Saša Mächtig - to nazwisko słoweńskiego architekta, który pewnie nigdy nie przypuszczał, że jego prototyp kiosku z 1966 roku, za jakieś dwadzieścia lat później stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych ikon nowoczesnego designu.
Kiosk model K67, bo taką nazwę fabryczną miały kioski yugo zrobiły w naszym kraju prawdziwą furorę. Zastąpiły szkaradne kioski-blaszaki i "ucywilizowały" handel, który przeniósł się do nich z prowizorycznych "szczęk" i łóżek polowych.
Pod koniec lat 80. było już ich tyle, że powstawały nawet całe kompleksy czerwonych budek o futurystycznych kształtach. Ich atutem była modułowość. Połączenie kilku takich budek dawało nieograniczone możliwości działalności. Co ciekawe, pierwsze wersje kiosków zakładały, że można je było łączyć także w pionie za pomocą mini-klatek schodowych.
Najwięcej ich ustawiono w pobliżu dworców, przy głównych ulicach, placach i skwerach. Można było w nich kupić dosłownie wszystko - przede wszystkim były używane w małej gastronomii oraz w handlu.
Zwłaszcza gastronomia w tych kioskach została głównie zapamiętana przez Polaków.
" Bardzo miło wspominam te zapiekanki - pisze internautka na jednym z portali. - Ale także hamburgery, które wylewały się z każdej możliwej strony oraz hot-dogi z prażoną cebulą".
"Moim zdaniem najlepsze zapiekanki były od lat 80. na pl. Konstytucji. Smak zapiekanki z tamtejszego pieca był niezapomniany przez lata. Jedyne takie w Warszawie" - pisze inny mieszkaniec stolicy. " Tak dobrych zapiekanek i hambuksów z prażona cebulką już się nie dostanie we współczesnych burgerowniach!" - to kolejny wpis miłośnika fast foodu z tamtych lat.
Z czerwonych kiosków korzystali także policjanci, portierzy, stróże, a nawet były przypadki przerabiania ich na sauny
Służyły też działkowcom jako altanki czy komórki. W niektórych miejscach funkcjonowały jako też punkty sprzedaży biletów czy informacja. W centrum Warszawy w kiosku przez pewien czas sprzedawano także gitary.
- Były estetyczne, można je było szybko ustawić i były łatwe w utrzymaniu porządku - podkreśla Andrzej Doszko, który przez kilka lat prowadził taki kiosk handlowy w Lublinie przy al. Racławickich. - Posiadały oświetlenie, system półek, łatwo było podłączyć w nich prąd czy wodę. Jedynym mankamentem było to, że w lecie panował w nich upał, a w zimie trzeba było cały czas siedzieć blisko grzejnika. Inaczej nie dało rady. Nie był przecież ocieplony. Miał wprawdzie wywietrznik u góry, ale wentylacja była kiepska. Zazwyczaj otwierało się drzwi na oścież. Wtedy był jakiś przewiew.
Kiosk K67 był początkowo produkowany z jednego odlewu, potem dopiero wprowadzono różne modyfikacje.
Pierwszy tego typu kiosk stanął w 1969 roku w niewielkiej miejscowości Ljutomer w Słowenii. Tam też ruszyła jego masowa produkcja przez firmę Imgrad. Projekt szybko stał się na tyle popularny, że zamówienia na niego spływały prawie z każdego kontynentu. Nic dziwnego - był tani, łatwy w transporcie i montażu. Demontaż także nie wymagał skomplikowanych, logistycznych działań. Wystarczyło go odłączyć od instalacji elektrycznej i wodociągowej (jeśli taka była), a resztę załatwiał dźwig i laweta.
Czerwony kolor - bo na taki były głównie malowane - był celowym działaniem projektanta. Miał przykuwać uwagę jaskrawą barwą, a nie krzykliwą reklamą. I rzeczywiście - te kioski były widoczne z daleka
Kioski z ówczesnej Jugosławii były zaprzeczeniem tradycyjnego postrzegania tego typu punktów, które zakładało, że nawet niewielki obiekt handlowy powinien być czymś na kształt domu – stabilnym i trwałym. Mächtig położył nacisk na inną jego cechę: „To nowoczesna interpretacja kiosku, która stwarza możliwość na rozbudowywanie całego założenia, w sposób zbliżony do skandynawskich systemów meblowych” - podkreślał.
"Rywalem" kiosku K67 był projekt fińskiego architekta Mattiego Suuronena, FuturoHouse, czyli plastikowy, przenośny dom, o wyglądzie latającego spodka. Rozpoczęto jego seryjną produkcję, jednak FuturoHouse nie odniósł większego sukcesu, pomimo początkowego zainteresowania, które wzbudził.
Z początkiem nowego wieku kioski zaczęły znikać z ulic nie tylko polskich miast. Ich masową produkcję zakończono w 1999 roku. Można jednak jeszcze kupić używane. Czasami zdarzają się oferty sprzedaży na portalach internetowych. Cena - do 3 tys. zł.
Co ciekawe, kiosk typu K67 ma swoją stałą ekspozycję w muzeum sztuki nowoczesnej w Nowym Jorku.
Mächtig, twórca "czerwonych budek" w 2017 roku otrzymał nagrodę za całokształt twórczości od słoweńskiego stowarzyszenia Design Society. Po kiosku kontynuował pracę nad mikroelementami architektury miejskiej, produkując kosze na śmieci, wiaty na przystankach autobusowych i publiczne budki telefoniczne, jednocześnie wykładając na uniwersytetach.
A jakie Wy macie wspomnienia z czerwonymi kioskami sprzed lat? Podzielcie się swoja opinią na FacetXL.pl
Źródło:
https://krosno24.pl/informacje/historia-jugokioskow-na-dworcu-ma-je-zastapic-pawilon-i1756
https://mmczarnecki.pl/2022/12/26/jugokioski-i-batyskafy-przewodnik-po-kioskach/
https://emerging-europe.com/after-hours/how-a-small-red-kiosk-became-a-symbol-of-yugoslavia/
https://kulturaenter.pl/article/krajobraz-miejski-jugoslowianskie-kioski-k67/