Partner: Logo FacetXL.pl

Rozmowa z Andrzejem Dawidem, ogrodnikiem z Lublina

 


Jak się zostaje ogrodnikiem?

- Trzeba to lubić. Dla mnie to nie tylko zawód, ale przede wszystkim pasja. To dzięki ojcu robię dzisiaj to, co robię. On mnie zainspirował. Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym i mieliśmy dużą działkę. Rodzice pochodzili ze wsi. Wiedzieli co to jest praca w polu. Działce poświęcali mnóstwo czasu. Od razu po pracy przebierali się i ruszali w swoje grządki. Czasami im pomagałem, aż w końcu i ja złapałem bakcyla i znalazłem też sposób na życie.

 


Trudno jest uprawiać samemu ogród?

- To zależy, co chcemy w nim mieć. Jeśli ktoś ma ambicje posiadania własnych warzyw, owoców, to nie ma co liczyć na wolne popołudnia. Robota zawsze się znajdzie. Są tacy, którym wystarczy niewielki trawnik, ale też żeby mógł cieszyć oko, to trzeba przy nim tak samo spędzać trochę czasu. Jeśli ktoś nie ma ani czasu, ani ochoty, to wynajmuje do prac takich gości jak ja.

 


Na co jest największe zapotrzebowanie?

- Grabienie czy koszenie to zazwyczaj każdy sam ogarnia. Większość właścicieli domków z działkami mają kosiarki, kosy spalinowe. Samo koszenie to dla wielu też czysta przyjemność. Ale jak trzeba już uformować jakieś krzewy, przyciąć, skrócić – to dla wielu jest już problem. Podobnie jest w przypadku chorób. Nie każdy wie, jak rozprawić się z mączniakiem, jak rozpoznać po liściu czy to grzyb czy inna zaraza. To wymaga wiedzy i doświadczenia. Z drugiej strony jednak w internecie można znaleźć tak dużo artykułów i filmów, jak sobie z tym radzić, ale mimo wszystko nie zawsze ta wiedza internetowa przynosi efekty.

 


Kto najczęściej korzysta z pana usług? Starsi czy młodsi?

- Nie ma reguły. Starsi zazwyczaj mają większe doświadczenie w pracach w ogrodzie, ale często nie mają już sił, zwłaszcza jeśli trzeba wejść gdzieś wysoko na drzewo czy coś przesadzić. Młodsi z kolei nie mają czasu na takie rzeczy. Wolą zapłacić i mieć spokój. Może jestem niedzisiejszy, ale wolę jak klient ma jakieś pojęcie o ogrodnictwie, bo wtedy pyta, czyta, widać że się interesuje. Jest jaka interakcja. A często mam i tak, że klient nawet nie zapyta, co posadziłem, jak to podlewać, pielęgnować. Mam wtedy wrażenie, że gdybym mu w tych grządkach umieścił sztuczne kwiatki i krzewy, to też byłby zadowolony.  Kiedyś usłyszałem od takich młodych ludzi, którzy stwierdzili, że na działkę to patrzeć nie mogą, bo nie lubią jak liście fruwają, ptaki się "drą", nie mówiąc o kretowisku na trawniku. Zastanawiam się wtedy, po im była ta działka? 

 


Jaki jest teraz trend? Co jest modne w ogrodzie?

- Kostka i beton. Mówię to trochę z przekąsem. Czasami widzą nowe domy, których otoczenie przypomina albo pustynię, na której nic nie rośnie lub jest jakieś klepisko albo zieleń sprowadzona do absolutnego minimum. Nie chcę tu nikogo oceniać, bo każdy ma inne preferencje, ale niekiedy nie jestem w stanie zrozumieć po co ktoś się decyduje na budowę domu, wokół którego jest mało zieleni. Przecież to sama przyjemność pochodzić po trawniku, skryć się gdzieś w cieniu drzewa, powąchać kwiaty na rabatce. Z drugiej strony ludzie tłumaczą, że robią dla wygody, bo nie chcą być niewolnikami ogrodu. Aż mnie czasami korci, żeby im podpowiedzieć, że zamiast podjazdu z pełnej kostki czy płyt, można też wykorzystać małe, estetyczne płyty ażurowe, na których będzie też i zieleń.

 


Co pana najbardziej irytuje w pracy?

- Kocham rośliny i nie mogę czasami zrozumieć jak ktoś bezmyślnie je traktuje. Wiele razy spotykam się z sytuacją, kiedy jakiś krzew czy drzewko najpierw zachwyciło właściciela, a potem uznał, że to była pomyłka. I co najprościej? Wyciąć, spalić, zniszczyć. Czasami tłumaczę moim klientom, że można taką roślinę skrócić, uformować lub po prosto przesadzić, żeby dać jej nowe życie. Często taki krzew czy bylina wygląda mizernie, bo ma np. nieodpowiednią ziemię, za mało słońca czy cienia. Wystarczy wtedy zmienić ziemię, dodać odpowiedniego nawozu, żeby odżyła i cieszyła oko. Ludzie często kupują rośliny i w ogóle nie patrzą w jakich warunkach powinna się rozwijać, rosnąć. Potem się żalą, że wygląda jak badyl.

 


Dla wielu osób oczkiem w głowie są trawniki – zielone, bez chwastów, żółtych plam. Trudno jest to osiągnąć?

- Nie ma nic za darmo. Trawa sama nie urośnie, sama się nie skosi. Wymaga systematycznej pielęgnacji. Miałem kiedyś klienta, który skarżył mi się, że ktoś mu ułożył trawnik z rolki, ale po jakimś czasie porobiły się plamy, trawa zżółkła, wyglądała jak klepisko. Okazało się, że pan wyszedł z błędnego założenia, że skoro zapłacił kilka tysięcy złotych za trawnik, to już nie musi przy niej nic robić. Nic bardziej mylnego. Wertykulacja, aeracja, nawożenie, nawadnianie – to są podstawowe czynności, bez których nie będziemy nigdy mieć ładnego trawnika. Zresztą każdy ma inne preferencje. Są tacy, którzy np. nie znoszą, jak im coś innego rośnie na trawniku, np. stokrotki. I niszczą je. A są też tacy, którzy na połowie trawnika mają mech i sobie to chwalą, że miękko się po tym chodzi i im się to podoba. Ja osobiście jestem zwolennikiem naturalnej roślinności.

 


A często trzeba kosić trawnik?

- Są różne szkoły. Niektórzy koszą nawet raz w tygodniu. W przypadku suszy, upałów jest to dla trawy zabójcze. Niższa trawa daje mniej cienia, odsłania glebę, która się wysusza i w ten sposób tylko jej szkodzimy. Nie jestem zwolennikiem ani częstego koszenia, ani zbyt niskiego. Wysoka, ale równo przycięta trawa też może cieszyć oko.

 


Warto mieć swój warzywniak?

- Oczywiście, że warto. Sam założyłem już kilkanaście swoim klientom. Modne są teraz podwyższane grządki – drewniane czy też betonowe, przy których nie trzeba się nachylać. Można też za niewielkie pieniądze kupić składane szklarnie. Możliwości jest wiele. Ale trzeba pamiętać, że pielęgnacja warzywniaka oznacza ogrom pracy, która – owszem, może przynieść mnóstwo satysfakcji, ale i skutecznie zniechęcić. Ci, którzy mają swoje grządki z warzywami wiedzą o czym mówię. To wiosenne przymrozki czy chociażby zaraza, która może zniweczyć całą naszą pracę. Miałem kiedyś stałą klientkę, która po dwóch latach uprawiania warzyw zlikwidowała wszystkie grządki i zrobiła w tym miejscu skalniak. Najpierw mszyca, potem różnego rodzaju grzyb, do tego ślimaki tak ją zniechęciły do uprawy własnych warzyw, że dała sobie z tym spokój.

 


Co by pan radził tym, którzy dopiero kupili działkę, będą się wkrótce budować i zamierzają urządzić ogród?

- Jeśli planujemy więcej zieleni, to przede wszystkim już teraz posadzić część drzew czy krzewów – tam, gdzie nie będą przeszkadzać podczas budowy. Podobnie jak z trawnikiem. Jak już będzie gotowy dom, to nie będzie trzeba czekać, aż coś nam urośnie. Pamiętajmy też o tym, że jeśli planujemy sadzić jakieś drzewa, to róbmy to z głową. Znam przypadki, kiedy klient obsadził sosnami i świerkami całą działkę wkoło, a po latach musiał je wycinać, skracać, bo zacieniały działkę sąsiada. Z wielu drzew można „wycisnąć” estetyczny żywopłot, trzeba to robić jednak odpowiednio wcześniej, kiedy nie są one jeszcze tak wysokie. Pamiętajmy też, że każde wycięcie drzewa o większym obwodzie pnia wymaga zezwolenia. Nie są to także tanie usługi. Radziłbym, żeby dobrze przemyśleć każdy element planowanej architektury ogrodowej. Mam na myśli m.in. różnego rodzaju oczka wodne, kaskady, fontanny. Zbyt wiele ich w ostatnich latach likwidowałem klientom. Na początku byli zachwyceni, potem okazało się, że nie są to bezobsługowe atrakcje, do tego niektórym zaczął przeszkadzać szum wody i okazało się, że najchętniej by się tego pozbyli. I ostatnia rada – na działce zawsze będzie coś do roboty. Jeżeli jesteśmy na etapie kompletowania sprzętu i narzędzi ogrodniczych, to kupując najtańsze, wcale nie oszczędzamy. Niektóre nie wytrzymują nawet jednego sezonu. Pamiętajmy, że lepiej mieć np. jedną porządną złączkę i markowy wąż do podlewania wody, a nie cały koszyk różnych końcówek, które ciągle przeciekają i różnego rodzaju tanich węży skręcających się przy każdym użyciu.

 


Da się wyżyć z pracy ogrodnika?

- Nie narzekam. Każdy zakres prac wycenia się inaczej. Nie pracuję na dniówki, bo czym innym jest skoszenie trawnika, a czym innym przycinanie i prześwietlanie kilkudziesięcioletnich drzew. Niektórzy się dziwią, dlaczego skracanie i formowanie kilkudziesięciu tui może kosztować nawet dwa tysiące złotych. To nie jest taka lekka praca, gałęzie też trzeba zebrać, wywieźć, zutylizować. Czasami korzystam z wynajętej zwyżki, za którą też muszą zapłacić. To nie jest tak jak kiedyś, że wszystko się paliło na ognisku. Trzeba jednak pamiętać, że są to głównie prace sezonowe. Nie zawsze też sprzyja pogoda do pewnych prac. Ważne dla mnie jest też to, że po latach widzę efekty swojej pracy. Nie każdy ma tę możliwość.

 


 

 


 

Tagi:

ogród,  ogrodnik,  pielęgnacja, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz