Adaś zawsze był delikatnym chłopcem. Od dziecka. Delikatnym i niezwykle wrażliwym.
- Pamiętam, że kiedyś na wsi przypadkowo zobaczył, jak jego babcia zabija kurę – mówi Jan, ojciec Adasia. - Przybiegł do domu z płaczem. Błagał mnie, żeby ratować kurę, że może trzeba do weterynarza. Długo musiałem go uspokajać. Do babci miał ogromny żal. Nie chciał się nawet z nią pożegnać przy wyjeździe. A rosołu nie je do dzisiaj.
Adaś urodził się w 1983 roku. Jego ojciec się śmieje, że syn był prezentem urodzinowym.
- Przyszedł na świat w moje 30 urodziny – mówi Jan. - Iza, moja żona dość długo nie mogła zajść w ciążę, ale w końcu się udało. Zawsze chciałem mieć syna. To było spełnienie moich marzeń.
Jan przez wiele lat nosił zdjęcia syna w portfelu. Wszystkim pokazywał, podkreślając jaki jest ładny i mądry
W przedszkolu Adaś więcej chorował niż do niego chodził. Iza w końcu miała dość ciągłych infekcji, chodzenia po lekarzach i przychodniach. Jan bardzo dobrze zarabiał. Był dyrektorem dużej, państwowej firmy. Iza nie musiała pracować. Została w domu z synem.
- Adaś rzeczywiście przestał chorować, ale jak poszedł do szkoły, to znów było to samo – mówi Jan. - Nie był odporny. Chorował chyba na wszystkie możliwe dziecięce choroby.
Uczył się bardzo dobrze. Nauczyciele chwalili go za dociekliwość i staranność.
- Pisał najładniej w klasie – podkreśla ojciec. - Bardzo szybko nauczył się też czytać. Nie sylabizował, dużo ślęczał w książkach. Nigdy nie mieliśmy z nim najmniejszych kłopotów. Kiedy już był większy i samodzielny, to jak mówił, że wróci na kolację o 19, to punktualnie o tej porze otwierał już drzwi. Dotrzymywał słowa. Sąsiedzi nie mogli się nadziwić, że już jako kilkulatek kłania się wszystkim. Sąsiadka do dzisiaj wspomina, jak podszedł do niej i spytał, czy może jej pomóc nieść zakupy. A miał wtedy może z 10 lat.
Nie ciągnęło go niestety do sportu. Jan to bardzo przeżył
- Sam wiele lat grałem w piłkę nożną – mówi. - Do dzisiaj uważam, że nie ma lepszej metody wychowawczej od sportu. Nie chodzi tylko o sprawność fizyczną, kondycję, ale w moim przypadku sport nauczył mnie cierpliwości i zahartował. Nigdy w życiu się nie poddawałem. Zawsze walczyłem. Przed podjęciem jakiejkolwiek ważnej decyzji zakładałem, że cokolwiek postanowię, to i tak się uda. Adaś jednak zupełnie nie miał smykałki do sportu.
W szkole średniej nie obniżył lotów. Był zawsze najlepszym uczniem. Brał udział w wielu olimpiadach, konkursach. Stawiany za wzór innym.
- Był jednak typem samotnika – kontynuuje Jan. - Miał niby kolegów, spotykał się z dziewczynami, chodził na imprezy, ale najbardziej odpowiadała mu samotność. Zamykał się w pokoju i jak trafił na ciekawą książkę, to potrafił przesiedzieć z nią przez cały weekend. Koledzy go lubili. Nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Pamiętam, że kiedyś jego kolega miał wypadek na rowerze. Wjechał w niego samochód. Adaś był przy tym. Przesiedział z nim na SOR-ze przez kilka godzin. Na szczęście nic mu się poważniejszego nie stało.
W szkole średniej nie miał dziewczyny. Koleżanki, owszem, przychodziły czasami do niego, ale z żadną nie „chodził”.
- Na studia dostał się bez najmniejszego problemu – dodaje Jan. - Wybrał prawo. Już pod koniec studiów dostał propozycję pracy w znanej kancelarii. Radził sobie znakomicie.
Adaś, a właściwie już Adam był tak pochłonięty nauką na studiach, że nie miał czasu ani na imprezy, ani na jakieś spotkania. Siedział głównie w domu z książką, czasami szedł do kina.
- Kiedyś żona zażartowała, że mógłby sobie jakąś dziewczynę znaleźć, bo nie można całe życie siedzieć w książkach – mówi Jan. - „Jeszcze mi baby brakuje” – odparł. - „Mam ważniejsze sprawy na głowie”. Wówczas nie analizowałem tego. Sądziłem, że może rzeczywiście te studia tak go pochłonęły, że o niczym innym nie był w stanie myśleć. Ale ja w jakiego wieku już się podkochiwałem, wzdychałem, miałem też za sobą pierwsze randki, pocałunki. Jak większość w moim wieku.
Po studiach Adaś wyjechał na prawie dwa miesiące do Stanów. Marzył o tym od dawna
- W Nowym Jorku mieszkali nasi bardzo dobrzy znajomi. Wyjechali tam na stałe. Razem z synem, który był najlepszym kolegą Adasia z dzieciństwa. Razem się bawili, wychowywali. Często byli u nas w domu. Darek, ich syn poszedł w ślady rodziców i został lekarzem. Z Adamem często do siebie dzwonili.
- Cieszyliśmy się z tego wyjazdu – dodaje Jan. - Należał mu się odpoczynek. Na studiach tylko się uczył, w zasadzie rozrywek miał niewiele. To był jego pierwszy tak długi wyjazd. Kiedy wrócił, wydawało mi się jakoś tak zmężniał, wydoroślał. Niewiele jednak opowiadał o Stanach. Dzwonił stamtąd kilka razy. Mówił, że Darek mu pokazał wiele super miejsc i bardzo mu się tam podobało. Był zachwycony pobytem, ale musieliśmy go ciągnąć za język, żeby coś więcej opowiedział.
Po powrocie poszedł do pracy do tej kancelarii. Odnalazł się w niej. Łapał szybko w lot prawne kruczki, szybko się uczył, szefowie byli z niego bardzo zadowoleni, dobrze zarabiał, więcej od ojca. Do tego miał duże premie.
Szybko się usamodzielnił i po dwóch latach pracy postanowił, że się wyprowadzi.
- Najpierw namawialiśmy go, że szkoda pieniędzy na wynajem, ale uparł się, że chce być na swoim – mówi Jan. - W końcu uznaliśmy, że może w ten sposób łatwiej znajdzie dziewczynę, bo to był wciąż u nas temat tabu. Z mieszkaniem nie będzie się krępować ją zaprosić – tak sobie tłumaczyliśmy.
Adam wynajął niewielkie mieszkanie niedaleko kancelarii, w której pracował. Była kompletnie urządzona. Nie musiał nawet nic kupować z mebli. Zabrał tylko swoje rzeczy i książki.
- Na początku często wpadał do nas – mówi Jan. - Potem coraz rzadziej, tłumaczył, że ma wiele pracy. Ale dzwonił przynajmniej raz w tygodniu.
Kiedy miał 30 urodziny, zażartowali, że na kolejne chcieliby mieć wnuczkę lub wnuka. Adam nic nie odpowiedział. Nawet się nie uśmiechnął.
- Wtedy jakoś po raz pierwszy dotarło do mnie, że mój syn zupełnie nie interesuje się kobietami. Zacząłem sobie przypominać różne fakty z jego życia. Zawsze otaczał się mężczyznami. Najpierw myślałem, że może jeszcze nie spotkał odpowiedniej dziewczyny dla siebie, ale on nawet nie próbował. Przyznał kiedyś – niby żartem – że z „babami nie ma o czym rozmawiać”. Miał już trzy dychy na karku, pora chyba już na założenie rodziny – tak z Izą myśleliśmy. A o tych wnukach czy wnuczce to mówiliśmy na poważne. To było nasze marzenie.
Szok przeżyli rok później – przed wigilią
- Już mu nie dokuczaliśmy z tym dziewczynami – kontynuuje ojciec Adama. - Pomyśleliśmy, że to już dorosły chłop i może rzeczywiście jeszcze nie trafił na tą jedyną. Adam był zawsze idealistą. Przed świętami Iza kilka razy rozmawiała przez telefon z synem. Chciała z nim uzgodnić, kiedy zaczniemy wigilię, jakiego karpia woli i czy robić kutię. Miała jednak wrażenie, że za każdym razem Adam chce ją o coś spytać. Powiedziała mi o tym.
- To nie możesz zadzwonić i się go o to spytać?
Zadzwoniła. Spytała Adama, czy coś się stało, bo ma wrażenie, że jest jakiś dziwny. Milczał dłuższą chwilę. Wreszcie wykrztusił, czy może przyprowadzić na wigilię swojego przyjaciela.
- Iza początkowo myślała, że chodzi o kogoś, kto nie ma swojego domu, potem że to może uchodźca z Ukrainy – takie były jej pierwsze myśli. - mówi Jan. - Powiedziała, że jasne, że to wigilia, że znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby. Podziękował i się rozłączył.
Syn przyjechał niespodziewanie dzień przed wigilią. Nie dzwonił wcześniej. Iza była w sklepie.
- Kiedy otworzyłem drzwi i spojrzałem na niego, to wiedziałem, że coś się stało. Miał minę, jakby za chwilę miał się rozpłakać. Wszedł i już w przedpokoju powiedział:
- Nie będę was oszukiwać. Ten mój przyjaciel jest dla mnie kimś więcej. Mieszkamy razem. To mój partner.
Przed dłuższą chwilę Jan nie był w stanie wykrztusić słowa. Stał jak sparaliżowany po tym, co usłyszał.
- Zgłupiałem. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nie będę ściemniać, że poczułem radość w sercu. Wręcz odwrotnie. Na usta cisnęło mi się mnóstwo pytań, ale miałem pustkę w głowie.
- No chodź – tyle zdołałem wykrztusić.
Weszli do salonu. Najpierw Jan. Adam zaczął coś tłumaczyć, ale szybko ojciec mu przerwał.
- To się cieszę – powiedział. - Zaskoczyłeś mnie, nie będę tego ukrywać. Jasne, że przyjdźcie razem. Chętnie go poznam.
Jan wcale się nie cieszył. Nie chciał też poznać partnera syna. Nie chciał też, żeby jego syn miał w ogóle partnera. Chciał mieć synową, wnuki. Jak w prawdziwej rodzinie.
- Adam był na tyle inteligentnym i wrażliwym facetem, że zdawał sobie sprawę z tego, jak to przyjmiemy. Kiedy stanąłem przy oknie, podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Tato, przepraszam. Wiem, że nie tego ode mnie oczekiwałeś. I przepraszam, że cię zawiodłem.
Nie przepraszam za nic więcej, bo to nie moja wina. Jestem, jaki jestem. Masz syna geja i nic na to nie poradzimy.
Wtedy wróciła Iza. Wystarczyło, że spojrzała na nich i od razu zrozumiała całą sytuację. Podeszła do Adama. Czule go objęła. - Kocham cię synku – powiedziała i się uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Za to kocham swoją żonę - mówi Jan. - W sekundę rozładowała atmosferę. Poczułem, jak mi spada wielki kamień z serca. Tak, domyślałem się, że z Adasiem jest coś nie tak, zwłaszcza po tym telefonie. Nie chciałem tego jednak dopuścić do siebie. Iza inaczej. Powiedziała mi o tym później. Matki jednak bardziej rozumieją swoje dzieci. Ona w moment zaakceptowała inność syna. Wiedziała też, że dla niego są to też niezwykle trudne chwile, kiedy musi przyznać się przed rodzicami do innej orientacji. Kiedy po jakimś czasie o tym rozmawialiśmy, Iza powiedziała:
- Czy ty myślałeś, że się z ojcem od ciebie odwrócimy? Jestem naszym jedynym synem. Kochamy cię i nic tego nie zmieni. A z wnukami to się jeszcze zobaczy. Wszystko na świecie się tak szybko zmienia, że nie wiadomo, co będzie za kilka lat.
Ta wigilia, kiedy poznali Jacka – partnera syna, była wyjątkowa
Na początku wszyscy byli spięci. Rozmowa się nie kleiła. Jacek okazał się niezwykle inteligentnym i dowcipnym facetem. Był przeciwieństwem Adasia – potrafił naprawić i samochód, i zegarek z kukułką. Wiele lat trenował lekką atletykę – biegi długodystansowe. Tym Janowi naprawdę zaimponował. Mogli też we dwóch zawzięcie dyskutować o piłce nożnej. Jacek był od lat zapalonym kibicem.
Kilka dni temu były 40 urodziny ich syna. Byli z żoną w nowym mieszkaniu Adama i Jacka.
- Już od dawna mi nie przeszkadza, kiedy czule całują się na powitanie, czy też jeden drugiego dyskretnie gładzi po plecach. Na początku trochę się z tym dziwnie czułem. Teraz, kiedy jesteśmy w czwórkę, to odczuwam radość. Wypoczywam przy nich. Są już kilkanaście lat razem. Widać między nim taką „chemię”, że udziela się ona i mi, i Izie. Nigdy nie słyszałem, żeby się ze sobą kłócili, czy podnosili głos. Jeden za drugim skoczyłby w ogień. Fakt, wnuków pewnie nie doczekam, ale dla każdego ojca najważniejsze jest, kiedy widzi szczęśliwego syna. Adaś jest szczęśliwy. Reszta jest nieważna.