Oto treść listu (fragmenty):
(...) Do remontu szykowałem się od lat. Mam duże mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta. Mieszkali w niej kiedyś moi dziadkowie. Po ich śmierci przeprowadziłem się. Jedyne, co przez ostatnie lata udało mi się zrobić w mieszkaniu, to wymiana instalacji elektrycznej. Zrobił mi to kolega. Nie wziął dużo, pracował popołudniami. Zrobił to jednak solidnie i nie wziął za dużo pieniędzy za robotę.
(...) Kamienica nie była ocieplona. W zimie nie było najcieplej. Ratował mnie zabytkowy kominek. Miał jednak otwarte palenisko. Drewno szybko się spalało. Postanowiłem zamontować wkład i obudować kominek kaflami. Nie była to tania inwestycja, ale zawsze podobały mi się takie kominki. Zacząłem szukać fachowców. Kolega z pracy polecił mi swojego znajomego. Mówił, że ma też uprawnienia kominiarskie i zna się na robocie. Umówiłem się z nim.
(...) Pan Edek okazał się miłym, gadatliwym i dowcipnym fachowcem. Wprawdzie umówiliśmy się w południe, ale zadzwonił i uprzedził się spóźni. Tyle dobrego.
Ale spóźnił się kilka godzin, bo był dopiero po południu
Obejrzał dokładnie kominek, pocmokał, coś tam pomierzył, powypisywał. Nie znam się zupełnie na budownictwie, remontach, zdałem się na niego. Kilka razy powtarzał, że takich kominków robił już dziesiątki. Obiecał, że kupi porządny wkład w dobrej cenie, bo ma w sklepie spore upusty. Ucieszyłem się, że nie będę musiał nic załatwiać. Od tego są przecież fachowcy. Cena za robociznę była bardzo przyzwoita. Pan Edek chciał o wiele taniej niż polecona firma w sklepie z kaflami . To było w poniedziałek. W środę miał zacząć prace. Mówił, że zajmie mu to maksymalnie dziesięć dni.
(...) I był w środę, tylko tydzień później niż się umawialiśmy. Już wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka ostrzegawcza, że z panem Edkiem będą same problemy. Zaczął jednak mnie przepraszać, że czekał na wkład, potem pomocnik mu zaniemógł, był przy tym tak przekonujący, że puściłem jego spóźnienie w niepamięć. W końcu to znajomy kolegi.
(...) Następnego dnia był już po siódmej - tak jak obiecał. Super. Najpierw kawka, papierosik, pogaduchy, jakieś kanapki i razem z dwoma młodymi pomocnikami zabrał się do roboty. Ja wtedy już pracowałem zdalnie, sam ustalałem, kiedy siadam do biurka. Zostawiłem ich samych, poszedłem na zakupy. Kiedy wróciłem, wkład był już praktycznie zamontowany, a pan Edek dumny. Stwierdził, że może się uda wszystko zrobić kilka dni przed ustalonym terminem. Przy okazji dodał, że musi dokupić jeszcze trochę materiałów i poprosił o zaliczkę. Dałem mu 1500 złotych. Za wkład już mu wcześniej oddałem.
Kolejne dwa dni wyglądały podobnie - ekipa zajęła się uszczelnianiem kominka, zaczęli już też układać kafle. Pierwsze dwa rzędy były już gotowe. Pan Edek dostał jeszcze kolejną zaliczkę - 1000 złotych. Tłumaczył, że samochód mu się popsuł i musi mieć dla mechanika. Uprzedził, że następnego dnia go nie będzie. Uczciwie przyznał, że równolegle mają jeszcze jedną robotę, którą muszą ukończyć. Dobrze, że nic nie kombinował. Doceniłem uczciwość.
(...) Wieczorem przyjechała żona. Była u swojej mamy na drugim końcu Polski, która akurat wyszła ze szpitala po operacji. Opiekowała się nią. Przed telefon codziennie jej mówiłem o postępie prac przy kominku. Ania miała zmysł plastyczny, wcześniej rozrysowała dokładnie, jak mają być ułożone kafle. Kiedy weszła do salonu, od razu powiedziała, że wszystko jest krzywo - i wkład i kafle. Ja tego nie zauważyłem. Ania zaczęła szukać poziomicy wśród narzędzi, które "fachowcy" zostawili. Okazało się, że oni w ogóle jej nie używali. Nie było jej wśród narzędzi. Następnego dnia pan Edek stwierdził, że wkład i te pierwsze rzędy kafli zrobili "na próbę". Zapewnił, że zaraz to poprawią i że na pewno będziemy zadowoleni.
(...) Kiedy wróciliśmy z pracy, ekipa nad czymś długo debatowała. Zobaczyłem, że mają poziomicę. Chyba prosto ze sklepu, bo wyglądała na zupełnie nową. Wkład stał równo, kafle poukładali na podłodze tak jak Ania rozrysowała na kartce, ale pan Edek przyznał, że muszą nieco zmodyfikować ułożenie kafli, bo "tak się nie robi, oni mają inną koncepcję". Ania stwierdziła, że ma być tak, jak ona zaplanowała. Wtedy z oporami zgodzili się.
(...) To był ostatni raz, kiedy widzieliśmy pana Edka.
Przez tydzień bezskutecznie dzwoniłem do niego. Telefon był wyłączony. Zero kontaktu
Próbowałem przez tego swojego kolegę. To samo. Po tygodniu przyjechał jego młody pomocnik. Widać było, że jest mu głupio. Zaczął mętnie tłumaczyć, że szef zachorował nagle, był w szpitalu, że czeka go operacja, a telefon wpadł mu gdzieś do wody i za kilka dni miał się do mnie odezwać. Chciał tylko zabrać narzędzia. Na początku nie chciałem mu ich wydać, ale w końcu pomyślałem, że nawet jak nie przyjdzie, to po co mi te wszystkie kielnie, młotki. Zabrał te narzędzia. Oczywiście nigdy już się nie odezwał.
(...) Nie to było jednak najgorsze. Ze straconą zaliczką już się jakoś pogodziłem. Okazało się, że nie dosyć, że mnie oszukał na tym wkładzie, bo można go było kupić taniej o kilkaset złotych, to wszystko, co zdołali zrobić, było od początku źle wykonane. Nie chodzi nawet o dokładność. Kiedy kolejny fachowiec pokazał mi, że pan Edek ze swoją ekipę uszczelniał rury zwykłą pianką izolacyjną i jakimiś pakułami, to włos na głowie mi się zjeżył. Gdybyśmy w tym kominku kiedykolwiek rozpalili ogień, to całe mieszkanie mogłoby pójść z dymem, a my zaczadzieć, bo w uszczelnieniu zostawili szparę, w którą można było wsadzić dłoń. Nie dosyć, że ta pianka zaczęłaby się palić, to w ogóle nie zaizolowali rury i dotykała do drewnianej belki stropu. (...)
(...) Kominek dokończył starszy pan, który fachu uczył się jeszcze od swojego dziadka. Musiał wszystko rozebrać, od nowa wymurować, zaizolować. Zajęło mu to dwa tygodnie. W sumie robocizna wyszła nam trzy razy tyle, niż miała kosztować u pana Edka.
(...) W tym roku planuję remont łazienki. Był już jeden fachowiec. Stwierdził, że może zacząć za miesiąc. I chciał już teraz zaliczkę. Podziękowałem. Już pan Edzio wziął zaliczkę....
Jakie macie doświadczenie z fachowcami od remontów i napraw? Podzielcie się swoimi opiniami. Piszcie -redakcja@facetxl.pl