Rozmowa z Pawłem Kowalczykiem, z zawodu informatykiem z Warszawy, pasjonatem wędkarstwa, wielokrotnym medalistą mistrzostw okręgu lubelskiego w wędkarstwie spławikowym.
Nie ma pan skrupułów zabijać ryb? Ogłuszać, potem patroszyć?
- A kto panu powiedział, że ja je zabijam? Łapię i wypuszczam.
To po co pan łowi?
- Traktuję to jako hobby i sport, dlatego biorę udział w zawodach. Proszę jednak pamiętać, że łowienie i zjadanie ryb jest akceptowalne dla naszego gatunku.
Dużo wędkarzy wypuszcza złowione przez siebie ryby?
- Coraz więcej. I to nie tylko w Polsce. To ogólnoświatowa tendencja. Kiedyś, zwłaszcza w czasach PRL-u ryby w Polsce łowiono przede wszystkim po to, że było coś na obiad czy kolację. Dzisiaj bardziej hobbistycznie. Ma to dużo plusów, bo zwiększa się populacja ryb.
Mam kawałek kija, żyłkę, haczyk i robaka. Wystarczy, żebym coś złowił?
- Oczywiście. Widzę czasami nad wodą wędkarzy, którzy używają sprzętu sprzed pół wieku, często odziedziczonego po dziadkach. Mają z tego ogromną frajdę, chwalą się, jak coś złowią. Nie trzeba mieć od razu "wypasionego" sprzętu. Kiedyś jako wędka służyła gałąź z leszczyny.
Skąd u pana to zainteresowanie wędkarstwem?
- To tradycje rodzinne. Zarówno ojciec, jak i mój dziadek byli zapalonymi wędkarzami. Ojciec wiele razy wygrywał różnego rodzaju zawody i mnie do tego wciągnął.
Ile trzeba mieć pieniędzy na sprzęt?
- Już za kilkaset złotych kupimy najprostszy zestaw. Za jakieś 10 tysięcy złotych możemy sobie pozwolić na komplet markowych wędek, siedzisko, podest na regulowanych nogach, do tego wszystkie potrzebne akcesoria.
A jak zostać "legalnym" wędkarzem?
- Trzeba się zgłosić do koła Polskiego Związku Wędkarskiego, zdać egzamin i co roku płacić składkę 400-500 złotych. Wtedy możemy zupełnie legalnie łowić ryby na wodach publicznych zarządzanych przez PZW.
To wcale nie jest mała składka...
- Fakt, w tym roku była spora podwyżka.
O co pytają na egzaminie?
- Przede wszystkim o okresy ochronne dla ryb, jakie można łowić w zależności od ich rozmiarów i kwestie prawne.
Istnieje savoir-vivre wędkarzy?
- Podstawowa zasada to zero kłusownictwa oraz pozostawianie porządku po sobie na łowisku.
Największa ryba, którą pan złowił, to...
- Sandacz. Ważył dziewięć kilo, miał 89 centymetrów. A złowiłem go z dziadkiem wiele lat temu w Zalewie Zemborzyckim w Lublinie. Mój tata długo mi tego zazdrościł...
Uciekły panu kiedyś dżdżownice w mieszkaniu?
- Nie mogę odpowiedzieć, bo żona stoi obok.
Jaka ryba jest najsmaczniejsza pana zdaniem?
- Rzadko je jadam, bo jak mówiłem, najczęściej je wypuszczam, ale chyba sandacz. Tak jak dziadkowi. Też mu najbardziej smakował.
Znam osoby, które z przerażenia krzyczały w kuchni, patrosząc przez wigilią - nieżywego wydawałoby się - karpia. A ten nagle podskoczył na stole...
- To efekt skurczu mięśni. Słyszałem, że podobno węgorz potrafi podskoczyć jeszcze nawet smażony na patelni.
Każdy wędkarz ma swoje sekrety jeśli chodzi o zanętę. Z jakim najdziwniejszym jej składnikiem pan się spotkał?
- Z gołębimi odchodami.
Działa?
- Kluczowe jest pytanie, czy zanęta w ogóle działa? Moim zdaniem jest wiele czynników, które mają wpływ na to, czy połów się uda. To jest czasami loteria, czasem po prostu mamy do czynienia z wyjątkowym dniem. Każdy wędkarz ma swoje zdanie na ten temat. Ja osobiście nie kombinuję. Używam gotowej zanęty z marketu.
Czy ryby słyszą? Podczas łowienia każdy wędkarz nakazuje zachować ciszę.
- Nie słyszą, ale odbierają wibracje. Kiedyś na zawodach jeden z wędkarzy wjechał samochodem na wał i za głośno trzasnął drzwiami. Młode rybki, które były przy brzegu, od razu uciekły. Dlatego cisza podczas wędkowania jest jak najbardziej uzasadniona i wskazana.
Jakie jest marzenie każdego wędkarza?
- Chyba norweskie fiordy i połów łososia lub szczupaka w Szwecji. Ja traktuję wędkarstwo sportowo i dla mnie marzeniem jest reprezentowanie barw Polski w międzynarodowych zawodach.
Na czym polegają zawody w wędkarstwie spławikowym, w których pan startuje?
- Żeby w określonym czasie złowić jak najwięcej ryb. Chodzi o łączną wagę.
Pana rekord?
- Ponad dziesięć kilo przez cztery godziny.
Czy się różni wędkarz od myśliwego? I jeden i drugi przecież zabija...
- Wielu wędkarzy - jak mówiłem - zwraca rybom wolność. Daje im szanse przeżycia. Myśliwy strzela, żeby zabić.