Za miesiąc będzie obchodzić swoje 57 urodziny. Ewa, jego żona jest o dwa lata od niego młodsza. Dorota, dla której na wiele miesięcy stracił zupełnie głowę, mogłaby być jego córką. Urodziła się dokładnie w tym roku, kiedy żenił się z Ewą.
Wiktor jest znanym w mieście stomatologiem. Znanym i cieszącym się dobrą opinią. Pacjenci chwalili go przede wszystkim za życzliwe podejście do każdego. Potrafił tak zagadać najmłodszych, że nie histeryzowali na fotelu dentystycznym.
Dorota była jedną z jego wielu pacjentek. Ale wyjątkową
- Pamiętam, kiedy po raz pierwszy przyszła do mojego gabinetu – mówi stomatolog. - Była ostatnia tego dnia pacjentką. Miała niewielki ubytek w zębie. Prosta robota. Była jednak strasznie spięta. Zanim zająłem się jej zębem, zabawiałem ją rozmową. Bardzo sympatyczna, młoda osóbka. Do tego ładna. To było w lecie. Miała na sobie modne dżinsy z dziurami i luźny T-Shirt. Do tego delikatny makijaż. Wysoka, bardzo zgrabna. Trudno było oderwać od niej wzrok.
Kiedy skończył, jego pacjentka spytała o wolny termin na wybielanie zębów. Umówili się za dwa tygodnie. Spotkali się jednak wcześniej…
- To był zupełny przypadek – mówi Wiktor. - Kilka dni później jechałem na tenis. To moje hobby. Po drodze było oberwanie chmury. Stałem w korku. Nagle zobaczyłem tę moją pacjentkę. Stała pod drzewem. Lało jak z cebra. Była i tak już zupełnie mokra.
Lekarz zachował się jak dżentelmen. Uchylił szybę. Poznała go. Szybko wskoczyła na przednie siedzenie.
- Z tymi mokrymi włosami i w mokrej koszulce wyglądała zjawiskowo – mówi Wiktor. - Okazało się, że mieszka niedaleko kortów. Włączyłem ogrzewanie, żeby się trochę wysuszyła i nie przeziębiła. W korku staliśmy bardzo długo, bo zalało tunel. Nie można też było się cofnąć, bo to akurat była droga jednokierunkowa.
Stojąc wśród innych aut dowiedział się, że Dorota skończyła historię sztuki. Zajmuje się renowacją starych obrazów. Nie krył zaskoczenia, kiedy zdradziła, że zna się na stolarce, potrafi naprawiać uszkodzone meble, a na dodatek interesuje się motoryzacją. W szkole średniej i na studiach trenowała także lekką atletykę – biegi na średnich dystansach.
- Z każdą minutą rozmowy coraz bardziej mnie fascynowała - dodaje Wiktor. - Była wulkanem energii. Wynajmowała mieszkanie, nie chciała być przy rodzicach. Bardzo szybko się usamodzielniła. Już na studiach wyjeżdżała do pracy w Niemczech i Norwegii, gdzie – jak mi powiedziała – nauczyła się nawet jeździć traktorem. Jej marzeniem było przejechanie Stanów ze wschodu na zachód za kierownicą ogromnej, amerykańskiej ciężarówki. Była niesamowita.
W końcu dotarli na miejsce, poprosiła, żeby ją wysadził przy sklepie. Miała jeszcze zrobić zakupy.
Na koniec posłała mu taki pożegnalny uśmiech, że aż poczuł dreszcze na skórze.
Wiktor był atrakcyjnym mężczyzną. Mógł się podobać kobietom. Nie wyglądał na swój wiek. Jedyne, co można mu było zarzucić to lekką nadwagę. Przytyło mu się w ciągu ostatniego roku. Za mało ruchu. Stąd pomysł, żeby znów wrócić do tenisa.
Należał do elity miasta. Gabinet przynosił duże zyski. Ewa, żona Wiktora była architektem. Szybko się dorobili po ślubie. Fakt, że było to kosztem ich życia prywatnego. Ewa już po ośmiu miesiącach po urodzeniu Tymka wróciła do pracy.
- Zdarzało się, że przyjmowałem pacjentów – jeśli była taka konieczność - nawet w niedziele – przyznaje Wiktor. - Wpadliśmy z Ewą w taki wir pracy, że na nic innego nie było czasu.
Wolne mieli dwa razy w roku – w lecie jeździli z synem gdzieś na południe, gdzie jest ciepło. All inclusive. W zimie obowiązkowo na narty. Najczęściej do Austrii. Nie potrafili jednak wypoczywać. Ewa ciągle chodziła z telefonem, bo akurat trzeba było nanieść jakieś poprawki na projekcie, albo dzwonił niecierpliwy inwestor chcąc coś uzgodnić.
Mieli duży, komfortowo urządzony dom z pięknym ogrodem. Tymek chodził do prywatnych szkół, skończył studia medyczne, został ginekologiem. Znakomicie sobie radził. Raz w miesiącu latał nawet do Wiednia do prywatnej kliniki, gdzie miał też swoich pacjentów. Na co dzień przyjmował ich u siebie.
Małżeństwo Wiktora było poprawne. Okres wielkiej namiętności, który i tak trwał dosyć krótko – mieli już za sobą
Ewa powoli już myślami była przy zasłużonej emeryturze. Była już zmęczona pracą. Mieli z Wiktorem różne zainteresowania, ale wspólnych – w zasadzie wcale.
Przystojny stomatolog spotkał się wkrótce ponownie ze swoją pacjentką, która wywarła na nim aż tak duże wrażenie.
- Na wizytę przyszła w prezentem za podwózkę – mówi Wiktor. - Dała mi niewielką akwarelę. Sama ją narysowała. Bardzo mi się spodobał ten rysunek – przedstawiał burzę i zmokniętą dziewczynkę, która schroniła się przed deszczem. Takie nawiązanie do naszego spotkania.
Nie była ostatnią tego dnia pacjentką. W poczekalni były jeszcze dwie osoby. Nie mógł jej poświęcić tyle czasu, ile chciał.
- Podobała mi się – mówi. - Czułem, że ja jej również. Tak było już za pierwszym razem. Na kolejną wizytę umówiłem ją za tydzień.
W tym czasie Ewa wyjechała służbowo. Mieli jakieś projekt w Niemczech. Miała wrócić za tydzień.
- Wieczorem zadzwoniła Dorota – mówi. - Od razu poznałem po głosie. Może to śmiesznie zabrzmi, ale jak posłyszałem jej głos, to zrobiło mi się jakoś tak ciepło na sercu. Stary, już prawie 60-letni facet wzdycha do takiej „młódki”.
Dorota chciała przełożyć wizytę. Musiała wyjechać do koleżanki w pilnej sprawie.
- Umówiliśmy się na dzień wcześniej – mówi Wiktor. - Ucieszyła się, spytała jeszcze o psa, bo przy poprzedniej wizycie powiedziałem jej, że nasz wilczur ostatnio miał problemy z uszami, a ona uwielbiała psy. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł, żeby ją zaprosić do siebie. Nie chodziło o psa. Przypomniałem sobie, że mamy w domu stary obraz, w których uszkodzona była rama. Spytałem ją, czy zgodziłaby się go obejrzeć i ewentualnie spróbować naprawić. Zgodziła się bez wahania.
Po umówionej wizycie w gabinecie pojechali do domu Wiktora
Nie było jeszcze zbyt późno. Bary, wilczur powitał ją jak domownika. Łasił się jak szczeniak. Dorota od razu się w nim zakochała. Z wzajemnością.
- Dom zrobił na niej duże wrażenie - mówi. - Zaproponowałem drinka. Nie oponowała. W pewnym momencie zwróciłem się do niej z rozpędu po imieniu. I zaproponowałem, żebyśmy przeszli na ty. Zrobiła to z naturalną swobodą. Po drugim drinku poszliśmy do salonu. Tam wisiał ten obraz.
Dorota uważnie oglądała stare płótno. Wiktor stał tuż za nią. Czuł jej ciepło i zapach perfum. Zderzyli się głowami, kiedy w tym samym momencie nachylili się, żeby przyjrzeć się ramie.
- Zaśmieliśmy się, a ona na moment położyła głowę na moim ramieniu – kontynuuje Wiktor. - To był impuls. Pocałowałem ją we włosy. Przytuliła się. Straciłem głowę. Chciałem odstawić kieliszek, ale nie trafiłem na stół. Upadł na podłogę. Przyciągnąłem ją do siebie. Zaczęliśmy się całować. Sięgnęła do moich spodni. Po chwili byliśmy już w łóżku. Nasze ubrania były porozrzucane po całym salonie. Z Dorotą przeżyłem taki seks, o jakim dotychczas nie miałem zielonego pojęcia. Wyszła po północy. Wróciła do domu taksówką.
To był drugi raz, kiedy zdradził żonę. Pierwszy był wiele lat temu na szkoleniu
Pojechał tam na zaproszenie jednej z firm medycznych. Poznał tam koleżankę po fachu. Obydwoje za dużo wypili. Szybko o tym zapomniał.
- Z Dorotą było inaczej – mówi. - Po tej nocy zgłupiałem dla niej. Nie chciałem dzwonić zaraz następnego dnia, wiedziałem, że jest u tej koleżanki, nie chciałem jej zawracać głowy.
Kilka dni później wróciła Ewa.
- Kiedy wieczorem jedliśmy kolację, to uważnie się jej przyjrzałem – mówi Wiktor. - Widać już było, że lata zrobiły swoje. Miała zawsze skłonności do tycia, ciągle była na jakiejś nowej diecie, ale trzymanie wagi przychodziło jej z oporem. Sypialiśmy ze sobą, ale to raczej z obowiązku niż namiętności.
O Dorocie myślał niemal codziennie. Wracał myślami do tego wieczoru, kiedy tak podziałała na wszystkie jego zmysły
- Ona sama zadzwoniła - mówi. - Powiedziała, że już wróciła i zaprasza do siebie. Zabrzmiało to tak naturalnie, jakbyśmy od dawna byli ze sobą. Podała dokładny adres. I na koniec „pa, czekam”.
Nie musiał się tłumaczyć przez Ewą z późniejszych powrotów z pracy. Była przyzwyczajona, że zdarzają się u niego pacjenci nawet o północy.
Nie mógł się doczekać spotkania z Dorotą. Mieszkanie było duże, na ostatnim piętrze, z ogromnym tarasem. I widok zapierający dech w piersiach.
Wiktorowi jednak zupełnie inny widok zaparł dech w piersiach. Dorota stała w drzwiach w samym szlafroku. Prześwitującym. Nie bawiła się w ceregiele. Od razu zaciągnęła go do łóżka. Kolacja była później.
Od tej pory spotykali się przynajmniej raz w tygodniu. Dorota sprawiła, że Karol poczuł się znów jak trzydziestolatek. Wróciła mu chęć do działania, stał się bardziej wesoły, nie myślał tylko o pracy.
- Dorota nigdy nie mówiła, że chce być ze mną na stałe – dodaje Wiktor. - O przyszłości w ogóle nie rozmawialiśmy. Spotykaliśmy się, było nam dobrze i tyle. Nie sądziłem jednak, że się zakocham.
Tak się jednak stało. 59-latek stracił głowę dla Doroty. Zupełnie.
- Ewa się dowiedziała o moim romansie – mówi. - Koleżanka z pracy jej powiedziała. Okazało się, że mieszka w sąsiedniej klatce. Kilka razy mnie zauważyła pod blokiem. A jak zobaczyła, że całuję Dorotę, to wszystko wypaplała mojej żonie.
Ewa nie zrobiła mu karczemnej awantury. Zawsze była wyrozumiała. Kazała mu wybierać. Dom albo kochanka. Wybrał to drugie.
- Wyprowadziłem się do Doroty – mówi. - Na początku była zaskoczona, ale potem stwierdziła, że może to i lepiej, że przestaną się ukrywać.
Przez pierwszy miesiąc było wspaniale. Kiedy wracał z pracy, czekała na niego wykwintna kolacja, najczęściej cos z kuchni śródziemnomorskiej. To Dorota lubiła najbardziej. On z kolei zamiast spaghetti wolał jej wspaniałe ciało. Jędrne, pachnące i młode.
O nowej partnerce wiedzieli już wszyscy jego znajomi. Nikt nie komentował jego decyzji. Poza najlepszym przyjacielem Wiktora. - Głupi jesteś i tyle – powiedział Adaś. - Za kilka lat będziesz starym dziadkiem i cię pogoni, zobaczysz.
Z Dorotą byli razem siedem tygodni
Przyjaciel Wiktora miał rację. Któregoś wieczoru Dorota – przy kolacji – była nieswoja. Od kilku dni czuł instynktownie, że coś się wydarzyło. W końcu powiedziała, że owszem, jest wspaniałym mężczyzną, czułym, opiekuńczym, że mu wiele zawdzięcza, ale
„Nie gniewaj się Wiktorku, nie chcę cię oszukiwać, ale musimy się rozstać. Mam nadzieję, że będziemy dla siebie nadal przyjaciółmi”.
Okazało się, że Dorota po raz drugi w życiu zakochała się w swoim byłym chłopaku. Właśnie wrócił z Anglii na stałe. Kiedy zadzwonił do niej, serce jej mocniej zabiło. Chyba go jednak nigdy nie przestała kochać.
- To był jeden z najgorszych dni w moim życiu – kończy Wiktor. - Wróciłem do Ewy. Nawet się nie zdziwiła. Nie słuchała moich wyjaśnień, przeprosin. Stwierdziła, żebym się już nie kompromitował więcej. I tak jestem żałosny – stwierdziła.
Są razem. Wiktor wciąż przyjmuje do późna pacjentów. Z Ewą widują się dopiero późnym wieczorem. Czasami czeka na niego kolacja. Ale nie taka wykwintna jak u Doroty. Wczoraj, kiedy wrócił późno, żona już spała. W kuchni na stole znalazł kartkę „Odgrzej sobie bigos”.