Nasz bohater ma 52 lata. W liście do redakcji facetxl napisał, że wszystko zaczęło się tuż przed świętami.
(…) Kiedyś mieliśmy psa, ale jak się przeprowadziliśmy, to został u rodziców Ani, czyli moich teściów. Obydwoje uwielbiamy zwierzęta, ale do tej pory nie mieliśmy ani czasu, ani warunków, żeby trzymać czworonoga. Wychodziliśmy rano do pracy, wracaliśmy często nawet późnym wieczorem, szkoda by było, żeby psina sama siedziała w domu. (…)
(…) Żona, trzy lata temu, w czasie pandemii zaczęła zdalnie pracować. Jest analitykiem finansowym. Nie potrzebuje biura. Jak już pandemia w zasadzie skończyła się, to w firmie uznali, że część pracowników pozostanie przy pracy zdalnej, w tym Ania. (…)
Żonie Michała bardzo odpowiadał tej system pracy, jemu zresztą tam samo.
Miała czas i na pracę i na ugotowanie obiadu
Ona sama stwierdziła, że w domu pracuje się jej o wiele efektywniej niż w biurze, bo nie ma możliwości pogaduszek, wypicia kolejnej kawy i rozmów ze współpracownikami.
Zaczynała pracę, kiedy Michał wychodził do swojej. Wtedy „odpalała” komputer i piła pierwszą kawę.
(…) Pod koniec listopada mieliśmy gości – pisze w liście Michał. - Jej najbliższa przyjaciółka z mężem. Znamy się już kilkadziesiąt lat.
To ona zaczęła temat o psach. Sami mają beagla i fioła na jego punkcie
Zaczęła opowiadać o wizycie w schronisku dla psów. Już nie pamiętam, po co tam pojechała, bo poszedłem wtedy robić kawę. Jak wróciłem z kuchni, to akurat pokazywała zdjęcia psów w klatkach. Niektóre wyglądały rzeczywiście jak siedem nieszczęść, było też sporo szczeniaków. Ania o mało się nie rozpłakała, jak zobaczyła takiego jednego słodziaka w metalowym kojcu z kratami. (…)
- Może byśmy przygarnęli tę bidulę – spytała, patrząc na mnie prosząco.
(…) Zacząłem jej tłumaczyć, że to jednak obowiązek, że często wyjeżdżamy w wakacje i z psiakiem byłby problem. Wiedziałem jednak, że postawi na swoim. Cała Ania. Jak się uprze, to nie ma zmiłuj. (…) Przed świętami często dzwoniła to tej swojej przyjaciółki. Wychodziła wtedy z pokoju, rozmawiała w sypialni albo w kuchni. (...)
Dwa tygodnie później Michał wrócił troche później z pracy. Kiedy otowrzyl drzwi, posłyszał oczywiście szczekanie.
(…) Od razu wiedziałem, że mamy nowego lokatora. Kilkumiesięczny kundel, podobny do krzyżówki spaniela, beagla i jeszcze kilku innych ras najpierw mnie obszczekał, po czym warcząc, zaczął ciągnąć za nogawkę. Był od razu bojowo do mnie nastawiony. Kiedy go podniosłem, obsikał mnie. Jak to szczeniak. Miał już imię. Ania mi go przedstawiła:
- Poznajcie się. To jest Pajda. Pajda, to jest pan.
( …) Nie gniewałem się na Anię. Wiedziałem, że jak już jej wtedy oczy rozbłysły, to pojedzie do tego schroniska.(…)
Pajda już pierwszej nocy pokazała, że nie zamierza być potulną bidulką ze schroniska. Wprawdzie Ania – w tajemnicy przed Michałem – kupiła wcześniej kojec, ale Pajda nawet na niego nie spojrzała.
(…) Kiedy leżeliśmy już w łóżku, to stanęła przy nim – po mojej stronie – i zaczęła głośno szczekać. Potem próbowała wskoczyć do łóżka. Raz za razem spadała. Było dla niej za wysoko. Wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem do kojca. Magda wydała na niego kupę kasy, miał nawet wyszyte jej imię. Na zamówienie. Włożyłem ją do środka. Kojec był wyściełany jakimś atłasem czy jedwabiem, bo był bardzo przyjemny w dotyku. Bardziej niż nasza pościel. Do tego różowiutkie kolorki, falbanki, wstążeczki. Po prostu luksus. Pajda to olała. Dosłownie.
Obsikała szybko brzeg kojca i biegiem ruszyła w stronę łózka
Ale tym razem wiedziała, gdzie może liczyć na litość. Ania oczywiście położyła ją obok siebie. Pajda wyglądała na przeszczęśliwą. Usnęła przytulona do żony. Wiedziałem, że to będzie początek naszych problemów łóżkowych.(…)
(...)Przez kolejne noce walczyła o moją poduszkę i miejsce na niej. Najpierw leżała w nogach, potem bliżej Ani. Kiedy tyko wyszedłem jeszcze do toalety, to zajęła mi oczywiście poduszkę. I za skarby nie chciała zmienić pozycji. Warczała, szczekała, jakby chciała mnie ugryźć. W końcu machnąłem ręką. Wziąłem drugą poduszkę.
Ania była zachwycona.
(…) Ależ ona potrafi walczyć o swoje – mówiła. - Nie da sobie w kaszę dmuchać. (…)
Tak było. Kiedy pogryzła pilota od telewizora, nie wytrzymał. Nakrzyczał na nią. Pajda po raz pierwszy zobaczyła i usłyszała złość swojego pana. To było coś nowego dla niej.
(…) Podkuliła najpierw ogon, potem przechyliła łepek w prawo, potem w lewo, a kiedy skończyłem, wybiegła do przedpokoju. Dłuższy czas jej nie było. Myślałem, że chce może na dwór. A ta menda obsikała mi w tym czasie buty – pisze nasz bohater. - To była jej zemsta.
Ania świata nie widziała poza Pajdą. Michał był przekonany, że jak go nie ma w domu, to żona rozmawia z nią o pracy, książkach, obejrzanych filmach
(…) Wiem, że wiele osób tak robi, nie jest to nic nadzwyczajnego, ale Ania częściej wieczorami - jak już byłem w domu - rozmawiała z Pajdą jak ze mną. Śmiałem się, że nedługo zacznie jej opowiadać bajki na dobranoc. Kiedyś żona sama się przyłapała na tym, że jak przełączała kanały w telewizorze, to akurat była jakaś bajka i zaczęła wołać Pajdę na oglądanie. Razem mieliśmy niezły ubaw.
(…) Ania wieczorami ciągle siedzi w internecie i zamawia różne rzeczy dla tego sierściucha. Zapomniałem dodać, że Pajda ma długą sierść. Jest wszędzie. W łóżku, na dywanie, w kuchni, w toalecie. Żona kupiła nawet specjalną szczotkę do wyczesywania sierści, ale i tak jest wszędzie pełno kłaków. Nawet odkurzacz się „zbuntował” i worek na śmieci trzeba wymieniać raz na dwa tygodnie, a nie jak kiedyś raz na miesiąc.(…)
Ania ma też swojego nowego guru. To nasz osiedlowy weterynarz
Byłem kiedyś w tej lecznicy. Ania mnie prosiła. Żeby Pajda czuła się pewniej. Taka z żony psia psycholożka. Poszedłem. Jakieś tam szczepienia. Ania chciała jeszcze coś na kleszcze. Lekarz zaproponował najnowszą obróżkę za jakieś 150 zł. Do tego witaminki, jakieś suplementy diety, Ania chciała coś do czyszczenia zębów, uszu. Lecznica była połączona ze sklepem, gdzie pewnie na zamówienie można było kupić smartwatcha dla czworonogów. (…)
(…) Wyszliśmy z torbą pełną zakupów, Pajdą naszpikowaną zastrzykami za 350 zł. W sumie wyszło prawie 700 zł. Obie moje „panie” było wniebowzięte. Potem do mięsnego. Po świeżutką cielęcinkę. No bo przecież Pajdeczka normalnej karmy czy podrobów do pyska nawet nie weźmie. Jak jej jedzenie nie pasuje, to strzela focha jak dama. Tylko czekam dnia, kiedy usłyszę od żony, że mogę zjeść zupkę po Pajduni, bo jej akurat ten krupniczek nie podchodzi. (…)
(…) To nie jest tak, że jej nie trawię. Pajda jest fajna, wesoła, jak członek rodziny, ale Ania trochę przegina. Nakupowała do tego fatałaszki dla niej, jakby było zimno. O to się posprzeczaliśmy. Mówiłem jej, że to wbrew naturze i że psy całe życie chodziły bez jakiś sweterków czy pelerynek i jakoś sobie radziły. (…)
Niektórzy właściciele psów gotowi wydać majątek dla swoich pupili
(…) Dzięki temu, że czasami wychodzę z Pajdą na spacery, to poznałem też wielu właścicieli psów – pisze Michał. - Czasem mam wrażenie, że niektórzy z nich już całkiem stracili rozsądek. (…) Pajda lubi się bawić z taki dziwnym psem, rasy nie mogę zapamiętać, ale jego właścicielka, starsza pani, była nauczycielka, przyznała, że kosztował coś ok. 7 tys. zł. Jak widzę jej Klarusię, to nie wiem czy to pies czy jakaś pluszowa zabawka. Przed świętami chodziła ta psina ubrana w różne świąteczne gadżety – sweterek w reniferki, zamiast obróżki – opaska z materiału z kokardką, raz nawet przyczepiła jej jakieś różki, że to niby też jakiś reniferek. Mówiła, że ma też dzwoneczki, ale Klarusia ich nie lubi. Wcale się nie dziwię. Ciekawe, czy ona by chciała chodzić z dzwoneczkami, jak alepejskie krówki. Tak z ciekawości spytałem, ile ten sweterek w reniferki – podkreśliłem, że piękny – kosztował. Okazało się, że był droższy od mojego. Dała za niego prawie 300 zł.
Jak opoqwiedzialem o tym Ani, to okazało się, że zamiast popukać się w czoło, to szczegółowo zaczęła mnie wypytywać o ten sweterek. Tylko patrzeć, jak go sobie wygoogla...