I to właśnie na nich padło główne podejrzenie. Za kratki trafiło wielu pracowników zakładu, w tym m.in. szef straży przemysłowej, dyrektor techniczny, nawet sekretarka.

Co ciekawe, ubecja łagodnie potraktowała głównego dyrektora. Wprawdzie stracił stanowisko, ale równocześnie dostał nową nominację: został dyrektorem...spalonej hali.

Wielu z tych aresztowanych nie miało żadnych związków z "Zamechem", ale to ich oskarżano o założenie i kierowanie rzekomą siatką szpiegowską. Władza komunistyczna chciała pokazać społeczeństwu, że jest czujna i nie da się wodzić za nos obcym agentom.

Takie też było założenie śledztwa. Winni mieli być imperialiści. I cele zapełniały się kolejnymi "podejrzanymi". Nikt nie przejmował się, że zatrzymany ma mocne alibi, bo w noc pożaru znajdował się np. na weselu, co mogło potwierdzić kilkaset osób. Nie brali pod uwagę żadnych wyjaśnień, tłumaczeń, alibi. Z całości odtajnionych materiałów wynika, że łącznie aresztowano przynajmniej 222 osoby.

 


Represje dotknęły - w co aż trudno dzisiaj uwierzyć - przeszło dwa tysiące osób. To m.in. rodziny, krewni, znajomi zatrzymanych

 


Za "karę" wyrzucano ich z mieszkań, tracili pracę i z wilczym biletem lądowali na bruku - bez żadnych wyroków, sądowych procesów. Esbecy przesłuchiwali nawet dzieci - traktowali ich jak dorosłych, nie przejmując się z ich późniejszymi, traumatycznymi wspomnieniami z tamtych lat. Torturowali, bili, głodzili.

Ubecja nie kryła się z tym, że całe to "śledztwo" ma na celu jedynie potwierdzić ich tezę, że za pożarem hali stoi obca agentura. Świadczy o tym jeden z odtajnionych po latach dokumentów. Wynika z niego, że ubecy sugerowali przedstawicielowi rządu przesunięcie jego przyjazdu do Elbląga, zanim "przygotują grunt".

 


Chcąc zachować pozory śledztwa, powołano nawet specjalną komisję, w skład której wchodzili także "eksperci" nie związani zupełnie z pożarnictwem czy pirotechniką

 


Z zachowanych dokumentów wynika, że biegły, który miał odmienne zdanie od ubecji, zawiódł ich zaufanie. Jeden z nich, który kwestionował ustalenia komisji, usłyszał, że "od początku "nie ma serca do tej sprawy". Sami biegli byli także zastraszani, szantażowani. Mieli jedynie "naukowo dowieść", że w fabryce był wybuch. Dowody na to były sprawą drugorzędną.

Śledztwo rzekomego sabotażu nabierało rumieńców. "Bomba" wybuchła w listopadzie 1949 roku, kiedy aresztowano André Robineau, sekretarza konsulatu Francji w Szczecinie. Ubecy mieli też zamiar aresztować wicekonsula, ale nie zdążyli. A to on miał być według nich szefem szpiegowskiej siatki.

Jak setki innych śledztw, także i to nie miało nic wspólnego z realiami. Nigdy nie udowodniono, że pożar hali w Elblągu był aktem sabotażu. Nigdy też esbecja nie trafiła na ślad żadnej siatki szpiegowskiej stojącej za rzekomym zamachem w "Zamechu". I co z tego, skoro w procesie, który ruszył w lutym 1952 roku i trwał raptem cztery dni zapadły wyroki, w tym te najsurowsze.

Troje z aresztowanych skazano na śmierć, sześcioro na długoletnie więzienie. Henryk Zając został znaleziony martwy w celi, Adam Basista zmarł trzy lata po wyjściu z więzienia.

Większość z pozostałych aresztowanych wyszła na wolność po dwóch, trzech latach. Nie mieli do czego wracać. W większości przypadków, w dotychczasowych zakładach pracy odbierali "wilcze bilety".

Tablica pamiątkowa poświęcona wydarzeniom z 1949 roku

24 marca 1956 wszystkich skazanych uniewinniono. To efekt odwilży, która dała im pozorną wolność. Wiele z tych osób przez kolejne lata nie mogło ani znaleźć pracy, ani nie byli pewni, czy nie trafią z powrotem do aresztu za chociażby niewinny żart polityczny.

Ci, którzy ich oskarżali, wydawali wyroki, przez wiele lat - aż do śmierci - pobierali godziwe emerytury, renty, a nawet byli chowani z pełnymi honorami - jak bohaterowie.

Wydarzenie to jest upamiętnione w Elblągu skwerem im. Ofiar Sprawy Elbląskiej oraz tablicą pamiątkową. Więcej na ten temat można przeczytać w książce „Pożar i szpiedzy” Grażyny Wosińskiej.

 

 

 

Źródło:

 


http://www.elblag.net/artykuly/pozar-i-szpiedzy-czyli-sprawa-elblaska,36442.htm

 


https://www.portel.pl/spoleczenstwo/sprawa-elblaska-ta-historia-nie-ma-konca/68305

 


https://cai24.pl/kartka-z-kalendarza-polskiego/46412/sprawa-elblaska/

Tagi:

prl. ubecja,  pożar, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz