Partner: Logo FacetXL.pl

O tej tragedii w Osiecznicy koło Krosna Odrzańskiego (Lubuskie) na próżno szukać medialnych doniesień. A była to jedna z największych katastrof drogowych w Polsce. Powód? Sprawcą był szeregowy Armii Czerwonej stacjonującej w Szprotawie.

Było 22 stycznia 1978 roku. Około godz. 19 na dworcu autobusowych w Słubicach był spory tłok. Dwa kolejne kursy autobusowe do Zielonej Góry zostały odwołane. Chętnych pasażerów było wielu. W autobusie był tłok. Wiele osób stało w przejściu między siedzeniami. Dużo młodzieży. Był to ostatni dzień zimowych ferii.

Kiedy autobus, popularny "ogórek", czyli jelcz 043 minął rogatki Osiecznicy - doszło do tragedii. Z przeciwka jechał akurat wojskowy kraz. Ogromna ciężarówka, która przewoziła elementy mostu pontonowego. Za kierownicą kraza siedział 21-letni wówczas szeregowy Samwieł Arutjanin. W wojsku służył od dwóch lat. Nie miał dużego doświadczenia jako kierowca. Droga w tym miejscu była nie tak dawno poszerzana. Krawędź jezdni znalazła się blisko słupa drogowego.

 


Młody, niedoświadczony kierowca kraza wziął go za sylwetkę pieszego i gwałtownie odbił ciężarówką w lewo

 


To doprowadziło do tragedii. Stalowe elementy mostu cięły bok autobusu jak gilotyna.

Pasażerowie, do których dotarli wtedy dziennikarze opowiadali, że zapamiętali jedynie ogromny, wstrząs, huk, a potem wielu straciło przytomność.

Służby ratunkowe, które przybyły na miejsce zastały wstrząsający widok. Autobus leżał w poprzek drogi kołami do góry.

(...) Lewa strona rozpruta na całej długości, fotele wraz z pasażerami wyrzucone na jezdnię i pobocze. Jelcz uległ całkowitemu zniszczeniu. Część wydartej karoserii znajduje się na lewym pontonie przewożonym przez radziecki samochód. Kraz również się wywrócił na bok. Nie doznał większych uszkodzeń. Załoga kraza nie odniosła obrażeń (...) - to fragment milicyjnego protokołu.

Dwa dźwigi, które sprowadzono na miejsce tragedii uniosły wrak autobusu. Dopiero wtedy można było pomóc rannym. W pierwszej kolejności zajęto się tymi, którzy dawali znak życia. Potem wyciągano ciała. Widok był straszny. Wszędzie były fragmenty urwanych rąk i nóg.

 


Kierowca cudem ocalał. Został jednak kaleką, bo stracił rękę. Zginął konduktor. Akcja ratunkowa trwała do 3.30

 


Jedna z ocalałych pasażerek wspominała, że cztery osoby, które siedziały przed nią - zginęły. Ona ocalała, chociaż spędziła wiele tygodni w szpitalu. Twierdzi, że przeżyła, bo w torebce miała ze sobą różaniec.

Prasa o wypadku pisała niewiele, lub wcale. "Gazeta Lubuska" opublikowała jedynie krótki tekst na pierwszej stronie o wypadku. Media nie zamieściły jednak wyników trwającego wiele miesięcy śledztwa. Dziennikarze mieli związane ręce. Jakiekolwiek teksty o tym wypadku były cenzurowane. Ukazywały się jedynie lakoniczne informacje o stanie zdrowia rannych i wyrazy współczucia od partyjnych dygnitarzy i lokalnych władz.

Na miejscu katastrofy śmierć poniosło 14 osób, 15 ofiara zmarła kilka dni później w szpitalu. Rannych zostało 14 osób, z których wiele straciło ręce lub nogi.

 


Ofiar mogło być więcej

 


Jak się potem okazało, autobus nie zatrzymał się na ostatnim przystanku w Osiecznicy i nie zabrał z niego kilkunastu pasażerów - głównie uczniów. Być może to ocaliło im życie. Niektórzy twierdzą, że gdyby jednak autobus zatrzymał się na przystanku, to wówczas do wypadku mogłoby nie dojść, bo minąłby się bezpiecznie z krazem w innym miejscu i o innej porze.

Po tym zdarzeniu pojawiło się wiele plotek, domysłów. Brak było oficjalnych i rzetelnych informacji o przyczynach tragedii. Sprawę nagłośniło Radio Wolna Europa. Ówczesne władze obawiały się reakcji społeczeństwa; do tej pory wypadki z udziałem stacjonujących w Polsce oddziałów sowieckich były skrzętnie ukrywane.

Oto treść jednego z raportów sporządzonych dla ówczesnych władz:

(...) W związku z zaistniałą katastrofą drogową pod Osiecznicą, melduję, że w zasadzie nie zanotowano wrogich wypowiedzi pod adresem Związku Radzieckiego lub Armii Czerwonej. W wypowiedziach jednak spotyka się stwierdzenia, że winę za wypadek ponoszą żołnierze Armii Radzieckiej. Wiele osób przekazuje plotkę, że żołnierze przed wypadkiem byli w restauracji "Krośnianka". W wypowiedziach rozmówcy twierdzą, że kierowcy radzieckich pojazdów są źle wyszkoleni. Zanotowano również stwierdzenie, że żołnierze radzieccy są w Polsce, żeby tu mordować ludzi. Donoszący o tej wypowiedzi pisze, że nie jest to wypowiedź reprezentatywna, ponieważ powiedział to mężczyzna pod kioskiem z piwem, a słyszał ją członek ORMO. (...)

O tym, że władze jednak obawiały się antysowieckich manifestacji, świadczy fakt, że pogrzeb ofiar tej katastrofy zabezpieczało 75 milicjantów i 40 żołnierzy. Było też wielu tajniaków. W pogotowiu zaś trzymano na wszelki wypadek oddziały ZOMO, również z Poznania - to na wypadek, gdyby miało dojść do jakichkolwiek zamieszek.

 


Efekt wypadku

 


Katastrofa pod Osiecznicą doprowadziła do podpisania w 1978 roku porozumienia między władzami Polski a ZSRR, aby wszelkie pojazdy wojskowe Armii Radzieckiej poruszały się na terenie Polski wyłącznie w konwojach poprzedzanych samochodami-pilotami.

Sprawca wypadku, 21-letni szeregowy Samwieł Arutjanin został skazany na 8 lat łagru i pozbawiany prawa prowadzenie pojazdów przez okres pięciu lat.

25 czerwca 2010 r. w miejscu katastrofy został odsłonięty obelisk upamiętniający ofiary.

 


Źródło:

Gazeta Lubuska" nr. 73 1993 r.

https://timenote.info/pl/events/15-osob-zginelo-a-14-zostalo-rannych-w-wyniku-zderzenia-autobusu-rejsowego-PKS-z-radziecka-ciezarowka-wojskowa-w-Osiecznicy-kolo-Krosna-Odrzanskiego

 

https://www.naszeslubice.pl/40-lat-temu-ta-tragedia-wstrzasnela-Polska-W-niedziele-22-stycznia-1978-roku-doszlo-do-katastrofy-drogowej-w-Osiecznicy

Tagi:

wypadek,  autobus,  tragedia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz