Michał i Ola nie tak wyobrażali sobie swoją przyszłość. Jeszcze kilka lat temu wydawało się im, że ich sytuacja finansowa jest w miarę stabilna. Starczało im na ratę kredytu hipotecznego, kupili pięcioletni samochód, jeździli z dziećmi na wczasy. To się zmieniło. Na wiele rzeczy ich teraz po prostu nie stać. Z wielu musieli też zrezygnować.
- Obydwoje pracujemy, mamy dwójkę nastoletnich dzieci, a nie stać nas nawet na to, żeby raz na jakiś czas pójść np. do teatru – mówi Michał.
- Dzieci chciały niedawno, żebyśmy zabrali je na weekend w góry, najlepiej do Zakopanego. Chciały obejrzeć skoki narciarskie. Policzyłem, że wydalibyśmy mniej więcej 3 tys. zł. Niewiele mniej od raty kredytu. Nie stać nas na to.
Są małżeństwem od 15 lat. W tym roku obchodzili rocznicę.
- Jak na nas, to zaszaleliśmy w ten dzień – mówi Michał z przekąsem. - Poszliśmy do włoskiej restauracji. Po raz pierwszy od wielu miesięcy. Z tą kolacją to i tak czekaliśmy aż najpierw przyjdzie rachunek za gaz. Na szczęście nie przekroczył 1000 zł – bo tak założyliśmy – i mogliśmy skromnie świętować naszą rocznicę ślubu. Było też po lampce wina. W domu mieliśmy jeszcze schłodzoną butelkę. Szkoda nam było pieniędzy na alkohol w restauracji. Tam butelka białego wina kosztowała 60 zł. A my mieliśmy w lodówce ze sklepu za 19,99...
Rata kredytu wzrosła im prawie dwukrotnie. Teraz płacą 2800. Jak dojdą rachunki za prąd, gaz, wodę, internet, to z jego pensji niewiele zostanie.
- Pracuję w prywatnej hurtowni – mówi Michał. - Rozwożę towar po sklepach. Mam co miesiąc ok. 5 tys. zł.
Ola z kolei pracuje w sklepie. Zarabia niecałe 3,5 tys. zł.
- To jest chore, żeby w wieku 40 lat nie stać nas było na normalne życie – żali się Michał. - Harujemy, bierzemy nadgodziny, a na zakupach zastanawiamy się, czy brać mineralną za 2,20, bo są też tańsze wody.
Kiedy podrożało paliwo, sprzedali swoje audi. Nie stać ich było na jego utrzymanie. Zamienili go na mniejszego, oszczędnego fiata.
- Już nie pamiętam, kiedy kupiłem sobie jakieś nowe ciuchy w sklepie – mówi Michał. - Ola najczęściej jeździ do ciuchlandów i za grosze kupuje ubrania – głównie dla chłopaków. Na początku się buntowali, ale jak udało jej się kiedyś kupić dla nich jakieś markowe, zupełnie nowe koszule i bluzy, to już od tej pory nie marudzą.
W domu próbują oszczędzać na czym się da. Michał zmienił nawet abonament telewizji satelitarnej na najtańszy
- To raptem czterdzieści złotych mniej, ale zawsze to jakaś oszczędność – mówi. - Nie zapalamy już nawet w nocy światła na zewnątrz. Szkoda prądu. Żarówki już dawno mam w całym domu ledowe. Nawet koła w samochodzie sam zmieniłem przed zimą. Szkoda mi było 60 złotych za wymianę.
Zakupy najczęściej robi Ola. Dzień wcześniej przegląda gazetki promocyjne różnych sklepów i jedzie z gotową listą zakupów. Wie, gdzie są najtańsze wody albo mięso danego dnia.
- Wszystko tak podrożało, że kiedyś za 100 zł można było mieć pełną siatkę zakupów, teraz nawet jajka są drogie – dodaje.
Najgorsze są „kumulacje”, kiedy w jednym miesiącu trzeba zapłacić rachunek za gaz, w tym samym czasie za prąd, a na dodatek kończy się ubezpieczenie samochodu.
- Wtedy jest naprawdę gimnastyka – tłumaczy Michał. - W ubiegłym roku mieliśmy takiego pecha, że w ciągu dwóch miesięcy zepsuł się i telewizor i pralka
Nie opłacało się tego naprawiać. Na pralkę mieliśmy jeszcze pieniądze ze sprzedaży samochodu, ale na telewizor już zabrakło. Pożyczyłem od brata. Na kredyt nie mogliśmy wziąć, bo nie mamy już zdolności kredytowej. Nawet gdyby była taka możliwość, to nie chcielibyśmy już kolejnych rat.
Michał myślał już o zmianie pracy.
- W naszym mieście nie jest to takie proste – mówi. - Mogłem pójść do innej firmy, kolega mnie namawiał, zarabiałbym więcej, ale dowiedziałem się, że mają tam jakieś problemy finansowe. Nie chciałem ryzykować, bo mogłoby się okazać, że za jakiś czas byłbym w ogóle bez pracy. Wtedy to już byłaby tragedia.
Podobnie Ola. Zarabia marnie, ale pracuje w sklepie, który daje jej stabilizację. Raczej nie splajtuje jak inne w okolicy.
- Do wszystkiego dochodziliśmy z żoną sami – podkreśla Michał. - Nikt nam nie pomagał. Oli rodzice już nie żyją, ja mam tylko mamę. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu po jej rodzicach, potem trafił się okazyjnie dom do kupienia z dużą działką. Nie mieliśmy oszczędności. Zaciągnęliśmy kredyt na jego kupno. Potem dobraliśmy jeszcze na remont, bo to był dość stary budynek. Udało się dobudować piętro, wymienić dach.
Początkowo nie mieli żadnych problemów z płaceniem rat. Odczuli je dopiero wtedy kiedy zaczęła się wojna na Ukrainie
- Z przerażeniem patrzyliśmy jak rośnie oprocentowanie kredytów – mówi Michał. - Po kolejnej podwyżce zacząłem brać leki uspokajające. Miałem już czarne myśli. Pocieszałem się, że takich ja my, są w Polsce miliony. Musi gdzieś być granica tego oprocentowania. Ale jak wszystko zaczęło w końcu drożeć na potęgę, to zacząłem już myśleć o wyjeździe za granicę do pracy. Kierowców wszędzie potrzebują.
Na to nie zgodziła się Ola. - Nie chcę męża na odległość – powiedziała. - Dopóki dajemy radę, to nie ma co się poddawać. Chłopaki chcą też mieć ojca na co dzień w domu
Największy kryzys przeżył, kiedy jego serdeczny kolega z pracy ogłosił swój dom na sprzedaż. Niedawno go wykończył. Był z niego niesamowicie dumny. Byli u niego z Olą na „parapetówce”.
- Dużo rzeczy zrobił sam. Razem z żoną urządzili wspaniały ogród. Było co zazdrościć. Wzięli na niego jednak spory kredyt. Kiedy się wprowadzili, jego żona zachorowała na stwardnienie rozsiane. Dramat. Straciła pracę. On zarabiał tyle co ja. Leczenie, prywatne wizyty, rehabilitacja - to wszystko dużo kosztuje. Nie dali rady spłacać kredytu, brakowało im na bieżące rachunki. Nie chcieli brnąć w długi, stąd ta decyzja o sprzedaży.
Michał z Olą nie dopuszczają myśli, że znajdą się kiedyś pod ścianą i zaczną zalegać z ratami za dom
- Czasami się łapię na tym, że taka sytuacja jest przecież możliwa, ale zaraz mnie Ola ochrzania, żebym wziął się w garść – mówi. - To mi pomaga. Jest na pewno silniejsza ode mnie. Zawsze powtarza, że robimy to też dla naszych chłopaków. Skoro my nie mieliśmy łatwego startu w dorosłe życie, to niech oni chociaż coś mają w przyszłości. Najgorsze jest to, że nie oczekujemy cudów. Uczciwie, ciężko pracujemy od rana do nocy. Wychowujemy dwójkę wspaniałych dzieci. Nigdy niczego nie ukradłem, nie piję w zasadzie alkoholu, palenie rzuciłem po kolejnej podwyżce papierosów. Skończyłem już 40 lat, powinienem już w tym wieku cieszyć się z tego, czego już się dorobiłem, a ja wciąż kombinuję, gdzie dziś kupić tańsze jajka, bo w tym najbliższym sklepie są po 10 zł.