Oto treść listu pana Jana:
(...) Kiedy Maciek wyjeżdżał na studia z Lublina do Warszawy, to z jednej strony cieszyłem się, że skończy dobrą uczelnią, ale z drugiej to jednak z żoną tęskniliśmy za nim. To nasz jedynak. Studia skończył z wyróżnieniem, pracę miał od razu po obronie. W dużej korporacji za bardzo dobre pieniądze.
(...) Siedem lat temu ożenił się z Magdą. Znali się jeszcze z liceum. Kiedyś byli nawet razem, ale potem się rozstali. Ona też studiowała w Warszawie i traf chciał, że znowu się spotkali. Tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie, żeby byli razem. Po ślubie wynajęli mieszkanie na Sadybie, za jakiś czas urodziła się Ania, a młodzi zaczęli przebąkiwać o kupnie działki i budowie własnego domu pod Warszawą.
(...) Fakt, zarabiali bardzo dobrze. Maciek awansował, dostał podwyżkę, a synowa coraz lepiej radziła sobie w kancelarii prawnej. To właśnie Magda zaczęła pierwsza mówić o własnym domu. Jej znajomi kupili działkę w Grodzisku i tam zamierzali postawić dom. Namówili też swoich przyjaciół. Została jeszcze jedna działka do kupienia. 12 arów, granicząca z lasem. Bardzo ładnie położona, w kształcie kwadratu i do tego dobra cena.
(...) Nie byłem zachwycony tym pomysłem. Sami mieszkamy w domu jednorodzinnym i wiem ile jest roboty przy takim domu i na działce. Maciek ma dwie lewe ręce do jakichkolwiek prac fizycznych. Kiedyś uczyłem go, jak zmienić koło z samochodzie, bo przecież kiedyś może mu się ta umiejętność przydać. Zaśmiał się tylko, mówiąc, że mu to niepotrzebne. "Tato, ja mam takie ubezpieczenie auta, że serwis przyjedzie nawet w środku nocy". Nie wiem, czy kiedykolwiek trzymał w ręku wiertarkę. A w takim domu to zawsze jest coś do roboty. Przecież nie będzie wzywać za każdym razem fachowca do wiercenia każdej dziury w ścianie. Myliłem się. On tak rzeczywiście uważał. Stwierdził, że on jest do zarabiania pieniędzy, które mu pozwolą, żeby do takich prac wynajmować właśnie fachowców.
(...) Ja sam potrafię zrobić prawie wszystko w domu. Żona uwielbia z kolei prace na ogrodzie. To jest pasja. Wiemy też, ile czasu trzeba poświęcać, żeby dom i ogród jakoś wyglądał. Fakt, że ja lubię majsterkować, nie potrafię usiedzieć w miejscu, po pracy zawsze coś znajdę sobie do roboty przy domu, a Basia ciągle coś sadzi, przesadza. Przez cały rok jest zawsze coś do zrobienia.
(...) Maciek z Magdą zafiksowali się na punkcie tego domu. Wszystko widzieli w różowych barwach. Od samego początku tłumaczyliśmy im, że logistycznie będzie to dla nich koszmar. Obydwoje pracuję w centrum Warszawy. To jakieś 30 kilometrów w jedną stronę. Żadne argumenty ich nie przekonały. Ani to, że jak się Magdzie skończy urlop macierzyński, to trzeba będzie wnuczkę wozić do żłobka, przedszkola, a tu wszędzie daleko. Postawili jednak na swoim.
(...) Sama budowa przeszła gładko i bez opóźnień. Mieli na szczęście solidną, sprawdzoną ekipę. Szybko się uwinęli. Schody zaczęły się w trakcie wykańczania. Wtedy właśnie wybuchła pandemia. Panika, wszystko poszło w górę. Nie tylko ceny materiałów, ale i robocizny. I oczywiście musiałem część prac wziąć na siebie. Jak dziecku nie pomóc? Kilka weekendów spędziłem na malowaniu, szpachlowaniu, układaniu terakoty, glazury. Najgorsze jednak było to, że dostali zadyszki finansowej. To przez raty kredytu. Przed covidem mieli miesięcznie prawie 5 tysięcy do spłaty, a jak inflacja poszybowała, to ponad 2 tysięcy więcej. A dom wciąż nie był do końca wykończony. Jakoś w końcu udało się im zamieszkać w tym wymarzonym domu. Nie wszystko było jeszcze na tip top, ale mieli już gdzie spać, gotować, myć się. A ja wciąż się zastanawiałem, jak oni sobie poradzą. Dla mnie to od początku była totalna porażka.
(...) Maciek ma na siódmą do pracy, zabiera Anię do przedszkola. Magda zaczyna o dziewiątej. Nie ma niestety prawa jazdy, dojeżdża kolejką. Na dworzec ma prawie pół godziny jazdy autobusem. Potem powrót. W zimie wstają jak jest ciemno, wracają, jak też jest ciemno. Na początku pomagaliśmy im. Jak wnuczka zachorowała, to żona siedziała tam przez kilka dni. Dobrze, że może zdalnie pracować. W lecie urządziła im częściow ogród. Kupiliśmy tzw. podwyższone grządki i Basia posiała im trochę warzyw, żeby wnuczka miała świeże. Ja zająłem się trawnikiem, zrobiłem obrzeża, żeby jakoś to wyglądało. Kupiłem też drewniany domek na balach ze zjeżdżalnią i piaskownicą. Co najmniej raz w miesiącu jesteśmy u nich i nie wiemy wtedy, w co ręce włożyć. Oni jak wracają po pracy, to w zasadzie jedzą jakiś obiad, posprzątają, trzeba zająć się zaraz Anią i zaraz jest wieczór. Padają zmęczeni do łóżka i niewiele mogą przy domu zrobić. Działka zarosła, w warzywniaku pełno chwastów, wiele roślin, która posadziła Basia już dawno uschło, bo zapomnieli podlać, a mój trawnik to obraz nędzy i rozpaczy. Nie dosyć, że rzadko koszony, to jest na nim pełno mchu, żółtych "placków" i wygląda to fatalnie.
(...) Finansowo im się na szczęście dobrze powodzi, raty nieco spadły, mogli pod tym względem odetchnąć. Ale sam dom ich przerósł. Nie mają ani czasu, ani sił, ani zapału, żeby się nim zająć. Przy takim trybie ich pracy, kiedy nie ma ich praktycznie przez cały dzień, to te 220 mkw., bo tyle ma ich dom, pełni jedynie funkcję sypialni. Już nie mówię o działce, która jest w opłakanym stanie. Maciek nigdy nie miał zamiłowania, żeby grzebać się w ziemi. Sam się do tego przyznał. Liczyłem z czasem, że jak już będzie miał ten swój kawałek ziemi, to może znajdzie satysfakcję w sadzeniu krzewów, własnego drzewka, koszeniu. A gdzie tam. Kilka razy wynajął jedynie domorosłego fachowca od ogrodów, ale to tego trzeba mieć serce, wiedzę. A ten niby ogrodnik narobił więcej szkód niż pożytku. Widzę, że i synowa nie daje rady z tym domem. Mieszkają niby już poza miastem, ale tam unosi się taki dziwny pył, że okna to w zasadzie trzeba myć co tydzień. Tak się brudzą. A w środku też im trudno utrzymać porządek przy małym dziecku.
(...) Ostatnio Maciek stwierdził, że myślą o przeprowadzce do Warszawy. Widzę, że są już zmęczeni tą sytuacją. Same dojazdy są dla uciążliwe, ale chyba się już nacieszyli domem i działką. Nawet Magda powiedziała, że czasami tęskni za tym, żeby po pracy siąść w fotelu z kawą w ręku i się zrelaksować. A tu ma wiecznie wyrzuty, że powinna coś w ogródku zrobić, umyć wreszcie podłogi na górze czy zająć się porządkowaniem garderoby. Wcześniej marzyli, że jak będą mieli dom, to od czasu do czasu rozpalą grilla, zrobią ognisko. I grill był. Na samym początku, jak go sam rozpaliłem. Od tamtej pory ani razu nie wyciągnęli go z garażu.
(...) Nie wiem, co im doradzić. Z jednej strony szkoda byłoby mi teraz tego domu. Sam włożyłem w niego sporo serca i pracy. Ania rośnie, ma tu gdzie się bawić, jest świeże powietrze, blisko las, jest gdzie pospacerować, wokół cisza, spokój. Z drugiej jednak strony po co im dom, na który nie mają czasu ani nie sprawia im radości? Przy sprzedaży zyskają, bo wezmą teraz za niego tyle, że wystarczy na spłatę kredytu i kupno jakiegoś nie za dużego apartamentu. Ale wtedy spełni się ich marzenie - żadnych grządek, koszenia, ciągłego sprzątania i uciążliwych dojazdów. I będzie czas na kawę.
W latach 2019-2022 z Warszawy wyjechało przeszło 180 tys. mieszkańców, z Wrocławia – blisko 49 tys. osób, a z Trójmiasta – około 27 tys. mieszkańców (kolejno: 10 proc., 7,2 proc. i 3,6 proc. ogółu ludności tych ośrodków według stanu z 2021 roku).
Gdzie przeprowadzają się mieszkańcy Warszawy?
Jeżeli chodzi o bliższe lokalizacje, mieszkańcy Warszawy i aglomeracji warszawskiej najczęściej migrowali do Grójca, Garwolina, Ciechanowa i Gostynina. W przypadku Grójca migranci stanowią ponad 10 proc. obecnych mieszkańców.
Źródło:
https://300gospodarka.pl/news/exodus-z-warszawy-zmeczeni-drozyzna-mieszkancy-wybieraja-mniejsze-miejscowosci