Poznali się w pracy. Do urzędu przyszła najpierw na staż. Potem dopiero dostała etat. Wcześniej była wiele lat w Holandii. Tam poważnie zachorowała i wróciła do Polski.
- Na początku zupełnie nie zwróciłem na nią uwagi – mówi Marcin, 45-latek. - Pracowała w innym dziale, dwa piętra niżej.
Po raz pierwszy rozmawiali ze sobą w trakcie jakiegoś zebrania. W przerwie wyszli na papierosa.
- Zdziwiłem się, bo stała i patrzyła jak inni palą. Myślałem, że może nie ma papierosów. Okazało się jednak, że dawno rzuciła palenie, ale wciąż lubi jeszcze zapach dymu – opowiada Marcin. - Zaczęliśmy rozmawiać i tak się zaczęło. Od niewinnej rozmowy.
W biurze spotykali się na początku przypadkowo - a to w palarni, a to w windzie lub na korytarzu.
Nie kończyło się to na zdawkowym powitaniu. Zazwyczaj zamienili kilka zdań ze sobą.
- Podobnie jak ja, interesowała się sportem – mówi Marcin. - Kiedyś grała nawet w klubie w koszykówkę. Sam ją o to spytałem, bo jest niewiele niższa ode mnie, a ja mam 185 cm wzrostu.
Któregoś dnia natknął się na nią, jak wychodził z biurowca. Ela do pracy chodziła zawsze pieszo. Lekarz zalecił jej dużo ruchu. Zresztą i tak nie miała samochodu. Traf chciał, że Marcin akurat tego dnia zostawił samochód żonie. Jola miała dwa wolnego i chciała odwiedzić swoją przyjaciółkę na drugim końcu miasta.
Z Elą szli w tym samym kierunku. Była piękna, słoneczna pogoda.
- Najpierw zaczęliśmy plotkować o pracy, potem zaczęła opowiadać o pobycie w Holandii. Kiedy przechodziliśmy obok kawiarni, zaproponowałem, że może wstąpimy jeszcze na kawę. Joli i tak w domu nie było, nigdzie mi się nie śpieszyło.
Usiedli w kawiarnianym ogródku – z tyłu ulicy.
- Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się późno – opowiada Marcin. - Tak nam się fajnie rozmawiało, że straciłem rachubę czasu
Zauroczyła go przy tej kawie. Okazało się, że – oprócz sportu – interesuje się też motoryzacją. Po raz pierwszy spotkał kobietę, z którą mógł porozmawiać na ten temat. Wynikało to z faktu, że jej ojciec miał kiedyś warsztat samochodowy. Po jego śmierci przejął go Eli brat. Zaproponowała, że w razie problemów z samochodem, to mu chętnie pomoże. Stwierdziła, że brat jest „samochodowym cudotwórcą”.
Po kilku dniach od wspólnej kawy postanowił skorzystać z jej propozycji.
- To był tylko pretekst, żeby się z nią jeszcze raz spotkać po pracy – mówi. - Joli zapowiedziałem, że wrócę później i zgodnie z prawdę opowiedziałem o Eli i jej bracie-mechaniku.
Warsztat znajdował się kilkanaście kilometrów od centrum – na peryferiach. Brat Eli rzeczywiście był świetnym mechanikiem. Od razu poznał, że niepokojące piski spod maski to efekt zużytego paska klinowego. Posłuchał jak silnik pracuje i stwierdził, że nie ma się czego przyczepić. Na koniec usłyszałem, że dla znajomych siostry ma specjalne rabaty.
- Kiedy wracaliśmy, robiło się już powoli ciemno - mówi Marcin. - Przejeżdżaliśmy przez las, tuż obok było jezioro. Widać było piękny zachód słońca. Ela poprosiła, żebyśmy się na chwilę zatrzymali na leśnym parkingu. Chciała zrobić zdjęcie. Fotografia była jedną z jej kolejnych pasji.
Ela pstrykała, ja usiadłem na końcu pomostu. Zapaliłem papierosa. Kiedy skończyła, podeszła do mnie. Usiadła obok. Patrzyliśmy w milczeniu na zachodzące słońce.
W pewnej chwil oparła głowę o moje ramię
Byłem zaskoczony tym gestem, ale poczułem gęsią skórkę. To było przyjemne. Delikatnie objąłem ją. Nie broniła się. Mocniej wtuliła się we mnie. Siedzieliśmy tak bez słowa. Chyba żadne z nas nie chciało przerwać ciszy, żeby tego nie zepsuć. Wiele razy – nawet dzisiaj – wracam wspomnieniami do tego momentu. To było coś wspaniałego. Czułem przez skórę, że to nie jest zwykły romans. Skąd to wiem? Ostatni raz motylki w brzuchu czułem kilkadziesiąt lat temu...
Odwiózł ją pod sam dom. Na pomoście odezwała się tylko raz, cichutko – kiedy poprosiła, żeby już wracali. Wysiadając z samochodu zawahała się przez chwilę. Później przyznała się, że chciała go zaprosić do domu, ale stchórzyła. Zanim zamknęła drzwi w fordzie, cofnęła się jeszcze do środka, nachyliła się i pocałowała delikatnie w policzek. I szybko uciekła.
- Siedziałem tak jeszcze kilka minut – mówi Marcin. - Zrobiła to jak nastolatka. Głowę daję, że się przy tym całusie zaczerwieniła.
Następnego dnia – w pracy – spotkali się w bufecie. Na drugim śniadaniu.
Ela na jego widok uśmiechnęła się tak, że aż poczuł mrowienie na całym ciele
Chwilę porozmawiali o pogodzie, o tym, że dzisiaj znowu mecz i rozeszli się.
- Nie mogłem się skupić na pracy – mówi Marcin. - Wciąż o niej myślałem. Wyszedłem z biura wcześniej. Czekałem na nią w samochodzie.
Ela o nic nie pytała. Kidy przechodziła obok jego forda, zatrzymała się, rozejrzała się dookoła i wsiadła do środka.
Do domu wrócił po 21.
- Pojechaliśmy prosto do niej. Po drodze nie rozmawialiśmy ze sobą. To się działo jak we śnie. Zaczęliśmy się całować już na klatce schodowej. W przedpokoju nie mieliśmy już połowy ubrania na sobie. Od razu do sypialni. Było wspaniale.
Kiedy wrócił do domu, Jola oglądała coś w telewizji. Była przyzwyczajona, że Marcin czasami później wraca z pracy. Nie zawsze ją o tym uprzedzał.
Z Elą są razem od dwóch lat. Spotykają się najczęściej u niej w domu
- Jola niczego nie podejrzewa – tłumaczy Marcin. - Z Elą wysyłamy sobie SMS-y. Od razu je potem usuwam. Mam też włączone wyciszenie przychodzących wiadomości. Ona dzwoni do mnie z ukrytym numerem, a ja jej numeru nie mam w spisie. Znam na pamięć. Popołudniami nie dzwonimy do siebie.
Najgorsze były święta bożonarodzeniowe. Te sprzed roku. Marcin siedział przy wigilijnym stole i myślał o Eli. Nie mógł ot tak, po prostu znaleźć pretekstu, żeby pójść do niej. Nie byli zresztą sami – żona zaprosiła szwagra z rodziną i teściów. Udało mu się to dopiero w drugi dzień świąt.
- Poszedłem do drugiego pokoju i włączyłem dźwięk dzwonka w telefonie – mówi. - Udałem, że dzwoni kolega z pracy, któremu padł akumulator. Głośno, z udawaną niechęcią powiedziałem, że zaraz do niego podjadę z kablami.
Jola uwierzyła. Kilkanaście minut później był już u Eli w sypialni. I znów czuł motylki w brzuchu.
- Z żoną jesteśmy 22 lata małżeństwem – mówi. - Do tej pory nigdy jej nie zdradziłem. Nie dlatego, że jestem taki święty, ale dlatego, że dotychczas nie spotkałem nikogo takiego jak Ela. Przy niej czuję się spełniony w każdym calu. Nigdy z nią nie rozmawiałem o żonie, nie pytała, jak mi się z nią układa. Kiedyś zacząłem coś na ten temat, ale szybko mi przerwała. „Nie psuj tego wieczoru” – powiedziała.
W pracy wciąż się ukrywają. Co najwyżej jakieś krótkie pogaduchy w palarni. Nie afiszują się.
- W dużym mieście łatwiej o anonimowość – mówi Marcin. - Zdaję sobie jednak sprawę, że takiego związku nie da się ukryć na dłuższą metę. Jestem w totalnej kropce. Boję się, że wcześniej czy później wyjdzie to na jaw. Może jest to jakieś rozwiązanie? Wtedy nie będę miał innego wyjścia. Na razie jednak cały czas myślę o tych najbliższych świętach. Jak mam się w ukryciu podzielić opłatkiem z Elą...