Litwa, Łotwa i Estonia mają łączną powierzchnię, która porównywalna jest do ok. połowy obszaru Polski. Liczą też niewielu mieszkańców – raptem nieco ponad 6 mln osób, którzy zamieszkują głównie duże miasta. Poza nimi tłoku na ulicach nie widać.
We wrześniu – przez dwa tygodnie – przejechałem po tych krajach ponad 2 tysiące kilometrów samochodem i prawie 500 km rowerem. Co najbardziej mnie zaskoczyło? Że o dwudziestej jeszcze jest widno, bo po przekroczeniu granicy zegarki na smartfonach pokazują czas o godzinę późniejszy niż u nas.
Jeśli poziom życia w danym kraju można mierzyć zasobnością portfela w salonie samochodowym, to mieszkańcy krajów nadbałtyckich biją nas na głowę. Na ulicach można dojrzeć mnóstwo luksusowych aut – w samym Tallinie stałem na skrzyżowaniu mając przed sobą ferrari, a tuż obok jeden z najnowszych modeli porsche. Dojrzałem też dwa lamborghini na Litwie.
Właściciele tych aut nie mają jednak zbyt wielu okazji, żeby sprawdzić osiągi swoich aut. Nie dosyć, że w tych krajach jest niewiele autostrad i dróg szybkiego ruchu, to na dodatek jest mnóstwo fotoradarów i ograniczeń prędkości. Większość przestrzega tych przepisów, ale zdarzają się kierowcy, którzy – podobnie jak w Polsce – ignorują podobne ograniczenia.
Co ciekawe, w niektórych miejscach – wzorem krajów skandynawskich – nie można klasycznie skręcić w lewo. Kierowca jest zmuszony najpierw pojechać w prawo, a dopiero potem, po zrobieniu pętli przeciąć główną drogę na wprost.
Na głównych drogach nie trafiłem ani razu na korki. Były też takie odcinki, gdzie na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów mijałem zaledwie kilka samochodów. Lokalne drogi potrafią jednak zaskoczyć. Wracając z Druskienik w kierunku Polski natrafiłem na drogę, która w pewnym momencie okazała się prawie 20-kilometrowym odcinkiem o szutrowej nawierzchni. Jazda jak po torze doświadczalnym nie należała do przyjemnych. Tak wygląda zresztą większość bocznych dróg. Kurzy się na nich niemiłosiernie; na szczęście ruch na nich jest znikomy. Trzeba jednak uważać na zwierzęta. Co kilka kilometrów widać na poboczu leżące truchła.
Powierzchnię Łotwy i Estonii zajmują głównie lasy, które obejmują ponad połowę obszaru tych krajów. Zielono jest też w miastach – w samej Rydze można spacerować wśród zieleni w 22 parkach.
Ceny? Porównywalne jak w Polsce. Niektóre rzeczy są tańsze, inne trochę droższe – zwłaszcza w Estonii. Zaskoczeniem in minus była z pewnością cena lodów. Nie dosyć, że lodziarni nawet w dużych miastach było jak na lekarstwo, to za jedną, niewielką gałkę trzeba było zapłacić 3 euro. To drożej niż w Niemczech czy Włoszech. Cena nie szła też w parze z jakością.
Co ciekawego można zwiedzić i zobaczyć w krajach nadbałtyckich? Przede wszystkim stolice tych państw, które mogą poszczycić się wspaniałymi starymi miastami. Dla Polaków szczególnie bliskie jest Wilno, gdzie na każdym kroku można spotkać polskie akcenty. W każdym mieście, obok szpetnych postsowieckich blokowisk czy nowych osiedli można natrafić na prawdziwe architektoniczne perełki – wspaniałe, drewniane wille z oszklonymi werandami. Wiele z nich – mimo stuletniej historii – zachowały się w doskonałym stanie.
Jeżeli kogoś kusi klimat „nadmorskiego Zakopanego”, to powinien udać się do Połągi – litewskiej Palangi. To najbardziej znany na Litwie kurort nad Bałtykiem z muzeum bursztynu, który mieści się w dawnym pałacu Tyszkiewiczów. Warto też przejść się po molo z końca XIX w. W Połądze, w małej drewnianej, rybackiej chacie spędził dziesięć dni Adam Mickiewicz, a Władysław Reymont pisał tu trzecią część „Chłopów”. W sezonie bywa tu gwarno, przyjeżdża wielu turystów, a deptakiem ciężko jest przejść.
O wiele spokojniej – zwłaszcza po sezonie – jest też w Druskienikach. To znane i cenione uzdrowisko nad Niemnem potrafi oczarować każdego. W Druskienikach bywali Józef Ignacy Kraszewski, Stanisław Moniuszko, Juliusz Osterwa, Hanka Ordonówna, a nad brzegiem Niemna wypoczywał Józef Piłsudski. Miał tu swój dworek „Pogankę”, który został zburzony w 1964 roku.
Druskieniki to idealne miejsce dla tych, którzy lubią dużo spacerować lub zwiedzać miasto i okolice rowerem. Nie brakuje tu licznych ścieżek i tras dla rowerzystów. W Druskienikach znajduje się jeden z największych w Europie aquaparków. W pobliżu miasta położone jest plenerowe muzeum pamiątek poradzieckich – Park Grūtas.
Miłośnicy motoryzacji powinni z kolei udać się do Ryskiego Muzeum Motoryzacji. Znajduje się tu 220 eksponatów – głównie samochody i motocykle produkowane na Łotwie, ale także wiele aut sprzed wojny. Są też limuzyny sowieckich dygnitarzy, w tym rozbity przez Breżniewa Rolls Royce. Były przywódca ZSRR rozbił to auto w 1980 roku. Był kompletnie pijany.
Po napaści Rosji na Ukrainę, wszystkie eksponaty - samochody rządowe otrzymały w muzeum naklejkę „Murem za Ukrainą”. Wyrazy poparcia dla Ukrainy są widoczne także na autobusach miejskiej komunikacji w Rydze. Sami Estończycy, z którymi rozmawiałem na temat wojny przyznają, że boją się Rosji i Putina.
- Już wiele razy Putin podkreślał, że następnym jego celem będą kraje nadbałtyckie – mówi 25-letni Kristaps, kelner w jednej z kawiarni w Rydze. - Po nim wszystkiego można się spodziewać. U nas w lokalu pracuje jeden z Ukraińców – z Donbasu. Jego dwaj bracia zginęli na froncie. On był najmłodszy. Ojciec powiedział, że jak sam z Ukrainy nie wyjedzie, to go wywiezie siłą. Nie chciał stracić ostatniego syna. Posłuchał go.
W każdym z tych państw turysta bez problemu znajdzie nocleg za przyzwoite pieniądze. Ceny zaczynają się zazwyczaj od 200 złotych wzwyż. Nie brakuje hoteli, pensjonatów czy apartamentów. Standard – tak jak wszędzie.
Warto też pamiętać, że we wszystkich tych państwach są ograniczenia w sprzedaży alkoholu. W nocy nie kupimy piwa nawet na stacji paliw. Na Litwie z kolei w niedzielę alkohol jest dostępny w sklepach jedynie w godzinach od 10 do 15.