Partner: Logo FacetXL.pl

- Z tamtych lat najbardziej mi żal barów mlecznych - przyznaje Zdzisław Mamcarz z Lublina. - W Lublinie było ich kilkanaście. Ja najczęściej chodziłem do "Racławickiego". Za niewielkie pieniądze można było naprawdę dobrze, tanio i smacznie zjeść. Wiele dań z tamtych lat odeszło już do lamusa. Dzisiaj trudno o kluski z serem, z truskawkami, kaszę gryczaną ze skwarkami, kotlet pożarski czy nawet poczciwy kompot. I to wszystko kosztowało jakieś śmieszne pieniądze. Wystrój tych barów był siermiężny, ale jedzenie naprawdę palce lizać.

Bar mleczny

 Podobnie były w uczelnianych barkach. Studiowałem prawo na UMCS-ie i prawie codziennie tam jadłem. Wybór dań był ogromny. Fasolka po bretońsku, forszmak, łazanki - smak pamiętam do dzisiaj. I oczywiście kawa w szklance. To była klasyka. Aha, nie wiem, jak było w innych miastach, ale w Lublinie w pizzerii na ówczesnej ul. Wyzwolenia, dziś Kołłątaja, można było kupić pizzę z niecodziennym farszem - kiszoną kapustą. Pewnie dlatego, że trudno było wtedy o mięso czy wędliny. Kilka lat temu poprosiłem zonę, żeby mi zrobiła taką pizzę. Ale to już nie był ten smak.

Menu z baru mlecznego, lata 70. ub.w

Zupełne inne wspomnienia związane z PRL-em ma z kolei Marek Kasperek, mieszkaniec Warszawy. Dzisiejszy 68-latek cieszy się, że ta epoka minęła.

 


- Jedyne, za czym tęsknię, to za młodością - mówi pan Marek

 


- Dorastałem w czasach PRL-u, a to był wtedy dla mnie beztroski czas. O wszystko troszczyli się rodzice. Dopiero jak zacząłem się usamodzielniać, poszedłem do pracy, to odczułem na własnej skórze czym był ten PRL. Jak sobie przypomnę z jakimi problemami człowiek na co dzień musiał się borykać, to aż mnie ciarki przechodzą. Nawet głupiego papieru toaletowego nie można było kupić. A władze w kółko powtarzały, że jesteśmy gospodarczą potęgą świata. Takimi bzdurami nas karmili. Co roku w gazetach pisali, że znów brakuje sznurka do snopowiązałki, a urzędnik mógł zrobić z człowiekiem co chciał. Taka to była z nas potęga. Nawet taksówkarz pokazywał kto tu rządzi - podjeżdżał na postój, kolejka kilkanaście osób, przez okno mówił, że jedzie na Mokotów i tyle. Jak nie pasuje, to czekaj dalej. Pamiętam, że kiedyś jak stałem na mrozie w takiej kolejce na postoju, to sobie myślałem, że kiedyś może przyjdzie taki czas, że będzie więcej taksówek jak chętnych do jazdy i że taksówkarze będą jeszcze tęsknić za pasażerem. I się doczekałem. Nie, za PRL-em nie tęsknię. Teraz żyje mi się o wiele lepiej.

Postój taksówek przy ul. Brackiej w Warszawie - rok 1971

O wiele bardziej pozytywne wspomnienia związane z latami 70. i 80. ub. w. ma Anna Zawadzka pochodząca z Chełma.

- Wie pan, że ja do dzisiaj, a mam już prawie 70 lat, potrafię narysować kontur Polski? - zaczyna swoje wspomnienia. - Tego uczyli nas w szkole. I takiego poziomu nauczania mi teraz brakuje. Nie tylko z geografii. Dzisiaj, jak widzę, że są organizowane jakieś specjalne, przyśpieszone kursy i maturę można zrobić w rok, to jestem przerażona. Co przez rok można się nauczyć? Wiem, że epoka liczydeł, pisania kredą na tablicy czy noszenia fartuszków już dawno minęła, ale żal mi jednak tych czasów.

 

Początek roku szkolnego w Szkole Podstawowej nr 278 w Warszawie przy ul. Jana III Sobieskiego 68, rok 1978
Pamiętam ze szkoły jeszcze jedną, bardzo pozytywną rzecz: podręczniki. Do każdego przedmiotu był jeden podręcznik, który służył latami

 


Był używany z pokolenia na pokolenie. Z tyłu była nawet specjalna rubryczka, gdzie wpisywało się kolejnego właściciela książki. A najbardziej to lubiłam, jak kończyły się wakacje, rodzice kupowali nowe zeszyty i wtedy każdy taki zeszyt wkładało się w specjalne, kolorowe okładki i się podpisywało. Do dzisiaj też pamiętam chińskie, kolorowe gumki do ścierania, które kusiły zapachem. Niejeden nawet próbował je nawet ugryźć. Fakt, że w szkołach było wtedy mnóstwo ideologii, wszystko było podporządkowane partii, hołubiono ZSRR, nie wolno było mówić głośno o Katyniu itd. Jednak poziom nauczania - mówię o tym jako pedagog na emeryturze - był o niebo wyższy jak teraz. Oczywiście można dyskutować o tym, co dzisiaj jest bardziej przydatne w życiu - znajomość np. wszystkich dopływów Wisły czy umiejętność pisania bloga plotkarskiego. Ale nikt mnie nie przekona, że to jest normalne, jak młody człowiek nie wie dzisiaj po ukończeni szkoły, jak się nazywa najdłuższa rzeka Polski. A są tacy.

Antoni Migas z Lublina ma z kolei zupełnie inne skojarzenia z PRL-em.

- Najbardziej mi żal tego, że nie ma już spisu lokatorów w blokach - przyznaje. - Wiem, że jest ochrona danych osobowych. Wiem też, że wiele osób nie chciałoby figurować z tego powodu na takiej ogólnodostępnej liście. A dlaczego akurat o tym mówię? Bo wiele lat temu, jeszcze za komuny pojechałem na Dolny Śląsk. Byłem służbowo w Wałbrzychu, a kolega miał coś do załatwienia w Jeleniej Górze. Miałem tam ciocię, której nie widziałem od lat. Wiedziałem jedynie, że mieszka na osiedlu Zabobrze i że w wieżowcu. Nic więcej. I o szóstej rano chodziłem od bloku do bloku i po jakimś czasie znalazłem jej mieszkanie właśnie dzięki liście lokatorów. Dwa lata temu z kolei byłem w Bieszczadach na urlopie i próbowałem sobie przypomnieć, gdzie w Sanoku mieszka mój kolega z wojska. Byłem kiedyś u niego, ale to było wiele lat temu. Kojarzyłem osiedle, ale tak się tam wszystko zmieniło, że nie trafiłbym do jego bloku. I wtedy właśnie żałowałem, że nie ma już tych spisów lokatorów jak za czasów PRL-u. Wtedy bym go znalazł.

Typowe osiedle z czasów PRL-u


Za oranżadą w proszku i dawnymi lekcjami z WF-u tęskni za to Marek Skowronek, redaktor naczelny Radia Centrum Lublin

 


- Ta oranżada to czasami śni mi się po nocach - mówi. - Szczególnie ta w proszku. Do dzisiaj się dziwię, jak my wtedy - jako dzieciaki - nie chorowaliśmy po tym, jak każdy wkładał zaśliniony palec do torebki z taką oranżadą. Bo tak smakował najlepiej - oblizując palce. Ale najbardziej to mi żal i lekcji WF-u, i tego, że po lekcjach od rana do wieczora biegaliśmy po dworze, graliśmy w piłkę. Czasami piłki już nie było widać, bo już było ciemno. Nie był boisk, orlików, za słupki służyły tornistry, był "lotny bramkarz", trzy rogi to był karny, a chętnych do grania było tylu, że można było grać kilkoma drużynami. Nasz nauczyciel WF-u, pan Marek Kitliński z Hrubieszowa potrafił tak zachęcić do sportu, że wiele osób w klasy zaczęło trenować różne dyscypliny w klubie. Najwięcej lekkoatletykę. Modne swego czasu były m.in. biegi przełajowe. Dzisiaj, jak obserwuję, że młodzi ludzie unikają WF-u jak ognia, to mi trochę żal. Mój znajomy wuefista zrobił niedawno test sprawnościowy w pierwszej klasie liceum. Zdradził mi, że na 28 osób, jedynie dwanaście potrafiło wykonać przewrót w przód. To jest coś strasznego.

Szkoła podstawowa w Ostrowie Lubelskim, koniec lat 70 ub.w.

W czasach PRL-u dorastał także Zbigniew Nowaczek z Włodawy.

- Dla mnie PRL kojarzy się przede wszystkim z bylejakością na każdym kroku - mówi. - Jak budowali osiedle czy drogę, to byle szybciej i byle jak. Abby oddać w terminie. I potem latami pod blokami leżały takie resztki materiałów, nikt tego nie sprzątał. Za tym nie tęsknię. Ale produkowaliśmy wiele rzeczy, które jakościowo różni od współczesnych przepaść. Sam mam jeszcze w domu odkurzacz z lata 70. W pełni sprawny. Znajomy ma na działce lodówkę, w której przez 30 lat wymienił jedynie uszczelkę na drzwiach. Do dzisiaj chłodzi aż miło. W PRL-u jak coś się zepsuło, to było jednak dużo zakładów usługowych, gdzie można było to naprawić. Dzisiaj nikomu się to nie opłaca. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. I to jest jedyna rzecz z tego okresu, za którą tęsknię.

 


Materiał powstał dzięki współpracy z Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl. 

 

Tagi:

prl,  historia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz