Pan Stefan nie był zachwycony ślubem syna. Nigdy mu jednak tego nie powiedział. Ani Maria, jego żona. Kiedy Adam oświadczył, że ma zamiar ożenić się z Hannah, ojciec nie krył zaskoczenia. Pierwsza myśl – same komplikacje, czy nie może znaleźć sobie polskiej żony?
- Chyba się wtedy przestraszyłem – przekonuje 61-latek z Lublina. - Jakoś trudno mi było się przekonać do tego, że teraz są jednak inne czasy, nie ma granic, ani tych geograficznych, ani językowych. Ale jakoś trudno mi było się pogodzić, że nasz przyszły wnuk czy wnuczka będzie trochę Polakiem, a trochę Niemcem. To mnie jakoś zabolało. Bałem się po prostu.
Adaś jest jedynakiem. Zdolny, poukładany i ukochany syn. Skończył dobrą warszawską uczelnię, jest informtykiem. Po studiach nie zagrzał w domu długo miejsca. Anglia, Stany Zjednoczone, Norwegia, w końcu Niemcy. Wszędzie w tych krajach pracował. Piął się coraz wyżej, dokształacał, zarabiał coraz lepsze pieniądze. Nie szukał pracy. Ona jego znajdowała.
Z Hannah poznali się w Berlinie. Na imprezie wpadli sobie w oko. Zaiskrzyło. Zamieszkali razem, w końcu Adam jej się oświadczył.
- Ślub był bardzo skromny – mówi pan Stefan. - Wynajęli niewielką salę w pubie w Berlinie. Byliśmy my, rodzice synowej i kilku ich znajomych.
Pierwsze spotkanie ze swatami było sztywne. Wszyscy czuli się skrępowani. Dodatkowo na przeszkodzie stała znajomość języka. Wprawdzie pan Stefan mówi dość biegle po niemiecku, ale jego żona nigdy dobrze nie nauczyła się tego języka. Znała jedynie angielski.
Horst, ojciec Hannah jest od niego starszy o sześć lat. Już na emeryturze. Tak jak Birgit, teściowa Adama. Horst był przez wiele lat nauczycielem W-F-u niedaleko Magdeburga, a Birgit księgową w dużej państwowej firmie. Po zjednoczeniu Niemiec wyjechali do Berlina. Ściągnął ich tam przyjaciel Horsta.
Po ślubie syna, rodzice Adama spędzili w Berlinie kilka dni. Mieli wynajęty przez niego apartament, zwiedzali miasto. Rodzice Hannah nie narzucali się im, za co do dzisiaj jest im wdzięczny. Zaprosiili ich na kolację do siebie, pokazali mieszkanie, oglądali wspólnie zdjęcia.
- Od samego początku podchodziliśmy do siebie jednak z ogromną rezerwą - przyznaje pan Stefan. - Dla nich to z pewnością też nie była komfortowa sytuacja. O ile jak się z nimi w miarę dogadywałem, to jednak nie była to swobodna rozmowa, spontaniczna. Czasami ja czegoś nie rozumiałem, musiałem się dopytywać. A Maria z kolei rozmawiała z Birgit po angielsku, którym razem z Horstem niezbyt biegle się posługujemy. To było dosyć kłopotliwe. Zresztą co tu dużo mówić, trudno znaleźć wspólny temat z kimś, kogo dopiero się poznało, a na dodatek mówi w obcym języku. Ile można gadać o młodych, wspominać jak byli dziećmi czy narzekać na pogodę?
Od ślubu minęły w tym roku dwa lata. W listopadzie Hannah ma termin rodzenia. To będzie wnuczka.
- Ze swatami od tego czasu widzieliśmy się dwa razy – mówi nasz rozmówca. - Raz pojechaliśmy w ubiegłym roku na imieniny synowej do Berlina. A w te wakacje Horst z Birgit przyjechali do nas. I to było przełomowe spotkanie.
- Ten drugi wyjazd do Berlina nie był już z taką „napinką” jak poprzedni, czuliśmy się już wszyscy bardziej swobodni, ale też nie było tak, że buzia nam się nie zamykała – dodaje pan Stefan.
Kiedy zadzwonił Adam, że będą dziadkami i że to będzie wnuczka, ucieszyli się jak dzieci. Pan Stefan już zapomniał o swoich obawach, że wnuczka będzie trochę Niemką, a trochą Polką.
- Nie wiem, co mi wtedy do głowy przyszło, że zaraz zadzwoniłem do Horsta – przyznaje. - Chciałem się chyba z kimś nacieszyć tą nowiną. Zawsze marzyłem o wnuku czy wnuczce.
Okazało się, że Horst z Birgit byli równie szczęśliwi. Teść ich syna omal się nie rozpłakał ze wzruszenia do telefonu.
- Ja wtedy poczułem po raz pierwszy taką prawdziwą bliskość z nimi – przyznaje pan Stefan. - Dotarło do mnie, że jesteśmy rodziną. Dużo nas dzieli, ale będziemy mieli naszą wspólną ukochaną wnusię. W pewnym momencie rzuciłem do Horsta, że my już dwa razy byliśmy w Berlinie i teraz czas na rewizytę. Wprawdzie kilka razy zapraszaliśmy ich już do Polski, ale zawsze się zasłaniali, że nie mają z kim zostawić dwóch psów i dwa koty. A teraz Horst bez wahania się zgodził. Od razu powidział, że bardzo chętnie.
Rodzice Adama mają duży dom z jeszcze większym ogrodem na peryferiach Lublina. Stwierdzili, że nie ma sensu rezerwować dla swatów apartamentu czy hotelu. Mieli do dyspozycji gości cały parter – z sypialną, osobną łazienką.
- Horst z Birgit byli w Polsce w latach 80. - mówi pan Stefan. - Jeszcze jako studenci na międzynarodowej wymianie. Mieli w pamięci obraz szaroburej Warszawy, zapamiętali jedynie, że u nas były jeszcze parowozy i furmanki. I że wszędzie kwitł na ulicach handel.
W Lublinie mieli być kilka dni. Spędzili dwa tygodnie.
- Każdego dnia coraz bardziej się poznawaliśmy i przekonywaliśmy do siebie – przyznaje pan Stefan. - Okazało się, że mój swat lubi jednak alkohol, nie jest żadnym abstynentem, tylko wtedy w Berlinie odniósł wrażenie, że to ja nie przepadam za alkoholem. A powiedział mi to, kiedy Maria z Birgit robiły coś razem w ogrodzie, a ja zaproponowałem kolejną buteleczkę mojej własnej nalewki. Jest sporo prawdy w tym, że jednak alkohol rozwiązuje języki. Po raz pierwszy od kiedy się znamy, to tego wieczoru, buzia nam się nie zamykała. Nawet Maria zaczęła coś mówić po niemiecku. To był pierwszy raz kiedy poczułem, że jesteśmy rodziną.
Codziennie pokazywali im coś nowego, a teściowe Adama byli coraz bardziej zachwyceni i Lublinem, i Polską.
- Horst przyznał któregoś razu, że zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo Polska się zmieniła, ale to, co zobaczył, to był dla niego szok. - mówi nasz bohater. - Najbardziej mnie zaskoczyło to, że wiele razy opowiadał, że w nocy w mieście czuje się u nas bezpiecznie. W Berlinie – jak sam stwierdził – są takie miejsca, nawet w centrum, gdzie w nocy rzadko kto się tam zapuszcza. Nie ma dnia, żeby media nie donosiły o kolejnym napadzie, ataku z nożem czy pobiciu. Jego rodzony brat mieszka w Monachium i skarżył mu się, że w jego dzielnicy zrobiło się teraz tak niebezpiecznie, że w nocy obawia się nawet wyjść na spacer ze swoim psem. Nie mógł się też nadziwić, że w Polsce aż tyle spraw urzędowych można załatwić przez internet.
Najmniej rozmawiali o polityce. Obydwaj się tym zupełnie nie interesują. Byli za to w muzem na Majdanku. Horst sam to zaproponował. Wyszli z Birgit wstrząśnięci. Widać to było po ich twarzach. Ale o wojnie nie rozmawiali.
Co innego sport, przede wszystkim piłka nożna. I tutaj nasz bohater poległ.
- Musiałem mu przyznać rację – śmieje się. - Obie nasze reprezentacje dzieli przepaść. Akurat kiedy byli u nas, nasi grali z Mołdawią i przegraliśmy. Nawet z nim nie dyskutowałem, a on dyplomatycznie przemilczał ten wynik, chociaż długo miał ten ironiczny uśmiech na twarzy...
Mają też już wymarzone imię dla wnusi. Chcieliby Julię. Ale muszą się pogodzić, że Hannah z Adamem wpisze w metryce urodzenia „Maja”. To ich decyzja.
- Wie pan, teściów się nie wybiera – kończy nasz rozmówca. - Nie ukrywam, że na początku było nam wszystkim trudno się do siebie przekonać. Ale teraz widzę, że w takim przypadku narodowość swatów nie gra żadnej roli. Oni tak samo nie mogą się doczekać wnuczki, już szykują dla niej – tak jak my - wyprawkę i kupują pluszaki. Jedyne, co mi czasem spędza sen z oczu, to świadomość, że Majeczka najpierw wypowie niemieckie „Opa”, bo jest łatwiejsze od polskiego słowa „dziadziuś”. Ale trudno, Horst musi się pogodzić, że wnuczka analogicznie szybciej powie do mnie „kocham”, niż do niego długie niemieckie „ich liebe dich”.