Podróż zaplanowali jeszcze na początku roku. Wiedzieli, że tanio nie będzie, ale liczyli się z tym. Bilety na dwie osoby liniami Swiss Air z Warszawy do Zurichu kosztowały niecałe 4 tys. zł.
- Mieliśmy też wcześniej zaplanowane noclegi w hotelach – mówi Marek. - Nie oszczędzaliśmy zbytnio. Za noclegi płaciliśmy ok. 180 franków za noc (ponad 830 zł).
Głównym celem wyjazdu małżeństwa z Lublina były odwiedziny przyjaciół i przejażdżka Ekspres Berniną – panoramicznym, turystycznym pociągiem po Alpach. Rezerwację na ten przejazd robili z półrocznym wyprzedzeniem.
- Wykupiliśmy specjalny karnet na sześć dni, który obejmował wszelkie przejazdy szwajcarskimi środkami lokomocji – wyjaśnia Iwona. - Kosztował ok. 300 franków od osoby (ok. 1350 zł), w tej cenie mogliśmy jeździć i Berniną, i busami i nawet pływać statkiem. Taki karnet jest o tyle cenowo korzystny, że sam przejazd tym pociągiem po Alpach kosztowałby równowartość ok. 1000 zł od osoby.
Bernina Ekspres to specjalnie skonstruowane wagony, które mają panoramiczne szyby pozwalające obserwować alpejskie krajobrazy. A te zapierają dech w piersiach. Co pewien czas pociąg zatrzymuje się przy punktach widokowych. Pasażerowie mogą wtedy robić zdjęcia, chwilę odpocząć.
- Widoki są niesamowite – mówią nasi rozmówcy. - Widok lodowca i spływające jęzory wody z niego robi rzeczywiście wrażenie. To podróż życia.
Turyści z Lublina odwiedzili również włoskie miasteczka po drugiej stronie Alp. I tu zaskoczenie.
- We Włoszech wszystko było trzy, cztery razy tańsze niż w Szwajcarii – mówią. - Ale nasza przyjaciółka, która wiele lat temu wyszła za mąż za Szwajcara twierdzi, że u nich da się żyć. Jakoś nas to nie dziwi, bo tam średnia minimalna płaca to ok. 4500 CHF, czyli jakieś 20 tys. zł. Raz, na samym początku zaszaleliśmy i poszliśmy w Chur do miejscowej restauracji. Było już po godz. 18 i jedyna czynna knajpa to była kuchnia tajska. Za kolację, bez większych szaleństw zapłaciliśmy 120 franków (ok. 540 zł). Regionalne, lane piwo (0,5 l) kosztowało 8 CHF (36 zł)
Legendarna czystość w Szwajcarii nie jest mitem. Tak jak punktualność. Marek z Iwoną codziennie podróżowali. Nie zdarzyło się, żeby pociąg czy bus spóźnił się chociażby o minutę. Nie widzieli też śmieci na ulicy. Ani jednego niedopałka.
- Pewnie gdzieś tam by się znalazł – mówi Iwona. - Trzeba jednak przyznać, że ta czystość rzeczywiście rzuca się w oczy. Szwajcar jak idzie chodnikiem i zauważy leżący patyk, to podnosi go i wrzuca do pojemnika na śmieci. Mają to we krwi.
Lubelscy turyści zwrócili też uwagę, że miejscowi kierowcy nie łamią przepisów drogowych. Nawet najmniejsze przekroczenie dozwolonej prędkości grozi surowymi mandatami. Co ciekawe, Szwajcarzy często sami decydują podczas referendum, jaka dozwolona prędkość powinna obowiązywać w ich miejscu zamieszkania. Jeżeli uznają, że np. 30 km/h, to i sami tej prędkości przestrzegają.
Gdyby komuś jednak przyszło do głowy jechać o wiele za szybko, to musi się liczyć z tym, że miejscowy kierowca jadący za takim autem, nie zawaha się zadzwonić na policję.
Są też minusy – Szwajcarzy skutecznie zniechęcają „obcych” do podróży samochodami po ich kraju. W wielu miejscowościach parkingi są tylko dla miejscowych. Zresztą i oni sami mają często problem z parkowaniem.
- W miejscowości, gdzie mieszkają nasi przyjaciele, zaplanowano budowę apartamentowca – mówi Marek. - Zaraz zaczęły się protesty. Nie chodziło o ekologię czy psucie krajobrazu. W tym miejscu, gdzie miała ruszyć budowa, mieścił się niewielki parking, który zostałby zlikwidowany. Pod tym względem Szwajcaria nie jest przyjazna kierowcom. Można przejechać kilkadziesiąt kilometrów i nie znaleźć ani jednego miejsca, gdzie można by było się zatrzymać. Większość to prywatne grunty z licznymi zakazami.
Szwajcarzy duża wagę przykładają też do obronności swojego kraju. Każdy mężczyzna jest zobowiązany do pełnienia służby wojskowej. Żołnierze po przeszkoleniu mogą trzymać broń w domu – amunicja do niej jest przechowywana jednak w wojskowych magazynach. Ci, którzy służyli już w armii, są co jakiś czas powoływani na ćwiczenia.
- Ci, którzy mieszkają np. na terenach nizinnych szkolą się w górach – wyjaśnia Marek. - I odwrotnie. Chodzi o to, żeby każdy szwajcarski żołnierz znał dobrze teren i jego specyfikę. Armia wykorzystuje też zawodowe doświadczenia żołnierzy w cywilu. Jeśli ktoś jest np. elektrykiem, to także tym będzie się specjalizował w armii.
Szwajcaria jest nie tylko bogatym i wyjątkowo czystym krajem. W ubiegłym roku odnotowano tu największy procentowy przyrost ludności od lat 60. ub. w. To m.in. dzięki temu, że przybyło wielu imigrantów, zwłaszcza z Ukrainy.
- Co czwarty Szwajcar jest napływowy – kończy nasz rozmówca. - Trzeba jednak przyznać, że sam kraj jest wyjątkowy pod każdym względem. Patrząc, jak ludzie tu żyją, można tylko pozazdrościć, że nie zrozumieją pytania „czy wystarcza ci do pierwszego”...