Gabriela Olszowska, w rozmowie z Onetem, zaprzecza wprowadzeniu zakazu, twierdząc, iż jedynie przypomniała o obowiązującej podstawie programowej, akcentując, że ręka 6-latka jest mniej rozwinięta niż 7-latka.
Rodzice, tak jak Hanna z Tarnowa, są zaskoczeni zmianami. Ich dzieci, pełne entuzjazmu na myśl o nauce liter, nagle zderzają się z rzeczywistością, w której książeczki i pisanie stają się niemalże zakazane. Przedszkola w regionie podzieliły się w swoich podejściach do nowych wytycznych. Niektóre placówki, z poszanowaniem autorytetu kurator, zrezygnowały z nauczania pisania, podczas gdy inne, kierując się doświadczeniem i intuicją pedagogiczną, kontynuują edukację w dotychczasowym duchu.
Halina, doświadczona przedszkolna nauczycielka z Nowego Sącza, nie kryje swojego sprzeciwu, twierdząc, że obecne wytyczne to "celowe ogłupianie nowego pokolenia". — Mam 20 lat doświadczenia w zawodzie. Wiem, co jest dla dzieci dobre, a co nie. Od początku września uczę swoje dzieciaczki w zerówce literek. Maluchy kreślą je w swoich zeszytach – mówi.
Ola, przedszkolanka z okolic Oświęcimia, opowiada o "edukacyjnej partyzantce" oraz kompromisach, które musiała zawrzeć z dyrekcją. — Gdybym mogła, to najchętniej też dalej uczyłabym normalnie dzieci tak, jak dotychczas — mówi przedszkolanka. — Ale mam nad sobą taką panią dyrektor, która dokument z kuratorium potraktowała bardzo rygorystycznie i zakazała nam zamawiania dla dzieci podręczników i jakiegokolwiek ćwiczenia z nimi pisania liter. Zbuntowałyśmy się z koleżankami – zaznacza.
Niepokój wśród rodziców jest wyraźny. Izabela z Zakopanego, porównując doświadczenia swoich dzieci, zastanawia się nad sensem wprowadzania zmian w systemie, który zdawał się funkcjonować bez zarzutu. Tomasz z Krakowa, wyrażając swoje obawy, sugeruje, że obecne działania są powrotem do "eksperymentalnego" podejścia partii rządzącej w przeszłości.
Gabriela Olszowska broni swojego stanowiska, podkreślając, że jej intencją nie było wprowadzanie zakazów, a jedynie podkreślenie istoty podstawy programowej.